Technologie wyzysku najłatwiej testuje się na więźniach

6 miesięcy temu

Strzeżcie się geeków, gdy niosą wam dary. Kiedy firmy technologiczne zaoferowały osadzonym w amerykańskich więzieniach „darmowe” tablety, zwolennikom reformy więziennictwa zapaliły się lampki ostrzegawcze – w przeciwieństwie do funkcjonariuszy służb zarządzających ogromnym przemysłem więziennym Ameryki.

Korporacje specjalizujące się w technologii wykorzystywanej w więziennictwie sprzedały swój pomysł tak: tablety obniżą koszty trzymania ludzi za kratami, a jednocześnie podniosą poziom bezpieczeństwa w więzieniach i aresztach. Na tym nie koniec, bo na dodatek osadzonym miało żyć się lepiej. A to wszystko zupełnie za darmo!

Tablety mają służyć każdemu więźniowi jako osobisty telefon i urządzenie do wideorozmów. Oczywiście, zapewniają też dostęp do maili, a także do wszystkich książek, muzyki, filmów i gier na świecie. Dzięki nim więźniowie mogą utrzymywać kontakt ze światem zewnętrznym – dzwonić do rodziny i uczyć się online. Brzmi zbyt dobrze, żeby było prawdziwe?

Jest haczyk. Wszystkie te usługi są niewyobrażalnie drogie. Więźniowie nie od dziś są przyzwyczajeni do wysokich cen rozmów telefonicznych – od lat więzienia zawierają umowy z prywatnymi firmami telekomunikacyjnymi, które kasują fortunę za rozmowy telefoniczne osadzonych, a zyskami dzielą się z więzienną administracją. Jednak choćby gdy porównamy koszty rozmów prowadzonych przez tablet z cenami łączeń telefonicznych, wciąż będzie to gigantyczne zdzierstwo.

Oczywiście, wśród więźniów są i tacy, dla których pieniądze nie stanowią problemu – bogaci ludzie, którzy tak nawywijali, iż sąd nie zgadza się ich wypuścić za kaucją, dlatego gniją w aresztach razem z innymi bogatymi mordercami i oszustami odsiadującymi długie wyroki. Jednak większość więźniów jest po prostu biedna. Wywodzą się z biedy.

Policja częściej aresztuje biednych niż bogatych, choćby jeżeli popełniają te same przestępstwa. Im jesteś biedniejszy, tym większe masz szanse na wyrok skazujący albo na długą odsiadkę w ramach ugody sądowej. Stanowi prawodawcy łatwo się podpalają, kiedy ustalają minimalne wyroki karne dla złodziejaszków okradających sklepy z dezodorantów za parę dolarów, ale pozostają obojętni, kiedy to właściciele sklepów okradają pracowników z ich płac. Okradanie z wynagrodzeń to, swoją drogą, zdecydowanie najpowszechniejsza forma kradzieży w Ameryce – a mimo to jest niemal zupełnie ignorowana.

Amerykańskie więzienia pękają w szwach od najbiedniejszych obywateli. A ci od siedzenia za kratami na pewno nie stają się bogatsi – choć wielu więźniów pracuje. Osadzeni produkują rocznie towary o wartości 2 miliardów dolarów i świadczą usługi o wartości 9 miliardów, ale średnia więzienna stawka wynosi 0,52 dolara za godzinę pracy.

Gwoli uzupełniania: w sześciu stanach więźniowie za swoją pracę nie dostają nic; prawo Karoliny Północnej zabrania płacenia więźniom więcej niż dolara dziennie, a 13. poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych wyraźnie zezwala na niewolnictwo, czyli przymusową pracę więźniów bez wynagrodzenia.

Rodziny więźniów też są biedne, a bycie biednym często wiąże się w Ameryce z byciem więźniem. Biedę rodzin dodatkowo pogłębia wsadzenie za kratki jednego z żywicieli – razem z nim znika jego dochód, a rodzinne oszczędności idą na opłacenie adwokata.

Postawienie na korporacje technologiczno-więzienne to postawienie na to, iż ci biedni, uwięzieni za kratami ludzie, opłacani dolarem (lub mniej niż dolarem) dziennie, albo ich rodziny pozbawione dochodu i zadłużone u adwokata jakimś cudem znajdą kasę, żeby zapłacić 13 dolarów za 20-minutową rozmowę telefoniczną, 3 dolary za plik MP3 czy podwójną cenę za e-booka.

Zastanawiacie się, jak przekonać więźnia zarabiającego pół dolara za godzinę, aby wydał 13 dolarów na rozmowę telefoniczną? Dla firm Securus i Viapath (znanych również jako Global Tellink) – prywatnych monopoli więziennych wspieranych przez prywatny kapitał, które wchłonęły niemal wszystkich swoich konkurentów – odpowiedź była prosta: przekupić służbę więzienną, by usunęła z zakładów karnych telefony.

Zresztą nie tylko telefony. W Michigan organizacja pozarządowa Civil Rights Corps złożyła dwa pozwy sądowe, w których oskarża szeryfów i stanowy departament więziennictwa o to, iż w zamian za łapówki odebrali więźniom prawo do osobistych widzeń. Korzyści finansowe miały pochodzić z pieniędzy, które rodziny więźniów zapłacą za kontakt z bliskimi, kiedy jedyną dostępną metodą widzenia zostało łączenie przez ów tak zwany darmowy tablet.

Te dwie sprawy to tylko wierzchołek góry lodowej; Civil Rights Corps twierdzi, iż Securus i Viapath weszły podobne korupcyjne układy w setkach więzień i zakładów karnych.

Nie chodzi tylko o widzenia i rozmowy. Firmom technologicznym udało się przekonać więzienia i zakłady karne do rezygnacji z tradycyjnej poczty i paczek. Listy do więźniów są za opłatą skanowane i dostarczane na ich tablety. Więźniowie i ich bliscy muszą kupować wirtualne „znaczki pocztowe”, którymi później płacą: jeden „znaczek” za „stronę” maila. Zeskanowane listy (np. odręcznie narysowane kartki urodzinowe od dzieci) kosztują kilka znaczków.

Więzienia i areszty dały przekonać się do likwidacji bibliotek i programów edukacyjnych oraz do pozbycia się telewizorów i sprzętu rekreacyjnego. Teraz więźniowie muszą więc płacić zawyżone ceny za streaming filmów i legalnej muzyki.

Jest jeszcze wisienka na torcie. jeżeli więzienie zmieni dostawcę usług technologicznych, wszystkie dane, o których mowa, są usuwane. Oznacza to tyle, iż więzień, który odsiaduje wieloletni wyrok, straci swoją bibliotekę muzyczną, listy od dzieci i ulubione książki. Część z nich może kupić ponownie – pracując za dolara dziennie – ale rzeczy osobiste po prostu znikną.

Czytelnicy moich powieści dobrze znają taką rzeczywistość. Oszustwa korporacji technologiczno-więziennych, podobne do tych, którymi zajmuje się Civil Rights Corps stanowią główną część fabuły w mojej najnowszej powieści The Bezzle.

Temat technologii więziennej męczy mnie od lat. Z początku towarzyszyło mi poczucie grozy, jaką każdy człowiek z choćby odrobiną empatii czuje na myśl o więźniach i ich bliskich – zakładnikach sadystycznych „biznesów”, które wymyśliły, jak zmusić najbiedniejszych, najbardziej zdesperowanych ludzi, aby płacili im miliardy dolarów.

W powieści nazywam technologię więzienną „maszyną”: robotem o milionie ramion, a każde z nich zakończone igłą, która wbija się w różne miejsca na ciele więźniów i ich bliskich, wysysając z nich kolejnych kilka mililitrów krwi.

Z czasem jednak wściekłość i empatia ustąpiły miejsca przerażeniu. Więźniowie znajdują się na dole drabiny adaptacji najbardziej upokarzających technologii. Cierpią i męczą się z powodu technologii, które szlifuje się na ich ciałach, żeby je znormalizować i zaaplikować osobom o odrobinie większych przywilejach i wpływach. Na tej drabinie jestem daleko od więźniów, ale choć ta maszyneria gównianych technologii miele powoli, to miele bardzo dokładnie.

Przyszłość już tu jest, tylko nie rozkłada się jeszcze równomiernie. Więźniowie są pionierami technologii, do używania której chcą nas wszystkich zmusić najbogatsi, najpotężniejsi i najbardziej sadystyczni ludzie zasiadający w korporacyjnych zarządach.

**
Cory Doctorow – jeden z najbardziej poczytnych pisarzy science fiction, krytyk nowych technologii, autor wielu książek i esejów. W polskim przekładzie ukazała się m.in. jego powieść Mały Brat i zbiór esejów Kontekst. Eseje o wydajności, kreatywności, rodzicielstwie i polityce w XXI wieku.

Artykuł opublikowany na stronie pluralistic.net na licencji Creative Commons CC BY. Z angielskiego przełożył Dawid Krawczyk.

Idź do oryginalnego materiału