Tragedia, która wstrząsnęła Polską. Matka Oskara zabrała głos

8 godzin temu

- Po prostu wzięli akty urodzenia, zabrali mi dzieci z rąk i wyszli - mówi "Interwencji" matka Oskara, który zmarł cztery dni po umieszczeniu go w rodzinie zastępczej. Kobieta po raz pierwszy obszernie odniosła się do tragedii. Tłumaczy za co została skazana. Mówi o ostatnich chwilach z Oskarem, pogrzebie i walce o trzyletnią córkę, którą również odebrano. Materiał "Interwencji".

- Czteromiesięczne dziecko miało przed sobą bardzo dużo życia, a odebrano mu to życie w ciągu jednej sekundy tak naprawdę. Jak można choćby nie wiedzieć z jakiej przyczyny, powiedzieć, iż się zachłysnęło, gdzie sekcja zwłok wykluczyła - mówi Magdalena Woźna, matka Oskara i Leny.

Oskar miał cztery miesiące. Dziecko zmarło w rodzinie zastępczej 19 maja tego roku, po czterech dniach od zabrania z rodzinnego domu. Zdecydowano się na taki krok, bo matka trafiła do więzienia. Sprawę śmierci niemowlaka bada prokuratura.

Matka Oskara o ostatnich chwilach z czteromiesięcznym synkiem

Matka Oskara doskonale pamięta, gdy ostatni raz się z nim widziała.

- Przyszła policja, powiedzieli, iż mam do odbycia karę, że jestem w ogóle poszukiwana, czego choćby nie wiedziałam. Stwierdzili, iż muszę iść z nimi. Przyszli też państwo z opieki i powiedzieli, iż zabierają dzieci, ponieważ nie ma kto się nimi zająć. Tłumaczyłam, iż jest moja mama, która może przyjechać z pracy, jest prababcia, która ma na tyle siły, iż pomagała mi też wcześniej zajmować się dziećmi. Jednak oni powiedzieli, iż muszą zabrać, iż jedynie ojciec. Poinformowałam ich, iż ojciec dzieci jest poszukiwany, więc stwierdzili, iż na pewno nie zostawią dzieci pod jego opieką, iż nie mogą - opowiada Magdalena Woźna.

- Po prostu wzięli akty urodzenia, książeczki zdrowia, zabrali mi dzieci z rąk i wyszli. Powiedzieli tylko, iż jadą do pogotowia opiekuńczego, gdzie będą razem, iż ich nie rozdzielą. Po czym ja dostałam informację, iż są rozdzieleni - dodaje.

ZOBACZ: W kajdankach na pogrzebie własnego dziecka. Służba Więzienna tłumaczy

Jak mówi, nikt jej wcześniej nie poinformował, iż skoro niedawno urodziła, to odbywanie kary więzienia może zostać przesunięte, czy iż może odbywać karę wraz z dziećmi.

- Nie miałam takiej informacji ani takiej propozycji, jeżeli bym miała, to bym się zgodziła i dzieci byłby wtedy ze mną. Oskar by dalej żył. On był bardzo zdrowym dzieckiem, miał wszystkie badania kontrolne, wszystkie szczepionki, to wszystko jest w książeczce zdrowia dziecka - zapewnia.

Warszawa. Śmierć Oskara w rodzinie zastępczej. Matka Oskara zabrała głos

Głośnym echem w mediach odbiła się również forma, w jakiej pani Magdalenie pozwolono na udział w pogrzebie. Żegnała synka będą w kajdankach zespolonych i więziennej odzieży.

- Kiedy dowiedziałam się, iż syn zmarł, to wychowawczyni powiedziała, iż mogę napisać do dyrektora, żebym mogła być w swojej czarnej odzieży. Miałam tylko górę czarną, dół pożyczyłam od innej osadzonej. Dostałam takie pozwolenie, żeby jechać w innej odzieży. Jednak funkcjonariusz, kiedy podeszłam do dyżurki na kontrolę, przed wyjazdem na pogrzeb, powiedział mi, iż mam natychmiast przebrać się w odzież skarbową. Wcześniej w ogóle nie było też mowy, iż będę skuta w kajdanki. Na cmentarzu mogłam podejść do trumienki. Podszedł też ojciec dziecka, a mówiono, iż nie było go na pogrzebie. Jest to udokumentowane filmem, iż był - opowiada.

- Czułam się jak najgorsza kryminalistka, czułam się jakbym, co najmniej zabiła człowieka - podkreśla.

ZOBACZ: Mówili, iż nie było go na pogrzebie Oskarka. "Interwencja" pokazuje nagranie

Dziennikarz "Interwencji": A tymczasem pani wina polega na czym? Za co jest ten wyrok?

Pani Magdalena: Za ogłoszenia w internecie, za wystawienia rzeczy.

- Przedmiot wystawiony w internecie i nie trafił do kupującego?

- Tak.

- I te pieniądze wpłynęły na pani konto?

- Tak.

- Co pani za nie kupiła?

- To jedynie szło dla dzieci, oczywiście dawaliśmy radę tutaj, ale też były momenty, gdzie nie mieliśmy tych pieniędzy, było nam ciężko, ale zawsze dzieci miały jedzenie i wszystko, co było potrzebne.

Sąd zasądził za te oszustwa prace społeczne, których mama Oskara nie wykonała. Wówczas zamieniono karę na więzienie.

- Nie mogłam odrobić tych godzin, ponieważ byłam w ciąży. Dowiedziałam się, iż 20 stycznia powinnam już odrabiać te prace społeczne, jednak byłam dokładnie dwa dni przed porodem. Kobieta w zaawansowanej ciąży nie może odrabiać godzin prac społecznych, tym bardziej kobieta w połogu, gdzie ja ten połóg przeżyłam bardzo strasznie - tłumaczy.

Materiał wideo "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ.

Dziennikarz: Czy opieka społeczna kiedyś była u państwa? Jakiś pracownik socjalny, ktoś zaoferował pomoc?

Pani Magdalena: Nie, nikogo nie było. Szpital zgłosił, w szpitalu była opieka, ale ja powiedziałam, iż kategorycznie nie potrzebuję takiej pomocy.

- Czyli kiedy była pani na porodówce z Oskarem? Tam podeszła pani z opieki i zaoferowała pomoc. To dlaczego pani jej nie przyjęła?

- Nie przyjęłam, bo wiedziałam, iż mogą to wykorzystać przeciwko mnie.

- W jakim sensie?

- Że ja sobie nie daję rady, iż nie ma warunków. Dla mnie było dziwne, iż pytała się, czy Lena ma gdzie spać, czy ma co jeść, czy ma zabawki, czy nie chodzi brudna, czy nie chodzi pobita, czy nikt nad nią się nie znęca.

- No, a jakie warunki miały tu pani dzieci?

- Bardzo dobre miały, bardzo dużo zabawek mają, bardzo dużo ubrań. Zawsze miały jedzenie, picie. Wszystko, co było dla nich naprawdę potrzebne.

- Czy Lena ma jakiś problem z mówieniem? Czy ona jeszcze nie zaczęła mówić?

- Tak, ma problem z mówieniem, mieliśmy iść z nią do logopedy, ale nie zdążyliśmy, co jest oczywiście teraz wykorzystywane przeciwko nam. Próbują z nas zrobić, tak zwaną, patologię.

Matka Oskarka walczy o kontakt z córką

Po reportażu "Interwencji" o historii tej rodziny usłyszała cała Polska. Kara więzienia wobec kobiety została zmieniona na dozór elektroniczny.

- Pierwsze kroki postawiliśmy na grób syna. Odwiedzam go, jeżeli to tylko jest możliwe. Mam teraz ten dozór, mam godziny wyznaczone. To, co nas spotkało, to jest po prostu koszmar, tragedia. Jedyne, co teraz możemy zrobić w sprawie Oskara, to jest zbiórka założona przez moją mamę, żeby postawić mu nagrobek, a w sprawie Leny to jedynie teraz sądownie, żeby ją odzyskać - mówi pani Magdalena.

ZOBACZ: Matka Oskarka chce odzyskać córkę. Jest wniosek do sądu

Matka złożyła wniosek o wydanie trzyletniej córki Leny. Dziewczynka przez cały czas przebywa w rodzinnym domu dziecka. Sprawę będzie rozpatrywał sąd rodzinny.

- Po wyjściu z aresztu nie widziałam się jeszcze z Leną i nie wiadomo kiedy to nastąpi. Nie powiedzieli mi choćby dokładnie, gdzie przebywa. Czekamy na nią. Apeluję o to, żeby mi oddano córkę jak najszybciej, żeby się z nią nie stała taka krzywda, jak z moim synem i żeby osoby, które są odpowiedzialne za to, co się stało Oskarowi, odpowiedziały za to - podsumowuje.

WIDEO: Niezwykła historia. Reanimacja w czasie porodu
Idź do oryginalnego materiału