„Te słowa nie powinny paść z ust żadnego dziecka”. Poruszająca mowa końcowa prokuratora

5 dni temu

Sala sądu w Gnieźnie była w poniedziałek tak cicha, iż słychać było drżenie kartek akt, gdy prokurator Wojciech Markiewicz uniósł je i położył przed sobą. Cisza nie była przypadkowa. To był jeden z tych momentów, w których nikt nie waży się choćby przesunąć na swoim miejscu.

Rozpoczęła się mowa końcowa w procesie dotyczącym jednej z najbardziej poruszających spraw ostatnich lat – przemocy wobec zaledwie pięcioletniej Oliwii, którą – według aktu oskarżenia – przez dłuższy czas bito, oblewano zimną wodą i zmuszano do pozostawania w pozycjach karzących, a jej krzywda miała rozgrywać się w miejscu, które powinno być najbezpieczniejsze: w domu.

Prokurator mówił powoli, ważąc słowa jak ktoś, kto ma świadomość, iż każde z nich uderza prosto w serca słuchających.

„Bił rączką w oczko. Dużo razy…”

Najpierw wymienił dowody – spójne, mocne, kompletne. Zeznania funkcjonariuszy, ratowników, dokumentację medyczną, oględziny obrażeń. Ale zaraz potem zatrzymał się na jednym, najważniejszym dowodzie. Tym, którego nie da się wymazać. Zeznaniach pięcioletniej dziewczynki. Markiewicz pochylił głowę nad mównicą i powtórzył jej słowa – te, które zapisały się w aktach i w pamięci wszystkich obecnych.

Tata bił mnie rączką w oczko… Bił dużo razy… Bił paskiem… Trzonkiem od miotły… Wkładał papier do buzi… Lał zimną wodą prysznicem do nosa…

Mówił o dziewczynce kręcącej się na krzesełku, próbującej być dzieckiem – choć jej opowieść nie była opowieścią dziecka. Była relacją ofiary. W tym momencie kilka osób odwróciło wzrok. Ciężar słów pięciolatki był nie do zniesienia.

„Proszę spróbować to sobie wyobrazić”

Prokurator Markiewicz powiedział coś, co wbiło w siedzenia całą salę:

Żeby zrozumieć istotę czynu, trzeba spróbować – jeżeli w ogóle można – wyobrazić sobie pięcioletnią dziewczynkę, bitą we własnym domu, w szale przez dorosłego mężczyznę, który – jak sam mówi – był w amoku.

Mówił o dziecku zmuszanym do długiego stania pod ścianą, oblewanym zimną wodą, zmuszonym do przełykania papieru, o dziecku, którego nikt – absolutnie nikt – nie objął, nie opatrzył, nie przytulił po tym, jak zostało pobite. Ten obraz był tak dojmujący, iż choćby sędzia przez chwilę trzymała wzrok w dół.

„Nie w ten sposób”

W dalszej części Markiewicz rozbił na cząstki linię obrony Roberta S., który próbował przedstawiać swoje działania jako „wychowawcze metody”. Prokurator powiedział bez zawahania:

To, co oskarżony próbuje przedstawić jako wychowanie, można porównać jedynie do tortur.

Oskarżony miał do dyspozycji instytucje, pomoc, opiekę. Wybrał przemoc.

A Karolina P.? – matka, która nie broniła córki, choć – jak wynika z materiału dowodowego – wiedziała o przemocy. Tu również padły słowa, które wstrząsnęły salą:

„Nie chcę mieszkać z mamą” – tak powiedziała małoletnia. Rzadkie słowa w ustach dziecka. A jednak prawdziwe.

Wnioski i żądanie kary

Prokurator wniósł o surowe kary:
– 7 lat więzienia dla Roberta S.,
– 6 lat więzienia dla Karoliny P.,
a także 10-letni zakaz kontaktu i zbliżania się do Oliwii dla obojga.

Mowę zakończył cicho, spokojnie. Ale jego ostatnie zdanie brzmiało jak wyrok jeszcze przed wyrokiem:

To dziecko bało się we własnym domu. To jest istota tego czynu.

Ogłoszenie wyroku nastąpi 19 grudnia.

Idź do oryginalnego materiału