Najpierw służy się partii, a dopiero potem…
Dlaczego Jarosław Szymczyk wciąż jest komendantem głównym policji? Dlaczego jeszcze nie został zdymisjonowany? W ostatnich dniach media nie nadążają z informowaniem o kolejnych aferach i skandalach w tej służbie. Ale zanim jedna afera nabierze tak naprawdę rozgłosu, już wybucha następna, jeszcze bardziej absurdalna.
Wniosek jest prosty – o ile coś regularnie się powtarza, przestaje to być przypadkiem. Staje się normą. Tę instytucję przeżera jakaś choroba, jakiś rak. Ale – jak widzimy – rządzących to nie boli. Dlaczego?
Kronika dziwnych wypadków
Przypomnijmy wydarzenia z ostatnich dni. Oto lista policyjnych przebojów.
- Tajemniczy Hiszpanie nurkują w okolicach Portu Północnego i rafinerii. W nocy, w niedzielę, przy sztormowej, styczniowej pogodzie. Trudno uwierzyć, iż rekreacyjnie. Wiemy o nich, bo zepsuła się im motorówka. Gdyby była sprawna, nie wiedzielibyśmy nic. Ale i tak wiemy kilka – policja nie ustaliła ich tożsamości, po sporządzeniu notatki puściła wolno.
- Komendant główny policji strzela w swoim gabinecie z granatnika. Pocisk przebija dwa piętra. O tym też pisze i mówi, a raczej śmieje się z tego szyderczo, pół Polski. My się śmiejemy, a PiS współczuje, nazywając komendanta ofiarą wypadku.
- Jak nie granatnik – to brat. Brat komendanta głównego policji Łukasz S. został oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, pranie brudnych pieniędzy i fałszowanie faktur VAT. Wszyscy członkowie grupy zostali już zatrzymani z wyjątkiem owego brata. Jak serwują nam media, stało się tak na pisemne polecenie prokuratora regionalnego w Lublinie, który nadzoruje sprawę. Dodajmy do tego następną informację mediów – ów brat miał mówić członkom gangu, iż zapewnia parasol ochronny nad działaniami.
- Nie wiadomo, o co chodziło policjantom z komendy w Pruszkowie, którzy zabrali dwie nastoletnie dziewczyny z miejsca interwencji. Banalnej – przy drodze paliło się ognisko, młodzież wezwała straż pożarną. Za strażakami przyjechali stróże prawa. I zainteresowali się dziewczynami. Nocna wycieczka skończyła się za zakrętem, kiedy radiowóz uderzył w drzewo. Policjanci nie udzielili poszkodowanym pomocy. Złamany nos, złamana ręka, możliwe obrażenia wewnętrzne – nic to, kazali im się wynosić.
- W dzień kolejnej miesięcznicy smoleńskiej do mieszkania, które wynajmowała Lotna Brygada Opozycji, grupa organizująca ośmieszające władzę happeningi, zapukali policjanci. Nie, nie do drzwi, tylko do okna. A dostali się tam na strażackim wysięgniku. Po co pukali? Nie potrafili logicznie odpowiedzieć, chodziło więc najpewniej o to, by przestraszyć, pokazać, iż policja jest i czuwa.
- Z tym czuwaniem gorzej wyszło w Łomży. Tam miejscowy policjant zgubił notatniki służbowe, które zawierały dane osób legitymowanych od 9 sierpnia 2021 r. do 1 stycznia 2022 r. Z ich miejscem zamieszkania, numerami PESEL, dowodu osobistego i prawa jazdy. Policja wystosowała więc ostrzeżenie do wylegitymowanych, iż muszą się liczyć z konsekwencjami kradzieży tożsamości. Czyli z tym, iż ktoś na ich nazwisko weźmie kredyt, zawrze transakcję itd. Jakaż wzruszająca troska…
- Jeżeli jesteśmy przy sprawach finansowych, to jeszcze jedna wiadomość – Straż Ochrony Kolei zatrzymała w nocy dwóch policjantów z komendy w Będzinie. Policjanci kradli koks w pobliżu stacji Dąbrowa Górnicza Towarowa.
Byli w mundurach, worki z kradzionym towarem wrzucali do służbowego samochodu na cywilnych numerach. Wartość ich łupu wyceniono na 300 zł.
- I kolejna wiadomość – zastępca komendanta powiatowego we Włodawie odwiedził kolegów w Zamościu. Po imprezie, wracając do hotelu, najwyraźniej spragniony dalszej zabawy, próbował wedrzeć się do miejscowej restauracji, rozbijając drzwi, zwyzywał wezwany patrol policji i wywołał awanturę w hotelu, wchodząc do nie swojego pokoju.
Co władzy się podoba?
To tylko najgłośniejsze przypadki z ostatnich dni. Przedstawiają one policję jako organizację, w której króluje bałagan i brakuje czytelnych reguł, a funkcjonariusze albo czują się bezkarni, albo myślenie nie jest ich największym atutem. W sposób naturalny rodzi się pytanie: dlaczego tak się dzieje?
Odpowiedź nasuwa się sama – policja jest formacją mundurową, działa na rozkaz, więc jak kierownictwo sobie ją zorganizuje, tak ma. Dlatego w jednych sprawach okazuje się nadzwyczaj czujna i twarda – i za to jest tak naprawdę rozliczana. W drugich postępuje tak jak zawsze. A jeszcze w innych – hulaj dusza…
Komendant Szymczyk doskonale o tym wie. Dlatego historia z granatnikiem, którym bawił się w swoim gabinecie, nie spędza mu snu z oczu. Nic mu nie grozi, nie z tego jest rozliczany. Za to w sprawach, z których jest rozliczany, spisał się bez zarzutu. Z punktu widzenia szefów MSWiA i tego najważniejszego – nadszefa. Bo świat Jarosława Kaczyńskiego jest wypełniony policjantami, którzy z wielką uwagą strzegą jego osoby i wykonują jego polecenia.
Nawiasem mówiąc, oprócz policjantów, mundurowych i po cywilnemu, nad bezpieczeństwem Jarosława Kaczyńskiego czuwają ochroniarze z prywatnej firmy GROM Group. Prezes porusza się więc po Warszawie w kolumnie złożonej z co najmniej czterech pojazdów. Dwie limuzyny są partyjne – jedna dla Kaczyńskiego, druga dla opłacanej przez PiS ochrony. A oprócz tego radiowóz z umundurowanymi funkcjonariuszami i auto na cywilnych numerach. Radiowozy się wymieniają – gdy prezes wyjeżdża z Żoliborza i wjeżdża do Śródmieścia, przejmuje go ekipa śródmiejska. Natomiast w cywilnym samochodzie jadą kryminalni z Komendy Stołecznej.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 4/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Fot. AP/East News