Co zrobić, by wypadków było mniej? Przez 100 lat dyskutujemy o problemie, u podstaw którego leży kultura i etyka.
Ostatnie wypadki z bronią spowodowały, iż powróciła dyskusja na temat okresowych badań myśliwych. W przerwie między podróżami przejrzałem wpisy w sieci. Nim jednak to nich przejdę wrócę jeszcze do artykułu mego kolegi Marka Ledwosińskiego, który z uporem godnym lepszej sprawy powtarza tezę – której trzymają się również nasze władze – iż wypadki się zdarzyły, bo ich sprawcy nie rozpoznali celu.
Dlaczego tak uważa? Bo jak pisze: „Sprawcy w każdym przypadku wyjaśniali, iż źle rozpoznali cel, iż pomylili człowieka z dzikiem. Były to jednak – taka jest moja ocena – tłumaczenia na potrzeby postępowania karnego. Wyjaśnienia, które miały utrzymać korzystną dla sprawcy kwalifikację czynu, jaką było nieumyślne spowodowanie śmierci.”
Drogi Marku, a dlaczego im nie wierzysz? Zakładasz, iż strzelali celowo? A oni NAPRAWDĘ źle rozpoznali cel i to jest dziś główny problem – co zrobić, by takie pomyłki zdarzały się jeszcze rzadziej, bo, iż będą się zdarzały nie mam wątpliwości.
Pomysły czytelników
Przejrzałem komentarze pod postami po ostatnich wypadkach. Generalnie rady koleżanek i kolegów można podzielić na dwie grupy. Pierwsza część chce zwiększenia ilość szkoleń strzeleckich, a druga wprowadzić obowiązkowe używanie termo i noktowizji. pozostało pomysł zielonej bolszewi – wprowadzić okresowe badania…
To, iż rada przeciwników polowania jest głupia pisałem wiele razy. Najprostszy argument: wypadki powodują ludzie zdrowi na ciele i umyśle. To nie zły stan zdrowia jest ich przyczyną.
Więcej tragicznych zdarzeń z bronią zdarza się w policji. Wprawdzie oficjalne dane są jakoś niedostępne, ale moje wiewiórki twierdzą, ze w 2024 roku w policji zdarzyło się 76 incydentów z bronią, czyli 70 razy więcej niż w łowiectwie!
I co, będziemy co roku badali policjantów? Bzdura! Każdy wie, ze tam gdzie jest bron, tam zdarzają się wypadki. Chodzi tylko o to, by było ich naj najmniej.
Strzelnica to nie „lekarstwo”
Wróćmy jednak do wspomnianych „rad” kolegów. Rada pierwsza- zwiększyć ilość szkoleń strzeleckich. Gdyby popatrzeć na to kogo w naszym związku szkolimy najbardziej to wyjdzie, iż sędziów i instruktorów strzelectwa. Ilu ich mamy nie potrafię dokładnie powiedzieć, bo rzecznik związku nie potrafił mi na to pytanie odpowiedzieć w ustawowym terminie, ale zakładam, iż co najmniej kilka tysięcy.
Czy ma to jakieś przełożenie na zmniejszenie wypadków z bronią? Wątpię! Czy zatem większa ilość obowiązkowych pobytów na strzelnicy zwiększyłaby bezpieczeństwo polowań? Może, ale…
Wypadki z bronią zdarzają się nie dlatego, iż ich sprawcy nie umieli się posługiwać bronią, nie potrafili jej załadować lub rozładować, nie potrafili strzelić do rzutka, czy tarczy. Często potrafili bardzo dobrze…
Militarny anturaż
Ostatnie wypadki uaktywniły lobby zwolenników „sprzętów” pod hasłem – „termowizja” zwiększa bezpieczeństwo. Ba, jeden z kolegów receptę na zmniejszenie wypadków widział w obowiązkowym szkoleniu i egzaminie nowowstępujących z obsługi urządzeń termo i noktowizyjnych!
Rozśmieszył mnie do łez pewien kolega, który atakował Pawła pisząc, iż w swojej lunecie to nic widzi, a on w termowizji wszystko. Niestety sprawcy ostatnich wypadków używali termowizji i…
Wypadki się zdarzyły! Bowiem ich powodem nie jest brak nieumiejętności obsługi takiego czy innego sprzętu. Myśliwi umieją obsługiwać broń, a ci którzy maja „sprzęty” umieją ich używać.
Wypadki (nie nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, ale wypadki, których można było uniknąć) rodzą się w naszych głowach! „To na pewno dzik i za sekundę ucieknie.” „Tamten stoi daleko, to mogę strzelać na tego na drodze.” „Jestem świetnym strzelcem, więc na pewno trafię.” „Mam świetny sprzęt i wszystko widzę.”
Osobiście uważam, iż jedną z przyczyn takiej postawy jest też popularyzowanie „militarnego stylu w łowiectwie”. Marek Czerwiński jest na pewno wyśmienitym znawcą broni, ale jak czytam niektóre jego artykuły, to pytam się sam siebie – czy to na pewno jest przeznaczone dla myśliwych? Popularyzacja militarnego stylu, tych wszystkich „long shotów” , siatek militarnych, czy snajperskich sztucerów miesza młodym myśliwym w głowach. I tu nie bez winy jest mój kolega Paweł, który na łamach naszego związkowego pisma zapoczątkował ten militarny anturaż i spieramy się na ten temat od lat.
Kultura polowania
Zmniejszanie ryzyka wypadków, to nie kwestia bywania na strzelnicy i kupowania najnowszych „sprzętów” . To przede wszystkim kwestia szacunku do zwierzyny, przepisów i zasad etyki. Gdy słyszę te przechwałki kolegów: „Z 243 strzelam do byka na kark i byk kładzie się po kilku metrach”. Na pewno? „Położyłem kozła na 250 metrów” Czy strzelałeś bezpiecznie?
Przed stu laty Jan Sztolcman pisząc o etyce myśliwskiej pisał, iż myśliwy strzela na adekwatną odległość i z kalibru przeznaczonego do danego gatunku. Wszyscy to przestrzegamy? Wątpię!
Po pierwsze należy zmienić system szkolenia, o czym napiszę w ostatnim odcinku tego cyklu, a po drugie – należy permanentne sprawdzać wiedzę myśliwych!
Z własnego doświadczenia…
Jako przewodniczący komisji egzaminacyjnej zarządziłem na początku kursu dla selekcjonerów „wejściówkę”, czyli test z zasad bezpieczeństwa. Taki sam jaki zdają nowowstępujacy…
Znaczna część przyszłych selekcjonerów się burzyła jakim prawem robię coś takiego, przecież nie ma tego w programie szkolenia. I teoretycznie mieli rację. Więc wynik testu był tylko „informacyjny” i jak myślicie jaki był? No cóż, po trzech latach polowania wielu zapomniało podstawowych reguł. Nic nie mogłem z tym zrobić, dlatego uważam, iż taka „wejściówka” powinna być obowiązkowa, a jej wynik powinien decydować o dopuszczeniu bądź nie do kursu selekcjonera. Być może powinien również skutkować wstrzymaniem uprawnień podstawowych.
W tej materii jestem bardzo radykalny. Uważam, że: po roku, po trzech latach i po 5 latach polowania, egzaminy z bezpieczeństwa powinny być obowiązkowe, a ich niezaliczenie powinno skutkować wstrzymaniem uprawnień do czasu ich zaliczenia.
Potem już niekoniecznie trzeba je robić, bo jeżeli „młody” łowca czterokrotnie w ciągu pięciu lat zaliczy zasady bezpieczeństwa, to już je zapamięta, ale wzorem Francuzów może warto się zastanowić o powtarzaniu egzaminu co 10 lat…
Etyczne polowanie
Po trzecie – prowadzący polowanie powinni mieć prawo nakładania kar pieniężnych. Nic tak bowiem nie przywołuje do porządku, jak uderzenie w kieszeń. To nie musiałyby być wysokie stawki, raczej niskie…
Bo nie chodzi o dużą dolegliwość finansową ale o pamięć. W dzisiejszych warunkach stawka 100 zł za takie przekroczenie jak zejście ze stanowiska, czy nierozładowanie broni między pędzeniami byłaby wystarczająca.
Po czwarte i najważniejsze – zacznijmy wreszcie kłaść nacisk na etykę. Dużo o tym mówimy, ale mało robimy. W programie szkolenie są ledwie 2 godziny na sprawy kultury, tradycji i etyki. W praktyce oznacza to czas na wspomnienie trochę o podstawowych zwyczajach łowieckich i bąknięcie o historii.
O bogactwie kultury łowieckiej ani słowa. O zachowaniach etycznych – nie tylko wobec kolegów, ale również wobec zwierzyny – mało, albo wcale.
Sztuka opanowania emocji
Jesteśmy grupą specyficzną, mająca prawo używać broni, więc chyba mamy prawo wymagać, by członkowie naszej społeczności znali nie tylko sposób załadowania i rozładowana broni, okresy polowań, ale byli ludźmi obeznanymi z kulturą i etycznymi. A nie zawsze tak jest. Dlatego czas najwyższy zmienić model szkolenia!
Powtórzę to na koniec raz jeszcze! Wypadki z bronią rodzą się w naszych głowach! Nigdzie indziej. Rodzą się z braku umiejętności opanowania emocji, z wytwarzanej w naszej głowie przez nas samych presji na sukces.
Każdy wypadek, nie tylko ten śmiertelny ale również każdy incydent, który nie niesie często żadnych skutków, to NIE brak umiejętności posługiwania się bronią ale chwilowa „pomroczność jasna” i dlatego sposobów na zmniejszenie wypadków nie szukajmy na strzelnicy, czy w termowizji. Szukać ich należy w naszych głowach.