Po pięciu miesiącach milczenia zespół Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie zorganizował spotkanie z dziennikarzami, podczas którego po raz pierwszy szeroko odniósł się do zarzutów byłej aktorki Martyny Rozwadowskiej. Dotyczą one domniemanych zachowań przemocowych ze strony aktora Rolanda Nowaka, prywatnie męża dyrektorki Teatru. Większość zespołu uważa, iż sprawa ta to celowy atak zarówno na dyrekcję, jak i na dobre imię Teatru.
„Nie oczekiwaliśmy żadnych działań, tylko żeby nie było krzyków”
Aktorzy podkreślają, iż sprawa jest dla nich trudna i budzi wiele emocji. Michał Karczewski, aktor Teatru, tak odniósł się do zarzutów:
Tak, jak Pani dyrektor stanęła przed kamerą TVP Poznań i powiedziała – dochodziło do incydentów. Incydenty były wyjaśniane – mówi Michał Karczewski. Po jednym z incydentów, który choćby nie dotyczył Martyny, udaliśmy się do Pani dyrektor na rozmowę, gdzie wszyscy powiedzieli, iż nie oczekują absolutnie żadnych działań, tylko niech nie dochodzi do tego typu sytuacji, czyli krzyków, jakichś takich mocniejszych sytuacji. Przemoc wobec Pani Martyny? Strach jest mówić cokolwiek w związku z tą sytuacją medialną, bo tak, jak powiedziałem – słowa są pożywką dla drugiej strony, więc jest po prostu strach się jakkolwiek odzywać. (…) Staramy się, żeby była normalna sytuacja w Teatrze. Staraliśmy się o to od samego początku, kiedy pierwszy artykuł wyskoczył, próbowaliśmy normalnie pracować i nie myśleć o tym, ale część osób próbowała nam celowo utrudniać tę pracę. Staramy się normalnie pracować. (…) Chcemy, żeby było normalnie, wobec siebie wszyscy zachowują się normalnie, nikt do nikogo nie ma problemu – tak, jak wcześniej przez lata nikt nie miał problemu, aż nagle problem po latach powstał. (…) Jesteśmy zaszczuci tą całą sytuacją, tym, jak gnieźnianie wypowiadają się w komentarzach. Gnieźnianie, którzy nigdy nie stanęli w tym Teatrze, nigdy z nami nie rozmawiali, przez lata dało się zaobserwować, iż celowo robią nam pod górę nie wiadomo dlaczego, więc do kogo można się było odezwać? Co mieliśmy mówić w tych sytuacjach, kiedy na Facebooku dochodziły kolejne rzeczy?
„O wielu sytuacjach dowiedziałem się z prasy”
Wojciech Kalinowski, inny członek zespołu, mówi wprost, iż nie był świadkiem żadnych sytuacji przemocowych, o których można było przeczytać w mediach:
Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć (czy była przemoc Pana Rolanda Nowaka wobec Pani Martyny Rozwadowskiej – przyp. red.), dlatego, iż o wielu sytuacjach „przemocowych” dowiedziałem się z prasy – mówi aktor Wojciech Kalinowski. choćby w sztuce, w której grałem, ja się dowiedziałem z prasy, mimo tego, iż byłem w próbach tej sztuki i choćby do mnie nie dotarło, iż coś takiego się działo, więc mniemam, iż są tu jakieś pewne niedopowiedzenia. Wszyscy teraz chodzą w Teatrze z takimi plecakami nawalonymi przemyśleniami, refleksjami i pewnym zaszczuciem. Ten plecak trzeba nieść do przodu, chorągiew na maszt, no i trzeba iść do przodu – nie ma innego wyjścia, bo my Teatru nie zostawimy.
„Nie byłam świadkiem przemocy”
Aktorzy podkreślają, iż ich doświadczenia nie pokrywają się z relacją Martyny Rozwadowskiej. Katarzyna Kalinowska zwraca uwagę na zmianę podejścia do pracy w Teatrze na przestrzeni lat:
Nigdy nie byłam świadkiem takich sytuacji – mówi aktorka Katarzyna Kalinowska. Mówię to dlatego, iż opowiadane są różne historie, z różnych perspektyw. Od momentu, kiedy zeznawaliśmy przed komisją antymobbingową, myślę, iż każdy z nas wypowiada się wyłącznie w swoim imieniu, wyłącznie o tym, co miało miejsce, czego byliśmy świadkami. Nie byłam świadkiem przemocy w kierunku Pani Martyny Rozwadowskiej ani ze strony Pana Rolanda Nowaka. Nie byłam też świadkiem jakichś działań odwetowych ze strony dyrektor Nowak w kierunku Pani Rozwadowskiej. O sytuacjach, o których Państwo dowiedzieliście się z artykułów, ja też dowiedziałam się z artykułów, a podobno miało to miejsce kilka lat wcześniej. Trudno mi powiedzieć, dlaczego Pani Martyna Rozwadowska zgłosiła takie sytuacje. Nie mam pojęcia. (…) Pracuję w zawodzie 30 lat i dla mnie niektóre zachowania kolegów, które są emocjonalne, nie są przemocą. Dla kolegów, którzy teraz przychodzą do Teatru, dla tych młodszych, wszelkie emocjonalne sytuacje są już przemocowe. Dla nich bardzo jest istotny komfort pracy. Ja jestem wychowana na trochę innym Teatrze – może to źle. Oni zwracają nam uwagę, iż może powinniśmy zachowywać się inaczej. My nad tym pracujemy, ale o ile pracowało się 30 lat w tym zawodzie, to to się nie stanie z dnia na dzień.
„Czujemy żal do Martyny Rozwadowskiej”
Bogdan Ferenc opowiedział o tym, jak dowiedział się o całej sprawie i jakie emocje budzi ona wśród aktorów:
10 września 2024 roku odebrałem telefon od córki z Londynu, która mówi: „Tato, co się u Ciebie w Teatrze dzieje?” – mówi aktor Bogdan Ferenc. Dopiero wtedy przedstawia mi całą sytuację. (…) Zespół, który podpisał nasze oświadczenie, broni Rolanda Nowaka, dlatego iż mówi, iż nigdzie tu krew się nie lała, a takie wnioski można było wyciągnąć po tych artykułach, po tym, co się pisze na Facebooku, po tym, co czytamy na swój temat. Wnioski są takie, iż tu była potężna przemoc, a tak nie było. Czy nie wiedziałbym o tym, iż tu jest przemoc? Myślę, iż bym wiedział. Czy cała reszta zespołu, który dzisiaj tutaj był, wiedziałaby, iż tutaj jest przemoc? Czy czujemy żal do Martyny Rozwadowskiej? Tak, czujemy żal do Martyny. Dlatego, iż naprawdę tutaj ciężko pracujemy, między innymi na naszą opinię, bo ona jest ważna. (…) Jestem pełen współczucia dla Martyny, iż ona mogła odebrać coś jako przemocowe zachowanie, ale to było wygłoszenie obiektywnej tezy – takie mam wrażenie.
Większość zespołu Teatru uważa, iż zarzuty Martyny Rozwadowskiej to atak na Teatr oraz dyrekcję. Aktorzy przyznają, iż w pracy teatralnej mogą zdarzać się emocjonalne sytuacje, jednak zdecydowanie zaprzeczają istnieniu przemocy wobec byłej aktorki. Mimo iż milczeli przez pięć miesięcy, teraz podkreślają, iż zamierzają skupić się na swojej pracy i nie pozwolą, by Teatr im. Aleksandra Fredry został zniszczony przez medialne kontrowersje.