Stan wojenny w powiecie jasielskim: wspomnienia, odwaga, pamięć

6 dni temu

13 grudnia 1981 roku Polska obudziła się w rzeczywistości, która na długo pozostawiła ślad w pamięci całego narodu. Wprowadzenie stanu wojennego przez Wojciecha Jaruzelskiego oznaczało nie tylko ograniczenie swobód obywatelskich, ale także represje wobec tych, którzy marzyli o wolności. Powiat jasielski, choć oddalony od centrum władzy, stał się jednym z miejsc, gdzie historia odcisnęła swoje bolesne piętno.

Realia codzienności w cieniu czołgów

Zima 1981 roku była sroga, ale dla mieszkańców powiatu jasielskiego największym chłodem była atmosfera strachu i niepewności. Ulice Jasła, Nowego Żmigrodu czy Kołaczyc zapełniły się patrolami milicji i wojska. Na każdej z nich można było spotkać żołnierzy z karabinami, a mieszkańcy musieli liczyć się z rygorystycznymi kontrolami dokumentów.

Wprowadzona godzina milicyjna skutecznie paraliżowała życie towarzyskie i zawodowe. Dla wielu młodych ludzi, którzy wcześniej organizowali się w ramach NSZZ „Solidarność”, każda noc oznaczała ryzyko aresztowania. W powiecie jasielskim, tak jak w całej Polsce, tysiące osób zostało zatrzymanych, osadzonych w więzieniach lub internowanych w ośrodkach odosobnienia.

Zatrzymanie Adama Pawlusia

Adam Pawluś, działacz jasielskiej „Solidarności”, w reakcji na aresztowanie swoich kolegów zaproponował napisanie wezwania do strajku generalnego. Działanie to doprowadziło do jego zatrzymania, a ostatecznie skazania na karę więzienia i utraty praw publicznych.

Rankiem, 25 lutego udałem się do pracy. Na ulicy Ujejskiego zostałem otoczony przez funkcjonariuszy SB. Przewieziono mnie do Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Krośnie. Tam poddano mnie przesłuchaniu, podczas którego przedstawiono rękopis, który napisałem 13 grudnia wraz z wynikami ekspertyzy z pisma porównawczego. W tamtym czasie przy przyjęciu do pracy każdy zobowiązany był złożyć życiorys pisany własnoręcznie w obecności kadrowego. Na podstawie spisanego przez mnie życiorysu dokonano porównania. Funkcjonariusze straszyli mnie, iż o ile odmówię współpracy to zgniję w więzieniu, ponieważ otrzymam wyrok ponad 10 lat. Przesłuchujący mnie oficer SB o inicjałach JB przedstawił mi dwie opcje – mówił, iż wystarczy jeden podpis i razem będziemy pić piwo i jeść szynkę w milicyjnym kasynie, albo zostanę bohaterem i kolejne lata życia spędzę w więzieniu.

Odmówiłem współpracy i zostałem skazany na karę trzech lat pozbawienia wolności, dwóch lat utraty praw publicznych i ogłoszenia wyroku w gazecie „Nowiny”. Z aresztu w Krośnie zostałem przewieziony do Rzeszowa. Ponieważ była to prawdopodobnie sobota nie zostałem przyjęty do aresztu w Załężu i kolejne dwie doby spędziłem w celi zatrzymań w Komendzie Miejskiej Milicji Obywatelskiej w Rzeszowie przy ulicy Jagiellońskiej. Panujące tam warunki były fatalne – bardzo mała cela z drewnianą pryczą, potwornie brudnym kocem, małym okienkiem i kubłem na fekalia. Takiego brudu i smrodu nigdy więcej w życiu nie spotkałem. – wspomina Adam Pawluś.

Po ogłoszeniu wyroku Adam Pawluś został przewieziony do Zakładu Karnego w Hrubieszowie, gdzie, razem z innymi więźniami, brał udział w strajkach głodowych w obronie symboli religijnych, w obronie współosadzonego oraz domagając się przyznania statusu więźnia politycznego. – Kolejny strajk głodowy prowadziliśmy o przyznanie nam statusu więźnia politycznego. W tym przypadku podjęliśmy decyzję, iż będziemy głodować aż do śmierci głodowej. To była trudna decyzja. Strajk zakończył się dla mnie, gdy moja waga spadła poniżej 60 kilogramów i trafiłem do szpitala, gdzie otrzymałem kroplówki. Po powrocie do zakładu karnego kontynuowałem protest. Po około dziesięciu dniach skierowano nas na przymusowe dokarmianie. Wszystkich głodujących doprowadzono do sali, w której pielęgniarka miała potężny gar z gotowanym grysikiem. Przy pomocy około litrowego garnuszka nabierała zupy, wbijała do niej jajko i przez wąż z lejkiem, który wkładany był bezpośrednio do żołądka wlewała w nas ten grysik. – opowiada.

Solidarność podziemna

Mimo brutalnych represji w powiecie jasielskim działał podziemny ruch oporu. W tajemnicy organizowano spotkania, drukowano ulotki i gazetki, które trafiały w ręce mieszkańców. Wiele z nich powstawało w prywatnych mieszkaniach, co narażało ich właścicieli na ogromne ryzyko.

Krystyna – uczennica I Liceum Ogólnokształcącego w Jaśle, wraz z kolegami zrzuciła z wieży kościoła Franciszkanów ulotki wymierzone przeciwko komunistycznemu reżimowi.

Jednym z symboli oporu była Jasielska „Solidarność”, która jeszcze przed stanem wojennym organizowała strajki i manifestacje. Po 13 grudnia wielu jej członków zostało internowanych, ale ci, którzy pozostali na wolności, kontynuowali walkę w podziemiu. Ich działalność, choć utrudniana przez aparat bezpieczeństwa, pozwalała na podtrzymanie ducha walki o wolność.

Represje i strach

Nie brakowało dramatycznych historii rodzin, które zostały rozdzielone przez internowania i aresztowania. W aresztach śledczych przetrzymywano lokalnych działaczy, a przesłuchania były często brutalne. Mieszkańcy, którzy odważyli się pomagać internowanym, byli obserwowani przez Służbę Bezpieczeństwa, a nierzadko także zastraszani.

Wielu mieszkańców powiatu do dziś wspomina tamten czas z bólem. Opowiadają o tym, jak ich rodziny zmagały się z głodem, brakiem podstawowych produktów w sklepach i nieustanną obawą przed donosami.

14 grudnia, w odpowiedzi na wprowadzenie stanu wojennego, Huta Szkła w Jaśle podjęła odważną decyzję o rozpoczęciu strajku. Jego inicjatorem był Jan Hap – ówczesny przewodniczący „Solidarności” w zakładzie i aktywny działacz podziemia solidarnościowego, który niedługo potem został internowany. Strajkowali także pracownicy OBR Gamrat.

W tym czasie na teren zakładu Gamrat przybyło wojsko. – Noc minęła spokojnie, ale rano, gdy spojrzałem przez okno, zobaczyłem wojsko stojące tuż przy bramie zakładu. Byli ustawieni w szeregu, jakby szli gęsiego. Kilka osób krążyło wokół, ale człowiek patrzył i nie wiedział, co się dzieje. Początkowo myślałem, iż to jak zwykle – wojsko przyjechało konwojować wagony. Jednak tym razem było inaczej. Zbliżam się do bramy, a tam żołnierze, zmarznięci, w gumofilcach. Zapytałem: 'Co was tu tak dużo? Co się dzieje?’ A oni milczeli ani słowa. – wspomina ówczesny pracownik zakładu i członek „Solidarności”, Zbigniew Siepkowski.

Nie brakowało również absurdalnych i zarazem zabawnych sytuacji. – W tamtych czasach kontrole drogowe były codziennością, a podróżnych legitymowano na każdym kroku. Za rondem na ul. 17 Stycznia stał barakowóz z milicjantami. Zatrzymał mnie znajomy, Maciek, ale zachował się, jakbyśmy się nie znali – służbowo zażądał dokumentów i otwarcia bagażnika. W porządku, wszystko sprawdzone, więc pojechałem dalej, ale coś mnie podkusiło, żeby zawrócić. No i znów zostałem zatrzymany. Tak sobie krążyłem, a Maciek za każdym razem kontrolował mnie z powagą. Po czwartej rundzie nie wytrzymał i zirytowany powiedział: ‘Daj mi w końcu odpocząć, bo zaraz padnę!’. Wtedy spojrzałem na niego z uśmiechem i mówię: ‘No widzisz, Maciuś, teraz to mnie wreszcie poznałeś!’ – opowiada z rozbawieniem Zbigniew Siepkowski.

Ślady stanu wojennego dzisiaj

Dzisiejsze Jasło i okolice nie zapomniały o trudnych czasach stanu wojennego. Co roku, 13 grudnia z inicjatywy uczestnika tamtych lat, starosty jasielskiego Adama Pawlusia, mieszkańcy gromadzą się na mszach i uroczystościach upamiętniających ofiary minionych wydarzeń. W lokalnych szkołach prowadzone są lekcje historii, podczas których młodzież poznaje losy bohaterów tamtych dni.

Stan wojenny w powiecie jasielskim to historia o odwadze i solidarności, ale także o bólu i cierpieniu. To opowieść o ludziach, którzy w imię wolności byli gotowi poświęcić wszystko. Dziś ich poświęcenie stanowi fundament, na którym budujemy naszą tożsamość i dumę z odzyskanej wolności.

Warto pamiętać, aby te trudne lekcje historii były przestrogą i inspiracją dla kolejnych pokoleń.

Idź do oryginalnego materiału