Kilka tygodni temu pojawił się pomysł żeby zrobić artykuł o komunikacji w MON i MSZ. Dowiedziałem się o kilku miejscówkach, w których mieszczą się duże stacje radio. Te należące do wojska to między innymi leżące na północ od Warszawy pole antenowe w Chotomowie. Nie spodziewałem się tego co odkryję szykując ten materiał.
Stacja w Chotomowie odpowiada za nadawanie. Pozostaje w zarządzie Służby Wywiadu Wojskowego. Użyto tu anten LPDA, które działają na falach krótkich w paśmie między 4 lub 6 a 30 MHz. Anteny są ruchome i mogą zmieniać kierunek nadawania. Są stąd transmitowane sygnały i nagrania przygotowywane w pozostałych placówkach Służby.
Można stąd przesyłać sygnały na duże odległości i pozostawać w kontakcie z jednostkami, okrętami i samolotami, znajdującymi się choćby tysiące kilometrów dalej. Podobno nadają stąd również stacje alfanumeryczne, w tym słyszalna na 8 MHz stacja E11. Zwana, od używanego w transmisjach kodu, „Oblique”. Jej jakość była bardzo słaba do 2013 roku. Wtedy właśnie zmodernizowano pole antenowe w Chotomowie. Wcześniej spekulowano, iż może nadawać z obiektu w Falentach. Być może miejsce nadawania się zmienia, w końcu i tak nagrania są przygotowywane gdzie indziej.
O ile to możliwe staram się robić własne zdjęcia do artykułów, więc udałem się pod obiekt w Chotomowie. Położone na północ od miejscowości pole antenowe, z jednej strony ogranicza ulica Kordeckiego, a z pozostałych pas lasu. W okolicy powoli pojawiają się domki jednorodzinne. Instalacje zabezpieczają dwa rzędy płotów zwieńczonych Concertiną. Sponad nich widać górne części anten LPDA.
O koło 16 byłem na miejscu. Uznałem, iż zanim zacznę robić zdjęcia powiadomię ochronę obiektu. Zadzwoniłem domofonem. Jedyną reakcją było otwarcie się furtki. Wszedłem na położony pomiędzy dwoma rzędami płotów dziedziniec i czekałem aż ktoś podejdzie. Minęło kilkadziesiąt sekund i nic się nie działo. Cała sytuacja była co najmniej dziwna. Dopiero w momencie gdy wyciągnąłem komórkę i pstryknąłem kilka fotek z dziedzińca, pojawił się strażnik i ze sporymi pretensjami wyprosił mnie poza teren. Co oczywiście zrobiłem. Chciał coś notować, groził. Ok, ok, do widzenia. Zrobiłem kilka zdjęć z zewnątrz i już mnie nie było.
Na tym pewnie skończyłaby się cała historia ale zwróciłem uwagę na parę rzeczy. Odtwarzałem w pamięci sytuację i doszedłem do wniosku, iż strażnik zadziałał automatycznie i najwyraźniej wziął mnie za technika SWW, który przyjechał do budynku położonego w środku kompleksu. Pewnie nikt poza nimi nie odwiedza tego odludnego, nie posiadającego choćby adresu miejsca. To po co za każdym razem sprawdzać wchodzących. Uznałem, iż uwagę strażnika zwróciła nie moja wizyta ale wahanie na dziedzińcu. Po co robić dwa rzędy płotów z drutem kolczastym, skoro środkowa brama jest otwarta a przez pierwszą można przejść bez weryfikacji. Gdyby skorzystać z tej rutyny i faktu, iż druga brama jest otwarta może udałoby się wejść do środka kompleksu i obejrzeć anteny SWW z bliska?
Pozostało kilka niewiadomych. Czy strażnik zgłosił incydent i czy to naprawdę była rutyna. Tylko po co miałby to zgłaszać, skoro wpuścił osobę bez weryfikacji i nie ma się czym chwalić. Resztę można było sprawdzić tylko w praktyce ale coś mi podpowiadało, iż miałem rację.
Dwa tygodnie później o podobnej godzinie, także w piątek, pojawiłem się pod obiektem. Tak jak poprzednio ubrany w dres. Ubrany po sportowemu pracownik w drodze do nudnej pracy. Czas odegrać zaplanowany scenariusz. Odstawiłem rower i zadzwoniłem do dyżurnego. Jak się okazało pod koniec wizyty, była to inna osoba niż ostatnio.
Nowy strażnik zareagował identycznie. Otworzył bramę, zamiast furtki, bez zadawania pytań. Wszedłem do środka. Mijając stróżówkę machnąłem ręką i rzuciłem cześć. Słyszałem jak brama zamyka się za mną. Nie było już odwrotu. Przeszedłem otwartą drugą bramę a za cel obrałem budynek nadawczy w centrum kompleksu. Tym razem szedłem pewnie, bez zatrzymywania się. Byłem w środku!
Przy drzwiach budynku nadawczego kilka razy przesunąłem ręką nad czytnikiem kart. Oczywiście nic się nie działo. Na domofonie nacisnąłem jeden z dzwonków. Starałem się wyglądać jakbym miał problem z kartą.
Odszedłem od drzwi i wyjąłem telefon. Rozejrzałem się. Nic się nie działo, nikt nie wyszedł. A więc jednak. Postanowiłem przejść się po obiekcie.
Obszedłem budynek, podszedłem do jednej z anten. Ze względu na bezpieczeństwo SWW, nie będę publikował nie zakrytych zdjęć budynków i ich zabezpieczeń. Ograniczę się do pokazania anten w ich pełnej okazałości. I tak są widoczne z zewnątrz.
Po kilku minutach zwiedzania ruszyłem do wyjścia. Dopiero gdy mijałem stróżówkę wyszedł do mnie, odrobinę zaniepokojony ochroniarz z pytaniem czy w czymś mi pomóc. Odpowiedziałem, iż będę już wychodził i pokazałem na bramę. Na moje szczęście nie wyszedł jeszcze zupełnie z konwencji i otworzył główne wejście. Odjechałem. Jestem interesujący czy tym razem strażnik zgłosił to jako incydent. Czy może po kolejnych dwóch tygodniach można takie wejście powtórzyć z wiedzą o kolejnej porcji terenu.
Narzuca się kilka uwag. Instalacja należąca do SWW, która służy do utrzymywania łączności z agentami, otoczona podwójnym, zewnętrznym i wewnętrznym płotem, drutem kolczastym, z dziesiątkami kamer, powinna być obiektem bezpiecznym. Jak zwykle zostaje element ludzki. Mam nadzieję, iż po tym zdarzeniu SWW zacznie weryfikować wchodzących.
Zaznaczam, iż nie pokonywałem żadnych zabezpieczeń, nie nacisnąłem żadnej klamki, obie bramy bez zadawania pytań otworzono mi na oścież. Nie kłamałem, nie podawałem się za nikogo kim nie jestem. Nie nagrywałem z ukrycia. Nie odmawiałem wypełniania poleceń pracowników placówki i nie naruszałem żadnego widocznego zakazu.
Na koniec krótkie nagranie stacji E11 Oblique.