ŚWIAT WYWIADU I TAJNYCH SŁUŻB .Operacja „PIMLICO”

mirekszczerba.pl 5 dni temu

O czwartej po południu 19 lipca 1985 roku Oleg Gordijewski ubrał się w cienki zielony sweter, wyblakłe zielone sztruksowe spodnie i stare brązowe buty – ubrania, które wybrał z tyłu szafy w nadziei, iż unikną skażenia radioaktywnymi chemikaliami używanymi przez jego obserwatorów z KGB do śledzenia go.

Zamknął drzwi wejściowe do swojego mieszkania na Prospekcie Leninskim w Moskwie, „zamykając je”, jak wspominał później, „nie tylko na mój dom i mój dobytek, ale także na moją rodzinę i moje życie”.

Nie zabrał ze sobą żadnych pamiątkowych zdjęć ani innych emocjonalnych pamiątek. Nie składał pożegnalnych wizyt matce ani siostrze, choć wiedział, iż prawdopodobnie już nigdy ich nie zobaczy. Nie zostawił żadnej notatki z wyjaśnieniami czy usprawiedliwieniami. Nie zrobił niczego, co mogłoby wydawać się niezwykłe, w najbardziej niezwykłym dniu swojego życia.

Zespół zajmujący się dokumentacją MI6 zatrzymał się, aby zrobić pamiątkowe zdjęcie w drodze do Norwegii kilka godzin po tym, jak zbiegły szpieg przekroczył granicę Finlandii

Po ponad dekadzie pracy jako podwójny agent o kryptonimie Sunbeam, potajemnie pracujący dla brytyjskiego wywiadu MI6, był zastraszany przez swoich szefów z KGB i każdy jego ruch był śledzony. „Operacja Pimlico”, skomplikowany i ryzykowny plan ucieczki mający na celu wydostanie go ze Związku Radzieckiego w nagłych wypadkach, została uruchomiona.

Miał dokładnie półtorej godziny, by przejść pieszo do moskiewskiego dworca kolejowego w Leningradzie, przemykając to tu, to tam, czasem truchtem, a wszystko po to, by zrzucić z siebie KGB-owski ogon.

Przejrzał całą listę technik unikania inwigilacji, wskakując do pociągu metra, gdy drzwi się zamykały, wysiadając po dwóch przystankach, a następnie łapiąc pociąg w przeciwnym kierunku.

Kiedy dotarł na dworzec w Leningradzie, był on zalany ludźmi. Tysiące młodych lewicowców ze 157 państw napływało do Moskwy na XII Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów.

Wślizgnął się w tłum i kupił chleb i kiełbasę na straganie.

Z tego, co wiedział, nikt go nie śledził. Potem zacumował w nocnym pociągu do Leningradu, na górnej pryczy wagonu sypialnego czwartej klasy. Punktualnie o 17.30 pociąg odjechał. Był w drodze.

Leyca Gordijewska (w środku) z dziećmi Marią i Annią jest żoną byłego dezertera z KGB Olega Geordijewskiego

Później tego samego wieczoru dwaj oficerowie MI6 – Roy Ascot, szef placówki MI6 w Moskwie i jego kolega, Arthur Gee – opuścili wcześniej imprezę w brytyjskiej ambasadzie i skierowali się do swoich samochodów. Następnie wraz ze swoimi żonami, z których jedna niosła 15-miesięczną córeczkę, pojechali na zachód w kierunku granicy Związku Radzieckiego z Finlandią.

Rzekomo jechali do Helsinek na wizytę u lekarza i na zakupy – tak powiedzieli władzom sowieckim, gdy ubiegali się o pozwolenie na podróż.

Plan był taki, aby połączyć się z Gordijewskim w zatoczce 16 mil od granicy. Wsiadłby do bagażnika jednego z samochodów i zostałby przemycony do Finlandii. Było to przedsięwzięcie obarczone ryzykiem.

Już teraz, gdy pędzili autostradą wyjeżdżającą z Moskwy, samochody obserwacyjne KGB rutynowo chowały się za nimi. Powodem, dla którego dwa samochody podróżowały, było to, iż MI6 uważało, iż Gordijewski zabiera ze sobą swoją żonę Leilę i ich dwie małe córeczki. Nie zdawali sobie sprawy, iż był sam.

Zastanawiał się, czy ich nie zabrać, zwłaszcza, iż MI6 zawsze uwzględniało je w planie ucieczki. Ale odkąd stał się podwójnym agentem, trzymał swoje sekretne życie w tajemnicy przed Leilą; Nie miała pojęcia, iż pracuje dla Brytyjczyków.

A ponieważ pochodziła z KGB, doszedł do bolesnego wniosku, iż nie można polegać na jej lojalności.

Roztropność nakazywała, by przez cały czas ją oszukiwać, bo inaczej narazi się na niebezpieczeństwo własne życie.

Wysłał ją wraz z dziećmi na miesięczny urlop do daczy należącej do jej ojca, starszego generała KGB, w Azerbejdżanie.

Miał nadzieję, iż jeżeli uda mu się dotrzeć na Zachód, ona i dziewczęta będą w stanie dołączyć do niego na czas.

Obudził się o 3.30 nad ranem w pociągu, na podłodze przedziału i był cały we krwi. Mocno śpiąc na środkach uspokajających, najwyraźniej wypadł z pryczy. Wyglądał okropnie, właśnie wtedy, gdy chciał być niepozorny. Co się stanie, jeżeli zaniepokojony współpasażer zgłosi go strażnikowi lub policji jako osobę podejrzaną?

Kiedy więc pociąg wjechał na dworzec główny w Leningradzie, był jednym z pierwszych, którzy gwałtownie ruszyli do wyjścia, nie śmiejąc spojrzeć za siebie. Udał się na stację i stamtąd wsiadł do pociągu jadącego w kierunku granicy z Finlandią.

Do tej pory wszystko było jasne. Ekipa obserwacyjna KGB w jego mieszkaniu nie zgłosiła jego zaginięcia. Widzieli, jak odchodzi, a potem go stracili, ale byli zbyt przerażeni, by to zgłosić.

Oleg Gordijewski jest byłym pułkownikiem KGB i desygnowanym na rezydenta KGB oraz szefem biura w Londynie

W mieście Zelenogorsk, 30 mil od Leningradu, Gordijewski wysiadł z pociągu i wsiadł do autobusu na następny etap swojej podróży.

Jego celem było przygraniczne miasto Wyborg, oddalone o 50 mil, ale wysiadał 16 mil przed znacznikiem 836 (oznaczającym liczbę kilometrów od Moskwy) na spotkanie ze swoimi opiekunami z MI6. Drzemiąc, prawie go przegapił, ale zauważył go w samą porę i poprosił kierowcę, aby się zatrzymał, udając, iż jest chory. Gdy autobus odjechał, Gordijewski pochylił się nad przydrożnym rowem, udając, iż mu się wymiotuje.

Wejście do zatoczki znajdowało się 300 jardów przed nami, oznaczone charakterystyczną skałą i zasłoną z drzew na poboczu drogi. Była dopiero godzina 10.30. Samochody ucieczki z MI6 miały przyjechać dopiero w ciągu kolejnych czterech godzin.

W Moskwie, gdy podwójny agent Oleg Gordijewski przechodził przez lotnisko, wszędzie widział oznaki niebezpieczeństwa

Strach i adrenalina mogą mieć dziwny wpływ na umysł i apetyt. Gordijewski powinien był pozostać ukryty w zaroślach. Zamiast tego zrobił coś szalonego – wystawił kciuk i złapał stopa do Wyborga, żeby się napić i coś przekąsić.

Tam, w stołówce, zasiadł do obiadu, składającego się z dwóch butelek piwa i talerza smażonego kurczaka. Zaczął czuć się nie do końca bezpiecznie, ale dziwnie spokojny i nagle wyczerpany.

Doszedł do siebie z wstrząsem. Spał. Nagle wybiła godzina 13. Musiał wrócić do oddalonej o 16 mil zatoki o 2.30. Na drodze rozejrzał się za windą, ale nie było tam żadnych samochodów. Zerwał się do biegu, a pot spływał po nim.

Biegł przez godzinę i wciąż brakowało mu wielu kilometrów do zatoczki, kiedy zatrzymała się ciężarówka i podwiozła go. Poprosił o wysadzenie go na znaczniku 836, co wprawiło kierowcę w zakłopotanie.

Gordijewski rzucił mu, jak miał nadzieję, konspiracyjne spojrzenie. – W lesie są jakieś dacze. W jednym z nich czeka na mnie miła pani – wyjaśnił. Kierowca uśmiechnął się w geście współudziału i wysadził go tam dziesięć minut później, lubieżnie mrugając okiem.

Gordijewski wczołgał się w zarośla, by zaczekać. Minęła godzina 2.30. Następnie 2.40. Gdzie oni byli…?

Oleg Gordijewski w czasach studenckich w moskiewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, gdzie po raz pierwszy został zwerbowany przez KGB

Dwa samochody MI6, saab i ford sierra, były śledzone aż z Moskwy. Gdy zbliżali się do granicy, za nimi jechały dwie łady KGB, a przed nimi radiowóz.

W Saabie Roy Ascot – wicehrabia, późniejszy hrabia i prawdopodobnie najbardziej błękitnokrwisty szpieg, jakiego wydała Wielka Brytania – był zrozpaczony. „Zostaliśmy zaszufladkowani. Widziałem, jak skręcamy w zatoczkę i spotykamy się z komitetem powitalnym złożonym z umundurowanych ludzi, którzy wychodzą z krzaków”.

Jeśli nie zdoła się ich otrząsnąć, będzie musiał przerwać misję i zostawić Gordijewskiego na pastwę losu. Zmniejszył prędkość z 70 mil na godzinę do 30 mil na godzinę, a następnie do 25 mil na godzinę. Za jego plecami utworzyła się kolejka.

Nie spodobało się to kierowcy KGB z przodu. Brytyjczycy szydzili z niego. Wystrzelił, poczekał na poboczu drogi dalej, a następnie dołączył do kolumny z tyłu.

Taktyka się opłaciła. Saab z Ascot po raz kolejny znalazł się na prowadzeniu.

Stopniowo zwiększał swoją prędkość. To samo zrobił Arthur Gee w Fordzie, utrzymując odległość zaledwie 50 stóp między nimi, gdy tworzyli lukę ponad 800 jardów od swoich prześladowców.

Ascot obrócił się na zakręcie i wcisnął hamulec. Kolumna wojska przechodziła przez jezdnię i ruch został wstrzymany. Samochody obserwacyjne dogoniły go. „To wszystko” – pomyślał Ascot. – To już koniec.

Gordijewski, zapalony gracz w badmintona, przeniósł swoją lojalność z Moskwy na Zachód i podjął się niebezpiecznej roli podwójnego agenta
Oleg Gordijewski w mundurze KGB. Został zatrudniony w ambasadzie radzieckiej w Londynie

Mylił się. Gdy ostatni pojazd wojskowy przetoczył się przez linię mety, wcisnął pedał gazu i pojechał jak wściekły, trzymając Gee na ogonie. Byli 100 jardów przed nimi, zanim samochody KGB zdążyły ponownie uruchomić silniki.

Ascot postawił nogę na podłodze, Mesjasz Haendla grał na magnetofonie, a luka rosła w miarę pojawiania się zatoczki. Strzelił w nią i zatrzymał się, a Gee był zaledwie kilka metrów za nim.

Gdy wydostali się na zewnątrz, usłyszeli ryk silników Łady po drugiej stronie drzew. Gdy dźwięk ucichł, z zarośli wyskoczył włóczęga, nieogolony i zaniedbany, pokryty błotem, paprociami i kurzem, z zaschniętą krwią we włosach, tanią brązową torbą ściśniętą w jednej ręce i dzikim wyrazem twarzy. To był Gordijewski. Szpieg i ludzie wysłani na ratunek wpatrywali się w siebie z niedowierzaniem.

Gordijewski wspiął się do bagażnika Sierry i położył się. Gee podał mu wodę, apteczkę i pustą butelkę, do której mógł się wysikać.

Potem oba samochody wjechały na drogę i przyspieszyły. Odbiór trwał 80 sekund.

Dziesięć mil dalej minęli na poboczu drogi Łady, których kierowcy rozmawiali z pięcioma milicjantami. Z otwartymi ustami wpatrywali się w dwa przejeżdżające brytyjskie samochody, a na ich twarzach malowała się mieszanina zmieszania i ulgi.

Tajne zdjęcia Olega Gordijewskiego wykonane przez duńską służbę wywiadowczą PET podczas jego misji w Kopenhadze

Ascot spodziewał się, iż zostanie zatrzymany, ale oddział obserwacyjny po prostu wskoczył z tyłu, tak jak wcześniej.

Zastanawiał się, czy podali przez radio do granicy, czy też, w typowy dla Związku Radzieckiego, założą, iż cudzoziemcy zatrzymali się, żeby się załatwić, zamaskują fakt, iż kilka minut pozostało niewyjaśnionych, i nic nie powiedzą?

Z bagażnika samochodu Gee i jego żona Rachel słyszeli stłumione chrząknięcia i uderzenia, gdy Gordijewski starał się zdjąć ubranie. Potem rozległ się charakterystyczny wytrysk, gdy przelał do butelki swoje piwa w porze lunchu.

Rachel podkręciła muzykę: kompilację największych przebojów Dr Hooka, w tym When You’re In Love With A Beautiful Woman i Sylvia’s Mother. Gordijewski jęknął. Wciśnięty do wrzącego buta, uciekający w obawie o swoje życie, ten miłośnik Bacha i Händla był zirytowany takim niskim, niskim popem. „To była okropna, okropna muzyka. Nienawidziłem tego”.

Równie okropny dla Rachel był zapach wydobywający się z buta – mieszanina potu, taniego mydła, tytoniu i piwa. Gdy dotrą do granicy, psy tropiące na pewno to zarejestrują.

Po powrocie do Moskwy KGB nie powiązało zniknięcia Gordijewskiego z dwoma brytyjskimi dyplomatami, którzy poprzedniego wieczoru wymknęli się z uroczystości w ambasadzie.

Przez lata te tajne zdjęcia z monitoringu były jedynymi dostępnymi zdjęciami jego osobowości

Zamiast tego założono, iż Gordijewski musiał popełnić samobójstwo. Nie zrobiono nic, by go odnaleźć lub wszcząć alarm.

Do tego czasu dwa brytyjskie samochody dotarły do zmilitaryzowanej strefy przygranicznej i pierwszego z trzech rosyjskich punktów kontrolnych. Na początku strażnik graniczny rzucił grupie „surowe spojrzenie”, ale machnął ręką, choćby nie sprawdzając dokumentów.

Na następnym punkcie kontrolnym Ascot przyjrzał się twarzom strażników, „ale nie wyczuł w powietrzu żadnego specjalnego napięcia skierowanego specjalnie na nas”. Główny punkt kontrolny znajdował się na samej granicy, a dwaj mężczyźni zaparkowali samochody i poszli dołączyć do kolejki w kiosku celnym i imigracyjnym.

Zwolnili go z pracy w Londynie, ale zdecydowaliśmy, iż może pan zostać w KGB, w wydziale nieoperacyjnym. Powinieneś wziąć każdy urlop, który ci się należy.¿ Gordijewski zaniemówił. Czy znowu miał halucynacje? Oskarżano go o zdradę, a mimo to wysyłano go na urlop

Ich żony, Caroline i Rachel, pozostały w samochodach, starając się wyglądać swobodnie.

Rachel usłyszała cichy kaszel dobiegający z bagażnika i Gordijewski przesunął ciężar ciała, lekko kołysząc samochodem. Rachel podkręciła muzykę, a „Only Sixteen” doktora Hooka odbiło się echem wokół sowieckiego posterunku granicznego.

Pojawił się treser psa, który stanął osiem metrów dalej, przyglądając się uważnie brytyjskim samochodom i głaszcząc swojego alzackiego psa. Rachel sięgnęła po paczkę chipsów, zaoferowała ją Caroline i celowo upuściła część chipsów na ziemię, aby odwrócić uwagę psa.

Alzatczyk okrążył Forda Sierrę, pociągając nosem bagażnik, a Caroline Ascot sięgnęła po broń, której nigdy wcześniej nie użyto w czasie zimnej wojny. Położyła swoje dziecko, Florence, na bagażniku samochodu, bezpośrednio nad ukrytym szpiegiem, i zaczęła zmieniać pieluchę, którą Florence, z nieskazitelnym wyczuciem czasu, właśnie wypełniła.

Żaden podejrzany szpieg pod nadzorem KGB nigdy nie uciekł ze Związku Radzieckiego. Gordijewski na wybrzeżu Bałtyku z Michaiłem Ljubimowem, rosyjskim powieściopisarzem i emerytowanym pułkownikiem KGB

Następnie upuściła zabrudzoną pieluchę obok dociekliwego Alzatczyka. To się wymknęło.

Do tej pory mężczyźni wrócili z wypełnionymi dokumentami. Piętnaście minut później zjawił się strażnik graniczny z ich czterema paszportami, sprawdził je z pasażerami, przekazał i grzecznie się pożegnał.

Kolejka siedmiu samochodów utworzyła się przy ostatnim szlabanie, pasie drutu kolczastego, z dwoma posterunkami obserwacyjnymi i strażnikami uzbrojonymi w karabiny maszynowe. Przez 20 minut się naprzód, świadomi, iż są obserwowani przez lornetkę.

Ostatnią przeszkodą była sama kontrola paszportowa. Radzieccy oficerowie dokładnie przeanalizowali paszporty przez cały wiek, zanim bariera została podniesiona i przeszli przez całą epokę.

Teraz pozostały tylko dwie fińskie kontrole graniczne – nie było to przesądzone, ponieważ Finlandia miała umowę z Rosjanami na przekazywanie KGB wszystkich uciekinierów ze Związku Radzieckiego, którzy wpadną w ich ręce.

Wystarczyłby tylko telefon ze strony sowieckiej, aby powstrzymać ich już teraz. Samochody ruszyły w stronę ostatniej bariery. Gee wysunął paszporty przez kratę. Fiński urzędnik obejrzał je, oddał z powrotem i wyszedł ze swojego kiosku, aby podnieść szlaban. Potem zadzwonił mu telefon i wrócił do kiosku.

Arthur i Rachel Gee wpatrywali się przed siebie w milczeniu.

Po czymś, co wydawało się wiecznością, strażnik graniczny wrócił, ziewając, i podniósł szlaban.

W bagażniku Gordijewski poczuł drgania, gdy ford nabrał prędkości. Nagle z magnetofonu rozbrzmiewała muzyka klasyczna, nie była to już upiczny pop doktora Hooka, ale nabrzmiałe dźwięki utworu orkiestrowego, który dobrze znał.

Grali Finlandię Sibeliusa.

Dwadzieścia minut później dwa brytyjskie samochody wjechały na leśną drogę i zatrzymały się. Bagażnik forda został podniesiony i leżał w nim Gordijewski, zlany potem, przytomny, ale oszołomiony.

Był żywy i wolny.

Podając się za turystów, jego opiekunowie z MI6 z Londynu przyszli się z nim spotkać i wykonali telefon do kwatery głównej z zakodowaną wiadomością: „Połowy są tu bardzo dobre. Mamy jeszcze jednego gościa. Teraz pozostało tylko wydostać się z Finlandii i uciec przed ewentualnym pościgiem sowieckim.

Dwa samochody uciekinierów jechały dalej przez całą noc, kierując się w stronę koła podbiegunowego, a Gordijewski siedział teraz wygodnie w samochodzie.

Krótko po 8 rano przekroczyli granicę Norwegii, kraju należącego do NATO. Z Oslo Gordijewski poleciał do Londynu i do swojego nowego domu.

Jakimś cudem wyszedł z zimna.

Po przybyciu do Wielkiej Brytanii, Gordijewski spędził cztery miesiące w Fort Monckton, bazie szkoleniowej w pobliżu Gosport w Hants, gdzie brał udział w jednym z najbardziej rozległych ćwiczeń zbierania i dystrybucji danych wywiadowczych przeprowadzonych przez MI6.

Podróżował po świecie, wyjaśniając działania KGB, pisząc książki i występując w przebraniu w telewizji. MI6 kupiło mu dom na przedmieściach Londynu, gdzie mieszkał pod fałszywym nazwiskiem. Pewna liczba szpiegów została wydalona zarówno przez Wielką Brytanię, jak i ZSRR.

Tymczasem jego żona, Leila, została zmuszona do życia w areszcie domowym w Moskwie. Rodzina ostatecznie spotkała się w Wielkiej Brytanii 6 września 1991 roku, trzy miesiące przed upadkiem Związku Radzieckiego. Związek rozpadł się jednak w 1993 roku, nie mogąc poradzić sobie z presją, jaka na niego ciążyła….

Wydany przez A. Amesa z CIA współpracującego z KGB. Gordijewski był jedynym agentem wskazanym przez Amesa, któremu udało się uciec na Zachód.

Aldrich Ames, były agent CIA, który stał się kretem dla KGB

Zastanawiał się, czy ich nie zabrać, zwłaszcza, iż MI6 zawsze uwzględniało je w planie ucieczki. Ale odkąd stał się podwójnym agentem, trzymał swoje sekretne życie w tajemnicy przed Leilą; Nie miała pojęcia, iż pracuje dla Brytyjczyków.

A ponieważ pochodziła z KGB, doszedł do bolesnego wniosku, iż nie można polegać na jej lojalności.

Roztropność nakazywała, by przez cały czas ją oszukiwać, bo inaczej narazi się na niebezpieczeństwo własne życie.

Wysłał ją wraz z dziećmi na miesięczny urlop do daczy należącej do jej ojca, starszego generała KGB, w Azerbejdżanie.

Oleg Gordijewski jest byłym pułkownikiem KGB i desygnowanym na rezydenta KGB oraz szefem biura w Londynie
W Moskwie, gdy podwójny agent Oleg Gordijewski przechodził przez lotnisko, wszędzie widział oznaki niebezpieczeństw
Oleg Gordijewski w czasach studenckich w moskiewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, gdzie po raz pierwszy został zwerbowany przez KGB
Gordijewski, zapalony gracz w badmintona, przeniósł swoją lojalność z Moskwy na Zachód i podjął się niebezpiecznej roli podwójnego agenta
Oleg Gordijewski w mundurze KGB. Został zatrudniony w ambasadzie radzieckiej w Londynie
Tajne zdjęcia Olega Gordijewskiego wykonane przez duńską służbę wywiadowczą PET podczas jego misji w Kopenhadze
Przez lata te tajne zdjęcia z monitoringu były jedynymi dostępnymi zdjęciami jego osobowości
Zwolnili go z pracy w Londynie, ale zdecydowaliśmy, iż może pan zostać w KGB, w wydziale nieoperacyjnym. Powinieneś wziąć każdy urlop, który ci się należy.¿ Gordijewski zaniemówił. Czy znowu miał halucynacje? Oskarżano go o zdradę, a mimo to wysyłano go na urlop
Żaden podejrzany szpieg pod nadzorem KGB nigdy nie uciekł ze Związku Radzieckiego. Gordijewski na wybrzeżu Bałtyku z Michaiłem Ljubimowem, rosyjskim powieściopisarzem i emerytowanym pułkownikiem KGB

… mogę zapewnić pana Williama Caseya (szef CIA ), iż podejmujemy wszelkie niezbędne kroki, aby zapewnić, iż informacje Gordiejewskiego na temat stosunków USA/ZSRR… zostaną udostępnione Amerykanom przed szczytem Reagana/Gorbaczowa”.

Były podwójny agent KGB Oleg Gordijewski zmarł w wieku 86 lat.

Gordijewski był uważany za najcenniejszego brytyjskiego szpiega w rosyjskich agencjach wywiadowczych i spędził wiele lat na przeciekaniu informacji zarówno do MI6, jak i MI5.

Prezydent Ronald Reagan i Gordijevski.

Policja antyterrorystyczna pomaga koronerowi, ale jego śmierć nie jest traktowana jako podejrzana.

Zanim został szpiegiem, Gordijewski przez trzy lata marniał na posadach biurowych w centrali KGB w Moskwie. Jego historia nadaje się na nejeden scenariusz do filmu szpiegowskiego….

Oleg Gordijewski urodził się w Moskwie. Naukę rozpoczął w moskiewskiej szkole podstawowej nr 130, którą ukończył w czerwcu 1956 roku, następnie rozpoczął studia na wyższej uczelni, wstąpił do Moskiewskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych , gdzie nauczył się języków obcych i mając o wiele więcej swobody niż zwykły obywatel radziecki, poznał kulturę i życie w Europie Zachodniej. Podczas nauki w Instytucie stał się przedmiotem zainteresowania zamieszkujących osobne piętro dwojga oficerów KGB, zajmujących się werbowaniem kandydatów do KGB. Jeden z nich reprezentował I Zarząd Główny (wywiad zagraniczny).

Oleg Gordijewski wstąpił do KGB w 1962 roku i po rocznym przeszkoleniu rozpoczął pracę w centrali KGB na Łubiance.

Jego pierwszym zadaniem była analiza operacji prowadzonych przez tzw. nielegałów (agentów sowieckich zakonspirowanych jako cywilni pracownicy, przedsiębiorcy, naukowcy, artyści itp., w odróżnieniu od dyplomatów, z urzędu niemal kompletnie podporządkowanych wywiadowi ZSRR) w państwach zachodnich. W styczniu 1966 roku wysłano go do Kopenhagi, gdzie miał kierować sowiecką siatką wywiadowczą w Danii. Służbę w Kopenhadze pełnił do 1970 roku, a następnie powtórnie od 1973 roku do 1978 roku. Podczas urlopu w Moskwie w 1977 roku Gordijewski wysłuchał inauguracyjnego wykładu Kima Philby ’ego (jednego z członków siatki szpiegowskiej Cambridge) dla funkcjonariuszy akademii KGB.

Decyzję o współpracy z zachodnimi służbami wywiadowczymi Oleg Gordijewski podjął pod wpływem wstrząsu, jakim była dla niego inwazja wojsk Układu Warszawskiego na czele na Czechosłowację w 1968 roku. Działalność szpiegowską na rzecz brytyjskiej Tajnej Służby Wywiadowczej (MI6), rozpoczął podczas pracy w Kopenhadze w 1974 roku.

W 1978 roku wrócił do ZSRR, do Moskwy, gdzie przebywał aż do 1982 roku, kiedy skierowano go do pracy w ambasadzie radzieckiej w Londynie.

W 1985 roku Oleg Gordijewski objął funkcję rezydenta KGB w Londynie, przez cały czas spotykając się regularnie z prowadzącym go oficerem MI6 i przekazując mu najtajniejsze informacje jakimi dysponował. ale jego kariera podwójnego agenta dobiegała końca. Za oceanem, w Waszyngtonie, miało miejsce wydarzenie, którego konsekwencje mogły być śmiertelne dla Gordijewskiego.

16 kwietnia 1985 roku do ambasady Związku Radzieckiego w Waszyngtoniewszedł wysokiej rangi oficer CIA Aldrich Ames, i przekazał tamtejszemu rezydentowi KGB kopertę, w której była kartka z nazwiskami dwóch oficerów KGB współpracujących z CIA i MI6. Za tę informacje Ames zażądał kwoty 50 tysięcy dolarów, którą otrzymał miesiąc później. Jedno z dwóch nazwisk znajdujących się w kopercie brzmiało Oleg Gordijewski.

Kontrwywiad KGB wiedział, iż z rezydentury w Londynie wyciekają ściśle tajne informacje. Gordijewski był jednym z głównych podejrzanych, ponieważ był jednym z niewielu, którzy mieli do nich dostęp. Dostarczone z Waszyngtonu przez Amesa informacje tylko potwierdziły ich podejrzenia, ale przez cały czas nie mieli żelaznych dowodów. W maju 1985 roku Gordijewskiego wezwano pod pretekstem poufnej konsultacji do Moskwy. Gordijewski podejrzewając zasadzkę, zastanawiał się, czy jechać, ale pod namową Brytyjczyków, którzy powtarzali, iż nie ma podstaw do niepokoju, postanowił pojechać.

19 maja 1985 roku Gordijewski był już w Moskwie. Przez pierwsze dwa tygodnie nic się nie działo, nikt nie chciał się z nim widzieć, tylko kazano mu czekać. Dopiero 27 maja zadzwonił generał Wiktor Fiodorowicz Gruszko , zastępca szefa I Zarządu Głównego KGB, nakazując Gordijewskiemu stawienie się w daczy generała. Tam poczęstowano go kanapkami i kawą z dodatkiem narkotyków. Następnie oświadczono mu, iż jest agentem i pracuje dla Anglików. Przesłuchanie trwało przez 24 godziny. Gordijewski mimo narkotyków nie powiedział nic, co mogło go skompromitować. Następnego dnia został zwolniony i odwieziony do domu.

Co ciekawe, podczas gdy Wielka Brytania i Rosja rozpoczynają w tym tygodniu coś w rodzaju mini-odwilży z dwustronnymi rozmowami na najwyższym szczeblu w Londynie, Gordijewski ostrzegł, iż Moskwa ma w Wielkiej Brytanii takich samych szpiegów, jak podczas zimnej wojny.

74-letni Gordijewski twierdzi, iż duża liczba agentów Władimira Putina stacjonuje w rosyjskiej ambasadzie w ogrodach Pałacu Kensington. Oprócz zawodowych oficerów, ambasada prowadzi sieć „informatorów”, którzy nie są oficjalnie zatrudnieni, powiedział Gordijewski, ale regularnie przekazują przydatne informacje. Wśród nich jest słynny oligarcha.

„W tej chwili w Londynie jest 37 KGB-owców. Kolejnych 14 pracuje dla GRU [rosyjskiego wywiadu wojskowego]” – powiedział Gordijewski w rozmowie z „Guardianem”. Skąd wiedział? – Z moich kontaktów – odparł enigmatycznie, wskazując na źródła w brytyjskim wywiadzie.

Gordijewski zaczął pomagać brytyjskiemu wywiadowi w 1974 roku. W latach 1982-85 stacjonował w ambasadzie ZSRR w Londynie. Został choćby mianowany rezidentem, szefem KGB w Wielkiej Brytanii. W tamtych czasach celem KGB było pielęgnowanie kontaktów lewicowych i związkowych oraz zdobywanie brytyjskich tajemnic wojskowych i NATO. Po rozpadzie Związku Radzieckiego KGB zostało podzielone na SWR i FSB, czyli zagraniczne i krajowe agencje wywiadowcze. Władimir Putin jest byłym szefem FSB.

Według Gordijewskiego oficerowie terenowego wywiadu zagranicznego Putina pełnią podobne role jak ich poprzednicy z KGB. Jednak w dzisiejszych czasach kapitalizmu chcą oni również poufnych informacji handlowych, które będą mogły być użyteczne dla Moskwy. Mają też oko na rosnącą grupę rosyjskich dysydentów i biznesmenów, którzy kłócą się z Kremlem i przenoszą się do Londynu – źródła ciągłych napięć angielsko-rosyjskich.

Byli agenci KGB, w tym Putin, zajmują w tej chwili wysokie stanowiska w mrocznych strukturach władzy w Rosji. Wielu z nich jest teraz miliarderami. Gordijewski tymczasem został zaocznie skazany na śmierć; Nakaz nigdy nie został uchylony. (Zgodnie z bezlitosnym kodeksem KGB, zdrajca jest zawsze zdrajcą i zasługuje na najwyższą karę.) Gordijewski zanotował cierpko: „Jestem jedynym uciekinierem z KGB z lat 80., który przeżył. Miałem umrzeć”.

Gordijewski twierdzi jednak, iż w 2008 roku został otruty w Wielkiej Brytanii. Odmówił podania szczegółów, co się stało. Ale rzekomy incydent odbił się w widoczny sposób na jego zdrowiu. Fizycznie jest cieniem niegdyś energicznego człowieka, który informował Margaret Thatcher i Ronalda Reagana o sowieckim przywództwie. Psychicznie jest bystry i często zgryźliwy.

Gordijewski powiedział, iż nie żałuje zdrady KGB. Pozostaje zagorzałym fanem Wielkiej Brytanii; czyta „Spectatora” i pisze do „Literary Review”. „Wszystko tutaj jest boskie w porównaniu z Rosją” – powiedział. W 2007 roku królowa odznaczyła go CMG „za zasługi dla bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii”.

Gordijewski mówi, iż po raz pierwszy „marzył” o życiu w Londynie po XX zjeździe partii w 1956 roku, kiedy Chruszczow rozpoczął swoje słynne potępienie Stalina. Twierdzi, iż w Rosji nie ma niczego, za czym by tęsknił.

Gordijewski ma niewielki kontakt ze swoimi dwiema dorosłymi córkami, Marią i Anną, ani z byłą żoną Leilą. Kiedy uciekł do Wielkiej Brytanii, jego rodzina pozostała w Rosji i pozwolono jej dołączyć do niego dopiero sześć lat później, dzięki lobbingowi Thatcher. Małżeństwo nie przetrwało tak długiej rozłąki. Wieloletnią towarzyszką Gordijewskiego jest Brytyjka, którą poznał w latach 90.

Gordijewski, bystry uczeń ze smykałką do języków, wstąpił do KGB, ponieważ dawała mu rzadką szansę na życie za granicą. W 1961 roku Gordijewski – wówczas student – przebywał w Berlinie Wschodnim, kiedy upadł mur. „To była tajemnica poliszynela w ambasadzie sowieckiej. Leżałem w łóżku i usłyszałem, jak na ulicy przejeżdżają czołgi” – wspomina.

W 1968 roku, kiedy pracował jako szpieg KGB w Kopenhadze, Związek Radziecki zaatakował Czechosłowację. Gordijewski był już rozczarowany systemem sowieckim; Od tego momentu postanowił spiskować przeciwko niemu.

Dopiero w 1974 roku rozpoczął karierę jako podwójny agent w Danii. Gordijewski poznał „Dicka”, brytyjskiego agenta. Po Danii Gordijewski został wysłany do Wielkiej Brytanii, ku uciesze MI5. W Londynie ostrzegł, iż Biuro Polityczne błędnie sądzi, iż Zachód planuje atak nuklearny na Związek Radziecki. W 1985 roku KGB nabrało podejrzeń i wezwało go do domu. Był przesłuchiwany, odurzony narkotykami i oskarżony o zdradę. Udało mu się dotrzeć do swoich brytyjskich opiekunów, którzy przemycili go przez granicę fińską w bagażniku samochodu dyplomatycznego, co zostało opisane w jego porywającej autobiografii „Next Stop Execution”.

Gordijewski ostro krytykuje przywództwo Związku Radzieckiego. „Leonid Breżniew nie był niczym szczególnym. Gorbaczow był niewykształcony i niezbyt inteligentny – prychnął. A co z Putinem?

Abscheulich – odparł, używając niemieckiego słowa oznaczającego obrzydliwy i wstrętny. (Gordijewski mówi płynnie po niemiecku, a także po szwedzku, duńsku i angielsku, którego nauczył się jako ostatni). Dla kontrastu wychwala Williama Hague’a. „Kiedyś bardzo go lubiłem. Był bystry”.

Zapytany, czy sądzi, iż w Rosji jest jakaś perspektywa demokratycznych zmian – idei podsycanej przez antykremlowskie protesty uliczne w 2010 i 2011 roku – odparł: „Cóż za naiwne pytanie!”.

Dodał ponuro: „Wszystko, co się wydarzyło, wskazuje na przeciwny kierunek”. Porównuje postkomunistyczną Rosję pod rządami Putina do Włoch Mussoliniego. Teoretycznie, zasugerował, mógłby wrócić do Moskwy, gdyby istniał tam demokratyczny rząd – ale na to nie ma większych szans.

Kwestią otwartą pozostaje, na ile skuteczna jest współczesna rosyjska operacja szpiegowska. W 2010 roku 10 rosyjskich agentów, w tym czarująca Anna Chapman , zostało złapanych w USA i podmienionych na rosyjskiego naukowca skazanego za pracę dla Waszyngtonu. Gordijewski jest zaznajomiony z tego rodzaju operacjami „głęboko tajnymi”. Karierę szpiegowską rozpoczął w drugim zarządzie KGB, który zajmował się prowadzeniem „nielegalnych” – agentów o fałszywych biografiach podkładanych za granicą. Wielu uważało, iż rosyjska siatka szpiegowska była bardziej żartem niż zagrożeniem dla bezpieczeństwa USA.

Gordijewski stwierdził jednak, iż nierozsądne byłoby popadanie w samozadowolenie z działań wywiadowczych Moskwy. Wspomina George’a Blake’a – brytyjskiego szpiega, który był podwójnym agentem Moskwy. W 1966 roku Blake uciekł z więzienia Wormwood Scrubs i uciekł do Związku Radzieckiego. Kariery Blake’a i Gordijewskiego są zbieżne: Gordijewski żyje z emerytury służby cywilnej w rodzinnych powiatach; Blake na emeryturze KGB w Moskwie. Sięgając po łyk swojego piwa, Gordijewski opisał zdradzieckiego Blake’a jako „skutecznego”. Dodał: „Wystarczy jeden szpieg, aby być skutecznym”.

Gordijewski powiedział, iż jest przekonany, iż Putin stał za zabójstwem jego przyjaciela Aleksandra Litwinienki w 2006 roku, który uciekł do Wielkiej Brytanii w 2000 roku. W grudniu wyszło na jaw, iż w chwili śmierci Litwinienko pracował dla brytyjskich i hiszpańskich służb specjalnych. Śledztwo w sprawie zabójstwa Litwinienki odbędzie się jeszcze w tym roku.

Kontrowersyjne jest to, iż minister spraw zagranicznych William Hague chce utrzymać w tajemnicy rządowe akta Litwinienki – aby uspokoić Moskwę, jak twierdzą krytycy.

Gordijewski powiedział, iż poznał Litwinienkę „dość dobrze” w latach poprzedzających jego zabójstwo. „Miał bzika na punkcie fitnessu. Biegał kilometrami. Odwiedził mnie w domu siedem razy. On też przyjechał z Mariną [żoną Litwinienki]. Rozmawialiśmy przez telefon. Mówił i mówił”.

O Litwinience dodał: „Był absolutnie zakochany w narodzie czeczeńskim. Podobały mu się ich tradycje i niezależność”.

Litwinienko zdecydował się na odejście po tym, jak rozczarował się FSB, która jego zdaniem zdradziła swoje ideały. Na emigracji w Londynie Litwinienko pozostał „bardzo rosyjski”, jak wspominał Gordijewski, atakując Kreml i Putina w „typowo agresywnym rosyjskim stylu” i pisząc wyzywające artykuły. „Myślę, iż głównym powodem, dla którego został zabity, było to, iż bronił [krytyka Putina Borysa] Bieriezowskiego” – mówi.

Gordijewski powiedział, iż operacja wsunięcia radioaktywnego polonu-210 do filiżanki Litwinienki została zatwierdzona odgórnie. Argumentował: „Nikt nie odważyłby się przeprowadzić zamachu za granicą w tak ważnym kraju, jak Wielka Brytania, bez zezwolenia”. KGB zawsze było biegłe w używaniu trucizn, zauważył Gordijewski: „Robili je w zakładzie pod Moskwą, zwanym Fabrika. KGB wyprodukowało również fantastyczną kolekcję [fałszywych] paszportów zagranicznyc


Podwójny agent KGB Oleg Gordijewski zmarł w wieku 86 lat.

Idź do oryginalnego materiału