Kradzieże kabli do ładowania samochodów elektrycznych to coraz większy problem w całym kraju. Tym razem złodzieje uderzyli w Poznaniu.
Coraz większym problemem w Polsce stają się kradzieże kabli do ładowania samochodów elektrycznych. W ostatnich dniach ofiarą złodziei padła również stacja ładowania przy ul. Poszwińskiego w Poznaniu, zlokalizowana obok Biedronki.
– Widziałem już sporo postów o pociętych przez „złomiarzy” kablach, ale nie sądziłem, iż i ja będę musiał o tym pisać – relacjonuje jeden z użytkowników samochodu elektrycznego. – Ktoś zarobi parę złotych na miedzi, a my – użytkownicy elektryków – zostajemy z niczym. Brak kabla = brak ładowania = brak jazdy.
Zgłoszenie zostało przekazane zarówno operatorowi stacji – firmie Powerdot – jak i na policję. Nie wiadomo jeszcze, czy uda się namierzyć sprawców.
Takie incydenty nie są już jednostkowe. W samym kwietniu do podobnych kradzieży doszło m.in. w Szczecinku i Mysłowicach – w obu przypadkach celem były stacje zlokalizowane przy popularnych marketach. Ostatnio problem ten pojawił się również w Gdańsku i w Łodzi.
Jak tłumaczą eksperci, kable do ładowania zawierają znaczną ilość miedzi, co czyni je atrakcyjnym łupem dla złodziei. Cena skupu miedzi sięga w tej chwili około 30 zł za kilogram, a profesjonalny kabel do ładowarki może kosztować choćby kilka tysięcy euro.
Choć odsprzedaż całego kabla jest trudna, złodzieje często opalają izolację i sprzedają sam surowiec na złomie. Dla operatorów to kosztowne straty, dla kierowców – paraliż codziennego użytkowania auta.