Kiedy odwaga tanieje, z nor wyłażą tchórzliwe miernoty i pod skradzionymi sztandarami wrzeszczą o swojej odwadze. Emerytowana amerykańska psycholog, Phyllis Chesler poświęciła znaczną część swojego życia obronie praw kobiet. Patrzy ze zdumieniem i odrazą na dzisiejszy ruch feministyczny i prowadzi dalej swoją walkę o prawa kobiet w Afganistanie, Iranie i innych miejscach, gdzie kobiety przez cały czas są zabijane, torturowane i zniewalane. Phyllis Chesler doskonale wie, dlaczego dzisiejszy zachodni ruch feministyczny odwraca głowę od miejsc, gdzie życie kobiet jest piekłem.
Czytam w „Gazecie Wyborczej”, iż w Sejmie „opadł kurz” po antysemickim wyczynie Grzegorza Brauna, (okazuje się, iż chodzi o pozycję Krzysztofa Bosaka we władzach Sejmu, czyli o półjawnie antysemicką Konfederację). Tymczasem Korwin-Mikke założył nową partię polityczną pod starą nazwą KORWiN, jego wspólnikiem jest stary towarzysz, Stanisław Michalkiewicz, prawdopodobnie czołowy polski żydożerca (piszę „prawdopodobnie”, bo jednak ma konkurentów). Po drugiej stronie globu, w Australii, zakazano publicznego wykonywania nazistowskiego salutu.
Jak czytamy: „Zgodnie z prawem publiczne oddawanie nazistowskiego pozdrowienia lub pokazywanie nazistowskiej swastyki lub podwójnego znaku runicznego związanego z grupą paramilitarną Schutzstaffel (SS) jest przestępstwem zagrożonym karą do 12 miesięcy więzienia”.
Nowa ustawa ma ścisły związek z wydarzeniami na Bliskim Wschodzie, a konkretnie z wojną z Hamasem w Gazie. Zwolennicy Hamasu na całym świecie wydają się być w pełni świadomi powiązań ideologii Hamasu z ideologią Hitlera. Dlaczego nie mieliby być świadomi? Malowanie swastyki na żydowskich grobach jest powszechną na całym świecie tradycją, dobrze znaną również u nas.
Pamiętam jak w latach siedemdziesiątych wysmarowano swastyki na żydowskich grobach na cmentarzu w Szwecji. Władze postawiły przy cmentarzu policjanta, którego dziennikarz zapytał, czy się nie obawia o swoje bezpieczeństwo. Policjant roześmiał się i powiedział, iż te groby wandalizują tchórze, więc sama jego obecność w tym miejscu wystarczy.
Czasy się zmieniły, dziś zachodnia policja częstuje miłośników nazizmu kawą i kanapkami. Kiedy w Kanadzie zrobiła się wrzawa wokół tych kordialnych relacji, szef policji przeprosił, nazywając jednak zwolenników nazizmu „sympatykami Palestyńczyków”. (Właściwe słowa pozwalają ukryć niewłaściwe powiązania.) Burza w szklance wody ucichła, kurz opadł, dalej marudzili już tylko Żydzi.
W doniesieniach mediów izraelskich jest zaledwie wzmianka o tym, iż w kryjówce Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu w Gazie 7 stycznia 2024 r. obok broni i amunicji znaleziono egzemplarz „Mein Kampf” po arabsku.
Nie ma powodu do krzyku. Nic nowego. W 1973 roku w plecakach poległych żołnierzy egipskich często znajdowano skróconą wersję „Mein Kampf”, dziś członków Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (formacji zbudowanej na wzór SS i potężniejszej niż irańska armia), członków Hezbollahu, Huti, Hamasu i Fatahu, łączy częste oddawanie nazistowskiego salutu. Co nie znaczy, iż łączy ich miłość. (Spekulacje, iż Hezbollah czeka aż IDF wykończy Hamas, żeby podjąć próbę dokończenia ich dzieła zmierzającego do zniszczenia Izraela, nie są pozbawione podstaw. Islam dzieli nie tylko odwieczny antagonizm między sunnitami i szyitami, ale sto innych podziałów skłaniających do wzajemnego mordowania się. Stwierdzenie, iż łączy ich tylko nienawiść do Żydów, może nie jest w pełni prawdziwe, ale jest zbliżone do prawdy. Konflikt Hamasu z Fatahem to tylko jeden z wielu konfliktów między bojownikami o zwycięstwo islamu nad niewiernymi.)
„Sympatyków Palestyńczyków” straszliwie oburza stwierdzenie, iż w rzeczywistości popierają nazizm i gardzą Palestyńczykami. To oburzenie jest szczere, faktycznie, choćby im do głowy nie przychodzi, iż ta ich sympatia może być oparta na samooszustwie, na starannym odwracaniu głowy od ideologii tych, którzy rządzą tymi, którym rzekomo współczują. IDF niszczy nadzieję na wzmocnienie otaczających żydowskie państwo nazistowskich twierdz.
Mariusz Zawadzki, były korespondent „Gazety Wyborczej” w Waszyngtonie przeprowadził dla „Polityki” rozmowę z amerykańską ekspertką „od roli religii w stosunkach międzynarodowych”.
Dziennikarz zaczął od pytania:
„Kiedy rząd Beniamina Netanjahu bombarduje Gazę, amerykańscy dyplomaci komentują, iż ‘Izrael ma prawo do obrony’. Krytycy Izraela w USA są oskarżani o antysemityzm lub popieranie terrorystów. Ale kiedy popatrzeć na sondaże, obraz nie jest już tak jednoznaczny. A młodzi są choćby przeciwko Izraelowi – w ostatnim badaniu Gallupa dwie trzecie respondentów poniżej 35 lat stwierdziło, iż nie popiera bombardowań Gazy. Najwyraźniej elity są dużo bardziej proizraelskie niż reszta społeczeństwa. Dlaczego tak jest?”
Dziennikarz musiał już znać opublikowane kilka dni wcześniej wyniki sondażu Harvard/Harris, z których wynika poważniejsza różnica między najmłodszym pokoleniem dorosłych Amerykanów a starszą generacją. 60 procent Amerykanów w wieku 18-24 stwierdza, iż okrucieństwa Hamasu z 7 października były usprawiedliwione „problemami Palestyńczyków”. Zdecydowana większość reszty społeczeństwa uważa, iż tego barbarzyństwa nic nie usprawiedliwia. Również ponad 60 procent najmłodszych dorosłych uważa, iż Izrael popełnia „ludobójstwo” w Gazie. Równocześnie 76 procent tych młodych ludzi stwierdziło, iż Hamas może być partnerem w rozmowach pokojowych. Żeby było jeszcze ciekawiej, 54 procent respondentów z tej grupy wiekowej stwierdza, iż studenci powinni mieć prawo opowiadania się za ludobójstwem wobec Żydów.
Polski dziennikarz wydaje się być niezadowolony z faktu, iż amerykańscy dyplomaci przyznają Izraelowi prawo do obrony. Jego starannie dobrana rozmówczyni, Lizabeth Shakman Hurd, wyjaśnia, iż ta tragedia spowodowana jest tym „gdzie te elity były kształcone i jak się socjalizowały politycznie. Amerykański system edukacji, od szkół podstawowych do uniwersytetów włącznie, nie działa w politycznej próżni”.
Pani Lizabeth Shakman Hurd kształci nowe elity, robi to na Northwestern University obficie dotowanym przez Katar. Historycznie największym zagranicznym dobroczyńcą amerykańskiej oświaty wyższej jest Arabia Saudyjska, ale maleńki Katar nie pozostaje daleko w tyle. Macierzysta placówka amerykańskiej rozmówczyni polskiego dziennikarza otrzymała z Kataru 700 milionów dolarów, co może być solidną zachętą do kształtowania nowych amerykańskich elit w duchu Al-Dżaziry.
Od dziesiątków lat każde tankowanie samochodu oznacza wpłatę nie tylko na fundusz zbrojeniowy islamskich terrorystów, rosyjskiej armii i wenezuelskiego „socjalizmu”, ale również na fundusz astronomicznych łapówek dla zachodnich nauczycieli akademickich, dziennikarzy i dyplomatów.
W ostatnich latach kilka amerykańskich instytucji zbiera i prezentuje dane pokazujące to finansowanie. Twierdzi się, iż te dane są daleko niepełne, iż finansuje się głównie politykę kadrową, iż niektóre warunki tych dotacji prezentowane są tylko ustnie i bez świadków, co prowadzi do spekulacji i podejrzeń o teorie spiskowe.
Ci z nas, którzy pamiętają sterowanie zachodnich ruchów pokojowych z Moskwy, wiedzą, iż wiele faktów wyłaziło na światło dzienne dopiero po latach i iż nigdy nie dowiedzieliśmy się wszystkiego.
To zjawisko jest bardziej złożone; dywersyjna działalność z zewnątrz wzmacnia istniejące i bez tego tendencje. Ludzi takich jak Robert Malley motywują ich własne przekonania, a nie pieniądze (chociaż nie gardzą pieniędzmi potrzebnymi dla realizacji ich celów).
Widzimy efekt końcowy – radykalny zwrot młodego pokolenia w kierunku sympatii nie tylko dla antydemokratycznych ruchów, ale wręcz dla nazizmu. To ostatnie trzeba trochę tuszować. Pragnienie uratowania Hamasu przed upadkiem ukrywamy za żądaniem „zawieszenia broni”, oskarżeniami Izraela o „ludobójstwo”, zdaniami w stylu „rząd Benjamina Netanjahu bombarduje Gazę”. Innymi słowy polski dziennikarz rozpoczyna rozmowę z amerykańską ekspertką, w której gniewne pytanie, dlaczego adekwatnie Ameryka popiera ten straszny Izrael, ma wzmocnić u czytelników niechęć do Żydów. Przesadzam?
Chyba nie. Człowiek, który nie wspomina 16 lat ciągłych ataków rakietowych na izraelskie miasta i wioski, codziennych zamachów terrorystycznych, podpaleń i ideologii otwarcie głoszącej dążenie do eksterminacji Żydów na Bliskim Wschodzie i wszędzie indziej, który udaje sympatię dla Palestyńczyków, nie wspominając, pod jaką dyktaturą żyją, który tuszuje kulminacyjny punkt realizacji tej ideologii i przerzuca winę na ofiarę, robi tę samą robotę co Grzegorz Braun, tylko jest lepszym specjalistą.
Czy powinna nas dziwić eksplozja antysemityzmu wśród młodego (i nie tylko młodego) pokolenia mieszkańców Zachodu? Nie sądzę. Gigantyczne antyizraelskie protesty mogą się kojarzyć z dumną defiladą wojsk radzieckich i niemieckich w Brześciu w 1939 roku. (Część „protestujących” może być nieświadoma immanentnego konfliktu między wrogami demokracji.)
Kiedy młode pokolenie wrzeszczy „od rzeki do morza”, inni, bardziej wyrobieni odbiorcy mediów piszą: „Premier, który chcąc uniknąć więzienia tworzy ochoczo pejzaż góry trupów, wspierany przez podfarbowanych faszystów, którzy dosłownie i bezczelnie wzywają do ludobójstwa i czystki etnicznej.” To słowa wysoko wykształconego Amerykanina pochodzenia żydowskiego, które w jednym zdaniu świetnie prezentują filozofię, na której opiera się cały sposób informowania społeczeństwa amerykańskiego o konflikcie arabsko/islamsko-żydowskim na Bliskim Wschodzie.
Autor tego zdania wydaje się być całkowicie nieświadomy, iż trwający od wielu lat proces Benjamina Netanjahu nie zdołał doprowadzić do przedstawienia jakiegokolwiek dowodu winy w sprawie któregokolwiek z licznych zarzutów. Nie zauważył również, iż proces toczył się, kiedy Netanjahu nie był premierem, ani iż toczy się nadal, kiedy wyborcy ponownie go wybrali. Dlaczego te oskarżenia uważa za punkt wyjścia do komentarza w sprawie wojny obronnej przeniesionej z terenu Izraela na teren agresora? Jego skrót myślowy opowiada znacznie więcej o Ameryce i o nim samym niż o tym konflikcie. Pewnie byłby wzburzony, gdyby mu powiedzieć, iż stanowi maleńką cząsteczkę wielkich rzesz odbiorców przekłamanych informacji, którzy nie zdołali się wybić na samodzielne myślenie.
Bezpośrednio po drugiej wojnie światowej Orwell krytykował nadużywanie pojęcia faszysta. To słowo przez cały czas częściej jest używane jako rodzaj wyzwiska niż element analizy i faktycznych powiązań, czy to z ideologią włoskiego faszyzmu, czy niemieckiego nazizmu. Nie bez powodu to zdanie oświeconego Amerykanina przypomniało mi wspaniałą przekupkę, która w marcu 1968 roku wyszła w Warszawie z placu targowego na Polnej na Plac Politechniki i widząc jak milicjant bije pałką młodą dziewczynę, rzuciła na ziemię dwie pełne siatki, podbiegła i obrzuciła milicjanta wyzwiskami: „ty gnoju, ty gestapowcu, ty Żydzie.”
Amerykanin żydowskiego pochodzenia przywołuje swoją żydowskość dla wzmocnienia swojej wiarygodności, co raczej osłabiło jego argumentację niż wzmocniło. Po prostu powtarzał dalej to, co mówią inni odbiorcy tych samych wiadomości: „Ten faszysta Netanjahu niszczy nazistowską twierdzę, żądamy natychmiastowego zawieszenia broni”. Tak tego nie ujmują z jednego powodu – autentyczne powiązania islamskiego ruchu na rzecz globalnego kalifatu z niemieckim nazizmem były i są starannie zamazywane, żeby czytelnik, słuchacz czy widz, przypadkiem nie tracił z oczu żydowskich win.
Tak więc, w takich wypowiedziach proces izraelskiego premiera jest znacznie ważniejszy niż fakt, iż Hamas jest zaledwie drobną cząstką wielkiego ruchu, którego celem jest podbój świata mający się rozpocząć od mordowania Żydów. Otwarcie deklarowana miłość tego ruchu do nazizmu przetrwała drugą wojnę światową, a dziś jest maskowana, ale przez cały czas jednoznaczna.
Nie chodzi tu tylko o samą rasistowską nienawiść do Żydów, ale o cały zestaw wartości i celów. Poczynając od ambicji podboju świata, poprzez nienawiść do demokracji i samego pomysłu tolerancji religijnej, aż do kultu jednostki i marzenia o jednoosobowej dyktaturze i bezwzględnej kontroli myśli każdego poddanego.
Pytanie „kto za to płaci?” może wskazywać na głębokie przekonanie, iż jakieś twierdzenie wydaje się tak absurdalne, iż ktoś, kto je wygłasza, robi to prawdopodobnie na zlecenie i za grube pieniądze. Wiele razy dostawałem pytanie, „kto mi za to płaci”, nieodmiennie związane z pokazywaniem nieścisłych informacji w mediach. (Nawiasem mówiąc napisałem trzy książki, o których wielu sądziło, iż traktują o Izraelu, tymczasem wszystkie trzy były poświęcone etyce dziennikarskiej.)
Nie wiem i nie mogę wiedzieć jaka jest siła czarnej propagandy finansowanej przez paliwa kopalne, a jaka jest siła tradycji, która każe patrzeć z sympatią na każdego, kto deklaruje i podejmuje praktyczne wysiłki mordowania Żydów. Napis na wrocławskiej synagodze wydaje się wskazywać raczej na odradzanie się tradycji, chociaż nie bez wpływu czarnej propagandy.
To jest tchórzliwy okrzyk wojenny wysmarowany nocą. Nie tak odważny jak wystąpienie Grzegorza Brauna w Sejmie, ani tak odważny jak wystąpienie amerykańskich uczennic przed meczem koszykówki, który miał być rozegrany między uczennicami jednej z prywatnych elitarnych szkół nowojorskich, a drużyną uczennic ze szkoły żydowskiej. Nienawistne wrzaski, wśród których był okrzyk „Popieram Hamas, jebana Żydówko”, skończyły się zejściem dziewcząt z żydowskiej szkoły z boiska. (Czy występ tych panienek z bardzo dobrych domów był równie symboliczny jak występ Grzegorza Brauna?) Malowidło na drzwiach synagogi we Wrocławiu nie było oczywiście tak dokładnym wyjaśnieniem celów, jak koszmarne gwałty hamasowskich zbirów, którym uparcie zaprzeczają postępowe feministki.
Odwaga podłości tanieje z każdym dniem, wnuki i prawnuki tych, których cieszył okrzyk „Precz z Żydami, Żydóweczki z nami” stawiają chwilowo na outsourcing.
Tymczasem w Gazie każdego dnia giną izraelscy żołnierze próbujący odepchnąć światowy projekt pod kryptonimem „Potop raz jeszcze”. Na jego finansowanie składamy się wszyscy.
https://www.listyznaszegosadu.pl/ludzie-kto-za-to-placi-1
Andrzej Koraszewski