Odkąd na początku XIX wieku, szkocki reformator Robert Owen rozwiązał swoją utopijną komunę po zaledwie kilku latach jej funkcjonowania, ludzie uparcie próbują sprawić, by model “Pracuj według możliwości, bierz według potrzeb” ciągle utrzymywał się na powierzchni. Oni przez cały czas próbują, a nam oczywiście mówi się, iż poprzednie porażki systemu miały miejsce tylko dlatego, iż nigdy nie został wdrożony “prawdziwy socjalizm”. Co ciekawe, to wyjaśnienie może kwalifikować się do klasy fałszywych twierdzeń znanych pod hasłem “no true Scotsman” (Jest to powszechny błąd logiczny, który jest z natury fałszywy ze względu na swoją ogólnikowość i niejasność.). Niezależnie od tego czy Owen był prawdziwym socjalistą czy prawdziwym Szkotem, ciągle słyszymy powtarzające się zapewnienie, iż musimy po prostu mieć “odpowiednich ludzi”, którzy wprowadzą socjalizm w życie. Ale żeby sprzedać ideę, trzeba dodatkowo mieć odpowiednich ludzi którzy wprowadzą ją na rynek. Rozwiązanie?
Zwerbować Jezusa.
Tak, choćby wielu sekularystów wierzy, iż Chrystus może być Zbawicielem…socjalizmu. Stąd słyszymy twierdzenie “Jezus był socjalistą!” z implikacją “Czy chcesz być poganinem, ty kapitalistyczna świnio!”.
Oczywiście nie jest to pierwszy przypadek, kiedy jakaś ideologia zatrudnia Tego, który gdyby był w twoim narożniku mógłby być ideologiem ostatecznym. Reżim nazistowski w Niemczech w mniejszym lub większym stopniu powoływał się na Jezusa jako narodowego socjalistę, a Hitler i jego poplecznicy wyznawali “pozytywne chrześcijaństwo”, według którego Chrystus był postacią nordycką, prześladowaną przez żydowski establishment. Jednak podczas gdy nazizm został całkowicie zdyskredytowany, socjalizm trwa nadal, pozostawiając po sobie ślad w postaci zarżniętych gospodarek i stosów trupów. Te ostatnie można liczyć w dziesiątkach milionów. W rzeczywistości można by pokusić się o metaforyczne stwierdzenie, iż podobnie jak w przypadku Jezusa, socjalizm powstał z grobu – choć w rzeczywistości nigdy nie został do końca pogrzebany. Jak napisał w 2020 roku autor książki Was Jesus a Socialist?, Lawrence W. Reed:
Czas minął, a wschodzące pokolenie nie ma pamięci o zimnej wojnie ani o powtarzających się porażkach socjalizmu. Dla wielu młodych Amerykanów socjalizm nie jest brudnym słowem; dla nich to jest ideał. W maju 2016 roku sondaż Gallupa wykazał, iż 55 procent osób w wieku od osiemnastu do dwudziestu dziewięciu lat miało pozytywny obraz socjalizmu. W tegorocznych prawyborach prezydenckich samozwańczy "demokratyczny socjalista", senator Bernie Sanders z Vermont, zdobył więcej głosów od wyborców poniżej trzydziestego roku życia niż inni ewentualni nominaci Demokratów i Republikanów razem wzięci.... W 2018 roku Demokratyczni Socjaliści Ameryki, którzy pojawili się na scenie już w 1982 roku, po raz pierwszy zanotowali wygrane w wyborach do Kongresu. Jednym z dwóch reprezentantów wybranych w tym roku była Alexandria Ocasio-Cortez. Na początku 2019 roku sondaż Harrisa wykazał, iż połowa Amerykanów w wieku od osiemnastu do trzydziestu dziewięciu lat powiedziała, iż "wolałaby żyć w kraju socjalistycznym". Raport Fundacji Victims of Communism Memorial z 2019 roku wykazał, iż ponad 70 procent millenialsów twierdzi iż prawdopodobnie zagłosuje na socjalistę w wyborach prezydenckich.Być może nie jest to zaskakujące. Na pierwszy rzut oka może to brzmieć choćby głupio, ale nowy branding jest skuteczny. Ludzie generalnie uwielbiają spotkania towarzyskie i wszystko to co towarzyskie, a choćby mogą należeć do klubów towarzyskich. A socjalizm po prostu brzmi tak niewinnie, tak usłużnie, tak przyjaźnie. Czego tu nie lubić?
Ten językowy wizerunek ma znaczenie, ponieważ jest to zwykle wszystko na czym bazują młodzi ludzie: Większość z nich nie potrafi zdefiniować socjalizmu. Ich rodzice też często nie pomagają. Na przykład, w 2016 roku w artykule HuffPost zatytułowanym odważnie “Jezus był socjalistą”, profesor polityki Occidental College Peter Dreier pisze, iż dzisiejsi “demokratyczni socjaliści wierzą w prywatną przedsiębiorczość, ale uważają, iż powinna ona podlegać zasadom które gwarantują, iż firmy będą działać odpowiedzialnie.” Że co?
Dreier modyfikuje “socjalizm” dzięki określenia “demokratyczny”, co sugeruje, iż chodzi o coś innego niż tylko “socjalizm”. Ale są tu dwie kwestie: Po pierwsze, rządowa własność środków produkcji od dawna jest dogmatem socjalistycznym. Po drugie, tytuł artykułu nie brzmi “Jezus był demokratycznym socjalistą”. Ale jeżeli faktycznie taki jest jego punkt widzenia, a co za tym idzie wyłaniający się dziś skrajnie lewicowy konsensus, to w tym wypadku krokiem naprzód byłoby przyznanie, iż Jezus nie był “socjalistą” samorodnym.
Oczywiście nie jest zaskakujące, iż organizacja która nie potrafi wyjaśnić czym jest kobieta, ma problem ze zdefiniowaniem czym jest socjalizm. (Jeśli po prostu identyfikujesz się jako socjalista, to już nim jesteś?) Jednak nie możemy określić czy Jezus był socjalistą, nie definiując najpierw tego o czym adekwatnie mówimy. jeżeli uznamy definicję Dreiera, to nie musimy się spierać o to czy powinniśmy być socjalistami; my już nimi jesteśmy. Mamy bowiem prywatną przedsiębiorczość i mamy zasady (tj. regulacje) zmuszające firmy do działania w sposób uznany za odpowiedzialny. Pojemność definicji Dreiera może wskazywać, iż takich zasad jest za mało…ale wtedy wracamy po prostu do starej dyskusji na temat rozległości i umocowania władzy.
Co więcej, dopuszczenie istnienia prywatnej przedsiębiorczości oznacza wprowadzenie motywu zysku, oraz istnienie stopni sukcesu biznesowego różniących się w zależności od różnych poziomów zdolności ludzi, a to oznacza, iż nie będzie “równości ekonomicznej”, a jedynie klasy zdeterminowane dochodami; będzie to również oznaczać istnienie przegranych, zwycięzców czy wielkich zwycięzców, czyli tych bogatych. Strona Dreiera może oczywiście zripostować, iż wierzy w redystrybucję bogactwa, służącą zniwelowaniu nierówności, w stopniu jeszcze większym niż ma to miejsce obecnie…ale wtedy wracamy po prostu do starego argumentu o rodzajach i poziomach opodatkowania.
W rzeczywistości to, czego wydają się chcieć “demokratyczni socjaliści”, to połączenie władzy korporacji i rządu – co znane jest jako korporacjonizm. Jest tu również coś innego: faszyzm. Jak to ujął ojciec-założyciel tej ideologii, Benito Mussolini, “Faszyzm słusznie powinien być nazywany korporacjonizmem, ponieważ jest to połączenie władzy korporacji i rządu”. Założę się, iż stary dobry profesor Dreier nigdy nie myślał o sobie jako o ekonomicznym faszyście.
Lepszą definicję “socjalizmu” przedstawił wspomniany Lawrence Reed w wywiadzie dla Biola University w 2019 roku. Powiedział, iż “socjalizm powinien być zdefiniowany jako system, w którym masz centralne planowanie gospodarki przez rząd lub rządową własność środków produkcji lub przymusową redystrybucję dochodów przez rząd.” Wniosek jest taki, iż przy tych wszystkich jakże szerokich definicjach socjalizmu, gdyby był on zaburzeniem psychicznym(któż to wie?!), to psychologowie już dawno temu, jak to mają w zwyczaju, ustanowiliby “spektrum socjalizmu”. Gdyby był religią, to być może dzisiaj mówilibyśmy o socjalizmie ortodoksyjnym, konserwatywnym i reformowanym.
W związku powyższym wydaje się, iż uczciwa analiza musiałaby uznać iż socjalizm musi obejmować własność rządową środków produkcji i zasadę, którą powtarzał jego najsłynniejszy propagator, Karol Marks: “Od każdego według możliwości, każdemu według potrzeb”.
Jednym z ludzi którzy mogliby to przyjąć, przynajmniej w chwili szczerości, jest senator Raphael Warnock (D-Ga.). Podczas głoszenia kazań, jeszcze w czasach gdy uprawiał politykę tylko z ambony, w 2016 roku, oświadczył on swojej trzodzie z Ebenezer Baptist Church, iż “ewangelicy, którzy stoją na Biblii”, ale odrzucają socjalizm, powinni “wrócić i przeczytać Biblię”. “Wczesny kościół był kościołem socjalistycznym” – twierdził, mówiąc, iż pierwsi chrześcijanie “wzięli wszystkie swoje rzeczy i mieli wszystko wspólne….. To podstawowa zasada”. Adamie Smith, czy jesteś gotów to przyjąć na klatę?!
Jak każdy pobożny wierzący wie, Warnock czerpał z Dziejów Apostolskich 4:32-35, w których czytamy: “Społeczność wierzących była jednego serca i umysłu, i nikt nie twierdził, iż któreś z jego dóbr jest jego własnością, ale wszystko mieli wspólne. Z wielką mocą apostołowie świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa i wielka łaska była im wszystkim udzielana. Nie było wśród nich nikogo potrzebującego, bo ci, którzy posiadali nieruchomości lub domy, sprzedawali je, przynosili dochód ze sprzedaży i składali u stóp apostołów, a oni rozdzielali go każdemu według potrzeby.” To też dowodzi jednej rzeczy: Warnock, zakładając iż jest szczery a nie demonicznie przebiegły, ma tylko komiksowe zrozumienie zarówno chrześcijaństwa jak i socjalizmu.
Po pierwsze, zauważmy, iż model wczesnego Kościoła był nieustannie powielany w historii. Od pojawienia się klasztorów po dziś dzień mnisi żyją w niewielkich wspólnotach. W XIX-wiecznych Stanach Zjednoczonych istniało wiele małych religijnych “utopijnych” wspólnot, takich jak Shakersi, Brook Farm, kolonia Oneida czy Święci w Dniach Ostatnich. pozostało ta najmniejsza, najbardziej wspólna ze wszystkich wspólnot: rodzina.
Podążając za logiką Warnocka, rodzinę można by nazwać socjalistyczną: W normalnej rodzinie, o adekwatnej hierarchii, rodzice stanowią autokratyczny (choć nie despotyczny) rząd; podejmują decyzje, a dzieci nie mają prawa głosu. Rodziców można by też porównać do “państwa opiekuńczego”, które zapewnia dzieciom wszystko, podczas gdy te ostatnie podejmują wysiłek tylko w sposób zatwierdzony przez “państwo” (np. nauka, proste obowiązki domowe). Można by więc nazwać to socjalizmem – tyle iż nim nie jest. I można by, w stylu Warnock’a, sugerować, iż jest to skalowalne i możliwe do zastosowania w szerszym społeczeństwie – tylko iż nie jest.
Pierwsza fundamentalna różnica polega na tym, iż komuna i rodzina stanowi układ dobrowolny. Wyjątkiem są tu dzieci, ale to tylko potwierdza tezę, iż dzieci mogą być niezadowolone, niespokojne, a choćby buntownicze, co jest zwykle po prostu negatywną reakcją na dyktat rządu. Dzieje się tak pomimo faktu, iż państwo rodzinne i jego mali poddani zwykle mają pewną przewagę której nie ma duży rząd i jego poddani: silne więzi emocjonalne oraz uczucia, które konserwują przekonania, iż wszystko co robi się w rodzinie robi się dla wspólnego dobra.
Jednak socjalizm, choćby jeżeli jest “demokratyczny” i głosuje na niego większość obywateli, jest obowiązkowy. Jest narzucany przez rząd choćby tym którzy go nie popierają. Niektóre z jego strategii – z których wiele nie było przewidzianych choćby (lub zwłaszcza) przez większość tych którzy na niego głosowali – tworzą miliony niezadowolonych, niespokojnych, a choćby zbuntowanych “owieczek”.
Smutne, ale nie skalowalne.
To zmuszanie ludzi do służby wbrew ich woli jest tylko jednym z aspektów, których nie można przeskalować z modelu rodziny/komuny. A żeby móc nazwać daną strukturę socjalizmem, musi ona być skalowalna.
Z definicji socjalizm jest receptą na zarządzanie całą cywilizacją; jest uniwersalny. Socjalizm nie byłby socjalizmem, gdyby Marks i jego współtowarzysze podróży powiedzieli jedynie, iż zachęcają ludzi do działania wspólnotowego, a z pewnością wiedzieli oni, iż komuny istnieją. To im nie wystarczyło. Domagali się, aby ich niedobrowolny program został narzucony całemu społeczeństwu, choćby poprzez brutalną rewolucję. To było to – “Proletariusz wszystkich krajów, łączcie się!”.
Jednak jest coś, co być może jeszcze głębiej odróżnia wczesny kościół i chrześcijańskie komuny od socjalizmu. Wiadomo, iż religia jest dla socjalizmu tym, czym mangusta dla kobry. A doktryna Marksa, definiująca religię jako “opium dla ludu”, została przyjęta przez jego współideologów w różnych czasach i miejscach. Rozważmy na przykład to, co profesor nauk politycznych z Grove City College, Paul Kengor, napisał w Crisis Magazine w 2021 roku. ”’Nie ma nic bardziej obrzydliwego niż religia”, oświadczył Włodzimierz Lenin”, napisał Kengor. ”Powiedział, iż ‘wszelkie czczenie boskości jest nekrofilią’. Powtórzył Marksa: ‘…Religia to rodzaj duchowej gorzałki’. Lenin podkreślił niekompatybilność socjalizmu z religią: ‘Każdy musi mieć absolutną wolność do … bycia ateistą, którym z zasady jest każdy socjalista.'”
Następnie był William Z. Foster, który “był pierwszą główną publiczną twarzą, a także przewodniczącym tego, co stało się znane jako (i pozostaje) Komunistyczna Partia USA, przedtem był w Socjalistycznej Partii Ameryki” – informuje Kengor. Po wstępnym zacytowaniu “opiumowej” definicji Marksa, podczas zeznań kongresowych w 1930 roku, Foster został zapytany, czy ateizm był warunkiem wstępnym członkostwa w Partii Komunistycznej. Jego odpowiedź brzmiała, po części, iż “robotnik, który wstąpi do Partii Komunistycznej, który rozumie elementarne zasady Partii Komunistycznej, musi koniecznie być w trakcie likwidacji swoich przekonań religijnych i jeżeli przez cały czas ma jakieś naleciałości, to kiedy wstąpi do partii niedługo się ich pozbędzie.”
Takich sentymentów ze strony socjalistów/komunistów jest cała masa. Najważniejsze jest jednak to, iż odrzucana przez nich wiara była i jest absolutnie integralną częścią religijnego życia wspólnotowego. I być może najlepszym sposobem na zilustrowanie tej kwestii jest powrót do tego, czym rozpoczął się ten artykuł: utopijnej świeckiej komuny Roberta Owena.
Przedsięwzięcie Owena mogło być zainspirowane przez wspomniane wcześniej komuny religijne, z których niektóre odniosły sukces i przetrwały ponad 100 lat. Jednak wspólnota Owena, założona w 1825 roku w New Harmony w stanie Indiana, już w 1827 roku okazała się wyraźną porażką. Na czym polegała różnica?
Ani komuna Owena ani gminy religijne nie miały motywu zysku, ale te ostatnie miały coś innego co zapewniało produktywność: motyw Boga. Nie chodzi tylko o to, iż “oprócz celów praktycznych, praca fizyczna jest również uważana za sposób zbliżenia się do Boga”, jak napisano na stronie internetowej cystersów świeckich z Południowej Florydy. Chodzi o to, iż jeszcze bardziej znaczące (niezależnie od tego, jak rozumieć teologię, o której mowa) jest to, iż wiara w to iż to Bóg nakazał ci wykonywać daną pracę – lub nawet, być może, iż zarabiasz tym na swoją drogę do zbawienia – jest całkiem niezłym czynnikiem motywacyjnym.
Owenici natomiast, pozbawieni zarówno motywów pieniężnych jak i bóstwa, nie mieli żadnej zachęty. W konsekwencji “mieszkańcom New Harmony brakowało motywacji do pracy” – pisał w 2020 roku McIver Institute. “Społeczność nie była w stanie wyprodukować wystarczającej ilości żywności by być samowystarczalną, przede wszystkim dlatego, iż kiedy jej najciężej pracujący członkowie zorientowali się, iż uzyskają takie same korzyści jak lenie, przestali pracować”. Eksperyment Owena, upadający już w 1827 roku, załamał się całkowicie w 1829 roku.
Oczywiście, jeżeli choćby mała, 800-osobowa kolonia Owena nie mogła sprawić by świecki model kolektywistyczny zadziałał, jak mógłby on być wykonalny w skali całego kraju?
Konkluzja jest taka, iż socjalizm i wczesny kościół są głęboko i zdecydowanie poróżnione.
To wszystko co zostało tu powiedziane, nie odnosi się bezpośrednio do samego Jezusa, ale do Jego naśladowców. Jest też oczywiście możliwe, iż nie odzwierciedlali oni prawdziwie Jego woli. Co zatem z Chrystusem?
Po pierwsze, co oczywiste, każda ideologia jednoznacznie opowiadająca się za eliminacją religii nie może uosabiać człowieka, który choćby z perspektywy świeckiej był uosabiany przez religię. W rzeczywistości socjaliści muszą wykazywać się nie lada odwagą by nazwać Jezusa jednym ze swoich, po tym jak spędzili 150 lat na podważaniu tego co reprezentował. Ponieważ uważają oni wiarę za “obrzydliwą” iluzję, musieliby uznać Jezusa albo za szarlatana, albo za religijnego szaleńca.
Oczywiście profesor Dreier i jego demokratyczni socjaliści prawdopodobnie powiedzieliby teraz, iż akceptują praktykowanie religii przez ludzi, ale powinna to być sprawa “prywatna”. (Można by się jednak w tym miejscu zastanowić, czy może sama ideologia również nie powinna być sprawą prywatną). Z pewnością powiedzieliby, iż wiara jest w porządku, dopóki istnieje “rozdział kościoła od państwa”, czyli zasada która, co znamienne, nie jest zawarta w naszej konstytucji, ale w konstytucji sowieckiej z 1936 roku. Podobnie jak w przypadku mienszewików, pobożni socjaliści prawdopodobnie postrzegaliby demokratycznych socjalistów jako heretyków, w efekcie czego Józef Stalin stworzył by dla nich, powiedzmy, bardzo specjalne warunki bytowania.
W związku z powyższym naturalnym wydaje się być, iż socjaliści powinni pominąć “religijność” Jezusa i rozpatrywać Go tak jak to robią obecnie: w wymiarze jedynie ekonomicznym. Jak bowiem zauważył kiedyś nieżyjący już papież Benedykt XVI, jednym z wielkich błędów Marksa było postrzeganie człowieka wyłącznie jako istoty ekonomicznej. Ale co z tego? Czy Chrystus powiedział o ekonomii cokolwiek co podważałoby czerwoną wiarę?
Dreier stawia właśnie taką tezę. jeżeli jednak chodzi o dostarczenie dowodów, to najwyraźniej mógł znaleźć tylko dwa cytaty, które jego zdaniem potwierdzają jego twierdzenie. Pierwszy: “‘Nikt nie może służyć dwóm panom’, mówi Pan w Mateusza 6:24”, relacjonuje Dreier. “Albo będzie nienawidził jednego a kochał drugiego, albo będzie oddany jednemu a drugim będzie gardził. Nie można służyć zarówno Bogu jak i pieniądzom”. Jak najbardziej prawdziwe – tak samo jak nikt nie może służyć zarówno Bogu i rządowi, ani zarówno Bogu jak i ideologii.
Argument mówiący, iż wspieranie zdrowej gospodarki rynkowej jest równoznaczne ze “służeniem pieniądzom” jest argumentem o bardzo lichych podstawach. Dlaczego, idąc za ciosem, można by równie łatwo odrzucić demokratycznych socjalistów, zakładając, iż służą rządowi (nie próbując choćby służyć Bogu). Jest to istotne, ponieważ przesłanie Jezusa było takie, iż nie można służyć dwóm panom; nie wolno stawiać niczego ponad Bogiem. Zauważmy też, iż kontekstem wypowiedzi Jezusa było kazanie, w którym pouczał swoich naśladowców, aby nie martwili się o swoje ciała, jedzenie, picie czy ubranie; w rzeczywistości następny wers brzmiał: “Dlatego mówię wam, nie martwcie się o swoje życie.” Czy należy to traktować jako nakaz przeciwko zapewnianiu opieki zdrowotnej? A ponieważ socjaliści skupiają się na jedzeniu, piciu, ubraniach i opiece zdrowotnej, twierdząc, iż są w stanie zapewnić artykuły pierwszej potrzeby lepiej niż robią to gospodarki rynkowe, to czy słowa Jezusa powinny być uważane za antysocjalistyczne?
Niektórzy mogą tak właśnie powiedzieć. Socjaliści używają pieniędzy jako środka wymiany tak samo jak ich ideologiczni przeciwnicy, więc to nie ma znaczenia. Co więcej, w artykule z 2008 r. “Don’t listen to the liberals – Right-wingers really are niceer people, latest research shows”, autor Peter Schweizer przytoczył badania pokazujące, iż lewicowcy bardziej pożądają pieniędzy niż konserwatyści; ci ostatni przekazują więcej na cele charytatywne, znacznie więcej licząc w stosunku do dochodów. Kto więc służy tutaj pieniądzom?
Oczywiście Dreier może twierdzić, iż jego założenie opiera się na interpretacji terminu “kapitalizm”. W końcu, skoro jego rdzeń – “kapitał”, ma za synonim “pieniądze”, można go skonceptualizować jako “pieniędzonizm”. Ale to tylko dowodzi, iż konserwatyści ciągle powtarzają błędy (i przekręty) lewaków. Patrząc historycznie, termin “kapitalizm” został najpierw użyty w znaczeniu pejoratywnym przez socjalistów.
Drugim i ostatnim przykładem Dreiera jest to, co powiedział Jezus w Łukaszu 12:15: “Czuwajcie! Strzeżcie się wszelkiej chciwości; życie człowieka nie polega na obfitości jego mienia.” I znowu, jak najbardziej prawdziwe. Jednak Jezus ostrzegał również przed pożądliwością, np. w Ewangelii Mateusza 5:28 i 1 Liście Jana 2:16, z których ten pierwszy brzmi: “Lecz powiadam wam, iż każdy, kto patrzy na kobietę z pożądliwym zamiarem, już popełnił z nią cudzołóstwo w swoim sercu.” Czy sugeruje to jednak, iż Chrystus był zwolennikiem odgórnego, nakazowo-kontrolnego, rządowego systemu monitorowania, nachalnego zarządzania i redystrybucji przyjemności cielesnych?
Co równie istotne, Dreier ponownie nie podaje kontekstu, który w tym przypadku jest cudownie ironiczny. Jezus wygłosił swoje kazanie z Ewangelii Łukasza 12:15, po tym gdy skarcił człowieka który przyszedł do niego i powiedział: “Mistrzu, przemów do mojego brata, aby podzielił się ze mną dziedzictwem”. Innymi słowy, Chrystus ostrzegł człowieka proszącego o równe traktowanie i redystrybucję bogactwa! Co więcej, tradycyjne interpretacje Łukasza 12:15 podają nie słowo “chciwość”, ale “pożądliwość”. Dość wymowne. Może przywodzić na myśl to, gdy Winston Churchill nazwał socjalizm “ewangelią zazdrości”.
Tak więc argument Dreiera za tym, iż Jezus był socjalistą, jest słaby do tego stopnia iż zbliża się do stanu nieistnienia. W jego liczącym 1616 słów artykule tylko wspomniane 59 pochodzi z ust Jezusa. Większość z pozostałych 1.557 słów poświęcona jest cytowaniu chrześcijan, którzy przyjęli socjalizm, wydawali się mu przychylni, lub twierdzili iż Jezus go propagował – ludzi takich jak papież Franciszek, Francis Bellamy, Eugene Debs, Jane Addams, wielebny Walter Rauschenbusch, Helen Keller i Norman Thomas. To są argumenty stosowane przez profesora college’u, które wydają się być argumentami typu “bo ja żem przeczytał w internecie”. Jednak jedna z cytowanych osób szczególnie przykuła moją uwagę.
Wspominając papieża Leona XIII (1810-1903) i jego encyklikę Rerum Novarum (“O stanie pracy”) z 1891 roku, Dreier pisze, iż papież “zwrócił uwagę na dehumanizujące warunki, w jakich pracowało wielu robotników. Potwierdził prawa pracowników do sprawiedliwej płacy, odpoczynku i uczciwego traktowania, do tworzenia związków zawodowych i do strajku w razie potrzeby. Wezwał rządy do promowania bardziej równego podziału zasobów i powiedział w szczególności, iż ubodzy “mają prawo do specjalnego traktowania”. Taka postawa, w epoce pracy dzieci, nie jest zaskakująca. Niemniej jednak Dreier przyznaje, iż papież “nie popierał socjalizmu”. Inną kwestią jest to, iż papież Leon poświęcił kilka tysięcy słów (dosłownie) w Rerum Novarum na punktowanie socjalizmu i pokazanie jego wielorakich wad. Oto tylko jeden reprezentatywny akapit:
A poza samą niesprawiedliwością jest aż nadto widoczne, jakie wzburzenie i niepokój panowałby we wszystkich klasach, i jak nieznośnemu i nienawistnemu niewolnictwu byliby poddani obywatele. Drzwi byłyby otwarte na zazdrość, wzajemne obelgi i niezgodę; źródła bogactwa wyschłyby, ponieważ nikt nie miałby żadnego interesu w wykorzystywaniu swoich talentów lub przemysłu; a ta idealna równość, o której snują przyjemne marzenia, byłaby w rzeczywistości zrównaniem wszystkich do podobnego stanu nędzy i degradacji. Jest więc jasne, iż główna zasada socjalizmu, wspólnota dóbr, musi być całkowicie odrzucona, ponieważ szkodzi tylko tym którym wydaje się, iż ma przynieść korzyść, jest bezpośrednio sprzeczna z naturalnymi prawami ludzkości i wprowadziłaby zamieszanie i nieporządek do wspólnego dobra. Pierwszą i najbardziej fundamentalną zasadą, jeżeli ktoś chciałby podjąć się poprawy sytuacji mas, musi być więc nienaruszalność własności prywatnej.Weźmy też pod uwagę, iż przesłanie Leona zostało podsumowane przez jednego z jego następców, papieża Piusa XI (1857-1939), 40 lat później w encyklice Quadragesimo Anno. “Socjalizm religijny i socjalizm chrześcijański, to pojęcia sprzeczne”, oświadczył bez ogródek Pius – “nikt nie może być jednocześnie dobrym katolikiem i prawdziwym socjalistą”.
Wracając do samego Jezusa, istnieją dwie biblijne historie dotyczące ludzi zamożnych, których kontrast wiele mówi. Mateusz 19:16-30 opowiada o bogatym młodzieńcu, który zapytał Jezusa, co musi zrobić aby cieszyć się życiem wiecznym. Człowiek ten już wcześniej wypełniał Boże polecenia, kiedy jednak zapytał co jeszcze jest potrzebne, Jezus odpowiedział: “Jeśli chcesz być doskonały, to idź i sprzedaj wszystko, co posiadasz. Rozdaj pieniądze ubogim, a będziesz miał bogactwo w niebie. Potem przyjdź i chodź za mną!”. Mężczyzna odszedł, skruszony. Jednak potraktowanie przez Jezusa celnika Zacheusza w Łk 19,1-10 było zupełnie inne. Zacheusz był nie tylko bogaty, ale jak sam przyznał, naruszał Boże nakazy: Wyłudzał pieniądze od ludzi. Gdy Zacheusz przyrzekł oddać połowę swego majątku ubogim i wynagrodzić każdego kogo oszukał po czterykroć, Jezus z aprobatą oznajmił, iż dziś “zbawienie zawitało do tego domu”.
Jezus nakazał więc młodzieńcowi oddać cały majątek, pozwalając jednocześnie Zacheuszowi zachować połowę. Być może Pan, znając serca i umysły, zdawał sobie sprawę, iż młody człowiek jest zbyt przywiązany do swojego bogactwa i musi się od niego oderwać; być może powołał tego człowieka aby ten został kapłanem; albo jedno i drugie. Niezależnie od tego, jest to dalekie od zalecanej przez socjalizm “równości” i najwyraźniej odzwierciedla prawdę, iż w społeczeństwie różni ludzie powinni pełnić różne role – i mieć różnej grubości portfele.
Niektórzy mogą jednak zapytać, co z przypowieścią Jezusa z Ewangelii Łukasza 16:19-31, w której bogacz poszedł do piekła, podczas gdy biedny Łazarz poszedł do nieba? Wiara w to, iż Chrystus potępia bogactwo i iż ci którzy je posiadają nie mają wstępu do raju jest stara. Jak pisał dr William Oddie w Crisis Magazine w 1984 roku, jest ona tak stara, iż już Augustyn z Hippony musiał ją obalić w 414 roku n.e., po zwróceniu uwagi na to, iż pojęcie “ubogich” w Biblii często odnosi się do “pokornych i pobożnych (…), którzy znają swoją potrzebę Boga”.
Oddie cytuje ojca kościoła, który napisał, że
Skoro mowa o zasługach, to co z pomysłem socjalizmu, by to “państwo” utrzymywało biednych? Jak bardzo jest to zasłużone? Nieżyjący już dziennikarz P.J. O’Rourke miał pewien pomysł. “Nie ma żadnej cnoty w obowiązkowej rządowej dobroczynności i nie ma żadnej cnoty w jej popieraniu” – napisał kiedyś. “Polityk, który przedstawia się jako ‘opiekuńczy’ i ‘wrażliwy’, ponieważ chce rozszerzyć rządowe programy socjalne, mówi w istocie jedynie, iż jest gotów spróbować zrobić coś dobrego za pieniądze innych ludzi. Cóż, kto nie jest? Wyborca, który jest dumny z popierania takich programów mówi nam, iż będzie czynił dobro z własnych pieniędzy.” Więc choćby jeżeli wierzysz, iż pomoc rządowa jest czasem konieczna, to wspieranie jej nie jest niczym czym można się chwalić.
Podsumowując jednak, nic z tego nie powinno być powiedziane. choćby lewicowy magazyn Current Affairs, krytykując wspomnianego Lawrence’a Reeda i jego książkę “Was Jesus a Socialist?”, oraz rzekome wywyższanie przez prawicę akumulacji bogactwa, przyznał w 2020 roku, iż “Jezus nie był socjalistą.” Gazeta zadała sobie również trud by podkreślić, iż Chrystus “nie był również libertarianinem”. Nie był – i nigdy nie powinniśmy Go tak etykietować.
Jak zauważył filozof C.S. Lewis w The Screwtape Letters (1942), książce napisanej z perspektywy demona, uczącego swojego wyznawcę jak przekupić duszę człowieka, ludzkość musi być przekonana do ciągłego przypinania Jezusowi etykiet. Ludzie mogą Go nazywać “pierwszym komunistą”, “pierwszym liberałem”, pierwszym tym czy owym – tak naprawdę pierwszym czymkolwiek, byleby tylko nie uważali Go przede wszystkim za Boga.
Nawet ci, którzy nie wierzą w boskość Jezusa, mogą doceniać to, iż Jego misja wykraczała poza to co doczesne. Nie był on zainteresowany odkupieniem ludzkości poprzez zmienianie nas od zewnątrz, ale od wewnątrz. Zmieniał umysły i moralność, a nie zasady ekonomiczne; ingerował w uczucia, a nie finanse; koncentrował się na sercach i świętości, a nie na przepisach i ograniczeniach. Nie był zainteresowany reformowaniem sposobu w jaki rządzimy innymi, ale sposobu w jaki rządzimy sami sobą; i chciał, aby to Bóg był naszą najwyższą władzą, a nie żaden ziemski rząd.
Wracając do Mateusza 6, kiedy Jezus radził: “Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, ale gromadźcie sobie skarby w niebie”, mówił o czymś więcej niż tylko o bogactwie pieniężnym. Gdzie jest “skarb wasz, tam będzie i serce wasze” – kontynuował. Naszym skarbem może być wszystko, od portfela do władzy, do polityki, do partii, do przywilejów. Tak jak niektórzy zabiliby dla pieniędzy, tak przywódcy mordowali miliony w imię władzy. Chciwość to tylko jeden z wielu grzechów.
Co do was socjaliści, jeżeli jesteście tak przywiązani do swojej ideologii, iż twierdzicie choćby iż Jezus nosiłby wasz sztandar, to wiedzcie o tym: Kiedy On ostrzegał przed źle ulokowanymi skarbami, mówił do was.
Selwyn Duke (thenewamerican.com)
tłumaczył MR