Śmiertelny strzał. Proces oficera NRD, który zamordował Polaka

2 miesięcy temu

– Dożywocie – taka kara grozi Manfredowi N., byłemu oficerowi Stasi (służba bezpieczeństwa b. Niemieckiej Republiki Demokratycznej), który odpowiada za zbrodnię komunistyczną. Według aktu oskarżenia 50 lat temu miał pociągnąć za spust pistoletu wymierzonego w plecy Czesława Kukuczki – młodego Polaka, który chciał uciec do USA, aby zapewnić lepszy byt swojej żonie i trójce dzieci. Skutkiem była śmierć Polaka. To najstarsza zbrodnia sądzona w europejskim kraju. To także precedensowy proces, w którym prawda wyszła na jaw mimo upływu pięciu dekad, a akt oskarżenia sporządzono głównie w oparciu o archiwalne dokumenty bezpieki.

Tajemnica trzech tygodni

Był początek marca 1974 roku. Czesław Kukuczka (dopiero co skończył 38 lat) jak zwykle przyszedł do pracy w budynku Państwowej Straży Pożarnej w Bielsku-Białej. Jednak tego dnia, wyjątkowo, nie włożył strażackiego munduru. Zamiast na obowiązkową odprawę, stawił się w gabinecie przełożonego – brygadiera Z. – i w krótkich słowach poinformował go, iż zostawia pracę, ponieważ ma inne plany na życie. Zdenerwowany wyszedł z jednostki strażackiej i nikt nigdy więcej go już tam nie zobaczył. Jak wynika ze śledztwa wszczętego po prawie czterech dziesięcioleciach, pożegnał się z najbliższymi i… zniknął. Zdarzenia kolejnych ponad 20 dni są tajemnicą. Nie wiadomo, gdzie Kukuczka przebywał, u kogo nocował i co robił. Wiadomo tylko, iż w tym okresie przekroczył (najprawdopodobniej nielegalnie) granicę państwową między PRL a Niemiecką Republiką Demokratyczną. Przypomnijmy, iż był to czas, kiedy Europę dzieliła żelazna kurtyna, a Niemcy rozbite były na dwa państwa – komunistyczną NRD i kapitalistyczną RFN.

To, iż Kukuczka musiał przekroczyć granicę, to jedyne pewne ustalenie prokuratorów. 29 marca 1974 roku był już na Unter den Linden i tam znalazł budynek ambasady PRL. Portierowi powiedział, iż ma do przekazania informacje bardzo ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Dlatego nie skierowano go do bramki na kontrolę osobistą. Chwilę później przyjął go pułkownik Maksymilian Karnowski – funkcjonariusz wywiadu cywilnego PRL oddelegowany do Berlina Wschodniego. W rozmowie wziął udział jeszcze jeden pracownik ambasady.

Bombowy szantaż

Z notatki informacyjnej napisanej później przez Karnowskiego wynika, iż Kukuczka od razu przeszedł do konkretów. Zażądał, aby ambasada PRL wydała mu zgodę na wyjazd do Berlina Zachodniego, aby stamtąd mógł udać się dalej do USA, gdzie mieszkali jego krewni. Kukuczka chciał w USA zacząć nowe życie. Zagroził, iż jeżeli do godziny 15 nie otrzyma oczekiwanego dokumentu, wysadzi w powietrze budynek ambasady, a jego wspólnicy wysadzą też trzy inne budynki. Wskazał na teczkę, którą przyniósł ze sobą, a wystawała z niej metalowa pętla przypominająca zapalnik do bomby. Przez cały czas rozmowy trzymał rękę na tej pętli i co chwilę spoglądał na nią – napisał kilka godzin później w raporcie do Warszawy pułkownik Karnowski. Dokument po wielu latach odnaleźli prokuratorzy pracujący nad sprawą.

Z tego samego dokumentu wynika, iż pułkownik Karnowski dopuszczał możliwość, iż nietypowy gość rzeczywiście wniósł bombę do ambasady. Zgodził się więc na jego warunki. Pod pozorem przygotowania dla niego odpowiedniego dokumentu zezwalającego na wjazd do Berlina Zachodniego opuściłem pomieszczenie – pisał Karnowski.

Pułkownik okłamał nerwowego strażaka. Wyszedł z pokoju nie po to, aby wyrobić mu zezwolenie, tylko po to, aby zawiadomić o całej sprawie Stasi – policję polityczną wschodnich Niemiec. Natychmiast zapadła decyzja o tym, iż Kukuczkę należy wyprowadzić z ambasady i unieszkodliwić. Chwilę potem pod budynek placówki na Unter den Linden pojechał samochód operacyjny należący do Stasi. Siedziało w nim trzech funkcjonariuszy. Najmłodszy był właśnie Manfred N. Gdy auto niemieckiej bezpieki jechało z odsieczą, w ambasadzie PRL wyrobiono Kukuczce paszport i wizę wyjazdową.

Strzał w plecy

Wyposażony w te dwa dokumenty Czesław Kukuczka popełnił błąd, który kosztował go życie: wsiadł do samochodu z funkcjonariuszami Stasi. Ci zapewnili go, iż zawiozą go na Friedrichstrasse. To tam znajdowało się przejście graniczne między wschodnim a zachodnim Berlinem. Wysiadł tuż przy dworcu i wtedy padł strzał. Kula trafiła w plecy Kukuczki i uszkodziła mu płuco. Na miejscu pojawiła się karetka i przewiozła nieprzytomnego Polaka do szpitala więziennego we wschodnim Berlinie, kontrolowanego przez Stasi. Operacja nie pomogła. Kukuczka nie odzyskał przytomności i zmarł. A do centrali Stasi trafiła notatka jednego z funkcjonariuszy. Czytamy w niej: Około godziny 15 doszło do unieszkodliwienia.

Zapewne sprawę udałoby się zatuszować, gdyby nie Martina S. – uczennica gimnazjum, która tego dnia uczestniczyła w szkolnej wycieczce do Berlina Wschodniego i razem z grupą kolegów przekraczała granicę przy Friedrichstrasse. Jest dziś głównym świadkiem w sądzie. Już w 1974 roku opowiedziała policjantowi, iż widziała, jak do Kukuczki strzelił mężczyzna, który wysiadł z tylnego siedzenia samochodu. S. opisała, iż był to strzał w plecy mężczyzny zmierzającego do odprawy granicznej. Zapamiętała również wygląd człowieka, który strzelał. Był to właśnie Manfred N. Dzięki relacji Martiny S. o sprawie już następnego dnia dowiedzieli się dziennikarze „Der Spiegel”. 30 marca informację o zabójstwie Polaka podało radio RFN. Oczywiście władze PRL i NRD gwałtownie temu zaprzeczyły. Stwierdziły, iż Polak sam się postrzelił.

Archiwa bez tajemnic

O tym, co było dalej, świadczą archiwa Stasi, które w 2016 roku przebadał niemiecki historyk Hans-Hermann Hertle. Wynika z nich, iż Stasi zdecydowało się zarządzić sekcję zwłok Polaka. Anatomopatolog, który ją przeprowadził, potwierdził, iż przyczyną zgonu była rana powstała w wyniku wystrzału z pistoletu, jednak jej charakter wskazuje, iż wystrzał nastąpił z odległości kilku metrów od pleców zmarłego, zatem ponad wszelką wątpliwość nie mógł on sam do siebie strzelić. Raport utajniono, a koronera zgnojono. Nie będzie on jednak świadkiem na procesie, bo zmarł w latach 90.

Raport z sekcji zwłok zachował się w archiwach Stasi, które znajdują się w urzędzie Pełnomocnika Federalnego do spraw Materiałów Służby Bezpieczeństwa Państwowego b. NRD (tzw. Instytut Gaucka). Oprócz raportu w obszernej teczce znajduje się m. in. polecenie unieszkodliwienia Kukuczki. Wydał je Bruno Beater, wówczas zastępca szefa Stasi. Wydał je osobiście Manfredowi N. Beater nie stanie jednak przed sądem – zmarł w 1982 roku w Berlinie. Zmarli prawie wszyscy inni oficerowie Stasi, którzy brali udział w „unieszkodliwieniu” Polaka. Wcześniej zostali za tę akcję nagrodzeni państwowymi orderami NRD.

Sam Manfred N. – jak wynika z jego akt personalnych dołączonych do procesu – pracował w Stasi aż do roku 1990. Wówczas, po zjednoczeniu Niemiec, tę służbę rozwiązano, jej akta zagraniczne przekazano do Bundesnachrichtendienst (służby wywiadu zagranicznego), a krajowe do archiwów, które dziś znajdują się w „Instytucie Gaucka. Z kolei funkcjonariuszy Stasi przeniesiono na emeryturę, z ustawowym zakazem pełnienia przez nich jakichkolwiek funkcji administracyjnych w nowych Niemczech. Manfred N. osiadł w Lipsku i tam wiódł dostatnie życie emeryta, ciesząc się dobrym zdrowiem.

Nie zabójstwo, ale morderstwo

Po badaniach niemieckich historyków śledztwo w sprawie zabójstwa Kukuczki wszczął Instytut Pamięci Narodowej. Niemcy odmówiły ekstradycji N. do Polski. Rząd w Berlinie zobowiązał się do wszczęcia śledztwa we własnym zakresie. Okazało się, iż N. nie stanie przed sądem, bo w myśl prawa NRD karalność zabójstwa ustawała po 15 latach. Jednak prokuratura w Berlinie drobiazgowo przeanalizowała dawne przepisy i doszła do wniosku, iż w 1974 roku obowiązywał w NRD przepis penalizujący „podstępne morderstwo”, a interpretacja tego przepisu prowadzi do wniosku, iż to właśnie za to przestępstwo powinien odpowiadać N. Z kolei ustawa uchwalona już po zjednoczeniu Niemiec mówi, iż zbrodnie komunistyczne i nazistowskie nie podlegają przedawnieniu. W październiku 2023 roku Manfred N. usłyszał zarzut popełnienia zbrodni komunistycznej polegającej na podstępnym zamordowaniu Czesława Kukuczki. Pierwsza rozprawa odbyła się trzy dni po 50. rocznicy tragedii. Proces ma się zakończyć na przełomie sierpnia i września.

Manfred N. nie przyznał się do winy. Odmówił odpowiedzi na pytania sądu, prokuratora i pełnomocników oskarżyciela posiłkowego. Nie zgadza się również na rozmowy z dziennikarzami.

Idź do oryginalnego materiału