Szmuglują narkotyki, zabijają na zlecenie. Młodociane gangi sterroryzowały Szwecję. "Dlaczego, do diabła, władze na to pozwalają?"

4 godzin temu
Zdjęcie: Płonące samochody podczas zamieszek na przedmieściach Sztokholmu w dzielnicy Rinkeby, 2013 r.; po prawej stronie policjanci na kampusie Risbergska w Orebro, gdzie doszło do strzelaniny, 2025 r.


Jeśli ktoś jest szychą w półświatku, za jego głowę trzeba zapłacić 500 tys. euro. Za kogoś niżej w hierarchii, ale obracającego się w takich kręgach, będzie 250 tys. euro. Za "zwykłe" zabójstwo wystarczy 100 tys. euro. Taki cennik obowiązuje w szwedzkim półświatku. Jedno z najbogatszych państw na świecie pogrążyło się w spirali przemocy — nie ma tygodnia, by na ulicach miast na południu kraju nie dochodziło do strzelanin i krwawych porachunków gangów. Ich szeregi zdominowane są przez dzieci — 12-, 13-latków, którzy sprzedają narkotyki, dostarczają broń i mordują na zlecenie. — Widziałam okrutne rzeczy. Nie byłam jednak przygotowana na to, co zobaczyłam w Szwecji — mówi Evin Cetin, adwokatka pochodzenia kurdyjskiego, autorka książki "Niech twoja matka płacze. Reportaż ze szwedzkich przedmieść".
Idź do oryginalnego materiału