Ilustracja: Marek PiśkoAri Roon nie myślał o tych wszystkich trudnych latach, które przyszło mu przeżyć w roli raguna. Trwanie przez lata w gotowości na ostateczne wezwanie, setki niebezpiecznych wypraw i stoczonych pojedynków, nieustanne mordercze ćwiczenia, w czasie których śmierć krąży niczym sęp nad ofiarą – to wszystko miał w tym momencie za sobą. Właśnie przeszedł rytuał sari-mu, na który w czasie swego życia zasługują sobie jedynie nieliczni. Tylko trzech wojowników kahori spotkał wcześniej, a teraz… sam jest jednym z nich.
Był ponoć jednym z najmłodszych kahori, wielu podziwiało go nie tylko za przejście tej próby wielkości, ale w ogóle za to, iż zasłużył sobie na przystąpienie do niej. Tylu przez całe życie takiej możliwości nie miało, dla innych w czasie sari-mu życie się kończyło. Odchodzili wówczas i tak z chwałą, ale przecież płacili za nią życiem, które miało szansę trwać i trwać. Bo zostanie kahori to dostęp do nieśmiertelności, cudownego leku Wiecznych Magów. Picie ich sathodanu oznaczało uodpornienie się na wszelkie zakusy śmierci, rany i choroby nie miały mocy odbierania sił witalnych. To wielki dar, ale żeby go dostąpić, należy przejść tę wyjątkową próbę sari-mu, której sprostać potrafią jedynie najwięksi. Trzeba być bardzo blisko śmierci, żeby zasłużyć sobie na wieczność.
Wiadomo, iż nie może być wielu kahori, iż prawdziwa wielkość i nieśmiertelność może być tylko dla elity, wyjątkowych bohaterów, którzy w każdej sytuacji są niezłomni, trzymają się kodeksu Adush. Ari Roon rozumiał to doskonale. Wiedział też, iż zostanie kahori nie oznacza osiągnięcia statusu, który zapewnia spokój, beztroskie życie. Owszem, dużo spokoju zapewnia dar nieśmiertelności, ale bycie niezłomnym wojownikiem to podejmowanie ciągłych wyzwań, gotowość do walki, brak możliwości osiągnięcia rodzinnego szczęścia. Chyba że… Tak, co do tego ostatniego istnieje pewna szansa, ale kandydatka na żonę musi także być kahori. Taki status mają zaś tylko trzy kobiety, z których dwie już swojego wojownika znalazły. Ari Roon wiedział, iż istnieje tylko jedna wolna kahori – nieposkromiona Joona Hoji. Nie chciał przeżywać wielkiego zawodu i nie liczył na to, iż ma u niej jakiekolwiek szanse. Pozostała w końcu pewna grupa kahori z dorobkiem, sławnych i pomnażających swoją sławę od lat. Przy tym sama Joona Hoji, choć wciąż młoda, także od kilku lat kusi sławę.
* * *
Pierwsze zadanie nowego kahori – obrona wioski Yukomor przed atakami hordy Ponurych Łowców. To jedno z najgroźniejszych wcieleń podstępnego i okrutnego rodu ludzi. Z nimi nikt nie lubi mieć do czynienia. To istoty pozbawione honoru, fałszywe, które przypisują sobie szczególne prawa i uważają, iż mogą zabijać wszystkie inne stworzenia. Jednak Ari Roon nie obawiał się ludzi, choćby Ponurych Łowców. Nie tylko dlatego, iż był już kahori, iż posiadł najwyższy stopień wtajemniczenia wojownika. Przebywał dość długo wśród nich i zdawało mu się, iż nieźle poznał tych szubrawców. Przede wszystkim uodpornił się na ich zmyślne podstępy, nie wierzył im z gruntu i nie obawiał się, iż wciągną go w jakąś zasadzkę.
Mieszkańcy Yukomori żyli z uprawy roli i hodowli, zwykle nie wchodzili w utarczki z innymi kronami. Ludzi zaś unikali jak ognia. A jednak oni upatrzyli ich sobie, a przed nimi żadna osada się nie obroni. Wszyscy kroni z Yukomonu próbowali się zjednoczyć do obrony, ale nie na wiele się to zdało, poza tym walka nie była ich żywiołem. Już kilkadziesiąt osób – mężczyzn, kobiet i dzieci – opuściło ten świat po atakach Ponurych Łowców, wiele domów ograbili, zniszczyli, spalili. Dla nich nie było nic świętego. Przybycie Ari Roona ucieszyło yukomorian, ale wątpili, czy choćby tak wspaniały wojownik jak kohori w pojedynkę jest w stanie przeciwstawić się tej ludzkiej bandzie.
Ari Roon wiedział jak wykorzystać swoją sztukę walki, ale także jak wpłynąć na postawę Ponurych Łowców, osłabić ich morale. Pojawiał się i znikał, atakował błyskawicznie i bez litości grupy dwóch czy trzech łachów, i nie dawał im najmniejszych szans w walce. Aż pewnego razu stanął naprzeciw sześciu przeciwników, którzy w tak licznej grupie poczuli się pewnie i bez lęku zbliżali się do Ari Roona. On jednak ani myślał im ustąpić, wręcz ironicznie zmierzył ich wzrokiem i powoli wyjął swój miecz. Kolistym ruchem wyprowadził cięcie; jeden przeciwnik padł przed nim, drugiego dosięgnął za sobą. Szczęk oręża, sparowanie sztychów dwóch wrogów naraz, błyskawiczny obrót, i kolejny wróg leżał bez odznak życia, a chwilę po nim następny bandzior, mierzący ponad dwa metry, dostał śmiertelną ranę w szyję. Zostało dwóch, którzy wydawali się przerażeni, mieli ochotę uciekać, rozglądali się rozpaczliwie za pierwszą lepszą pomocą… Ari dopadł ich błyskawicznie, zostali ugodzeni, zanim jeszcze zdołali wyprowadzić jakiekolwiek uderzenie swoimi rapierami.
Jeszcze kilka takich ataków i Ponurzy Łowcy stali się jeszcze bardziej ponurzy. W końcu naprzeciw Ari Roona wyszedł ich przywódca – Rothan. Zdawał sobie sprawę z tego, przeciw komu staje do walki, ale nie mógł przed swoimi podwładnymi okazać lęku. Oni jakby wiedzieli, iż to pora decydującego pojedynku, iż nie mogą w tym momencie próbować jakiegoś wspólnego ataku. jeżeli walka trwała kilka chwil, to tylko dlatego, iż kahori chciał trochę pobawić się z przeciwnikiem, poznać szermiercze możliwości najlepszego z Ponurych Łowców. Jednak niedługo wyprowadził decydujący uderzenie – symulując atak na lewą część ciała Rothana, nagle się obrócił i szybkim płaskim cięciem ściął jego głowę. Potoczyła się w stronę śledzących walkę ludzi Rothana, którzy na ten widok, jak na komendę złożyli broń, wycofali się, a potem gwałtownie odjechali na koniach z Yukomori. Wiadomo było, iż już tu się nie pojawią. Nie zostało ich zbyt wielu, nie mieli przywódcy, poza tym czuli paniczny lęk przed młodym kahori. euforia yukomorian była wielka i nie mniejsza ich wdzięczność dla Ari Roona, który za udzieloną im pomoc niczego nie żądał. Miał powody do radości, bo wykonał swoje pierwsze zadanie jako kahori.
Zwycięski wojownik poczuł ulgę, wiedział też, iż spisał się jak powinien. Jeszcze raz skinął w stronę żegnających go kronów, których wdzięczność i euforia były ogromne. Gdy odwrócił się, ujrzał jasne włosy wystające spod bojowego hełmu. Piękna dziewczyna, wojowniczka o niewinnym obliczu stała obok niego i uśmiechała się. Miał okazję poznać Joonę Hoji, słynną kahori z Semüdionu. Był zaskoczony, nie wiedział, co o tym myśleć. niedługo jednak wszystko się wyjaśniło. Każdy nowy kahori podczas trzech pierwszych misji, czyli swego rodzaju próby, zyskiwał mentora – jednego z doświadczonych wojowników. Jemu przypadła Joona Hoji, czy może jej przypadł Ari Roon. Nieważne jak to zostanie ujęte w księgach. W każdym razie był zadowolony z takiego wyboru. A może zrządzenia losu.
Uśmiechnął się do Joony Hoji. Nie miał zamiaru ukrywać, iż podoba mu się ich spotkanie. Wiedział, iż nie mogła mu pomagać – wtajemniczyła go w zasady, które dopiero podczas pierwszej próby nowy kahori miał poznać. W duchu zaś cieszył się z jeszcze jednego – to była dopiero pierwsza próba. Joona Hoji będzie mu towarzyszyć jeszcze przez jakiś czas. Wydawało mu się, iż to może być jego czas. Choć lepiej jego myśli wyrażałoby stwierdzenie: ich czas.
Ryszard Mścisz
Ryszard Mścisz – urodził się w 1962 r. w Stalowej Woli, mieszka w Jeżowem. Jest autorem ośmiu tomików poetyckich, dwóch zbiorów tekstów satyrycznych, dwóch zbiorów opowiadań i zbioru recenzji książkowych oraz satyrycznego audiobooka. Laureat Międzynarodowych Spotkań Poetów „Wrzeciono 2005” w Nowej Sarzynie, wyróżniony także w ogólnopolskich konkursach w Leżajsku i w Mielcu. Otrzymał Nagrodę Literacką Miasta Stalowa Wola „Gałązka Sosny”. Dwukrotnie zdobył „Złote Pióro” – nagrodę rzeszowskiego oddziału ZLP. Opowiadanie „Test wojownika” pochodzi z książki „Człowiek z mgły i inne opowiadania” – „Fraza” 2025.












English (US) ·
Polish (PL) ·
Russian (RU) ·