Śmierć w więzieniu we Wrocławiu. Świadek: Świetlica we krwi, podobnie jak korytarz i schody

2 dni temu
Zdjęcie: Fot. Władysław Czulak / Agencja Wyborcza.pl


Wrocławska prokuratura bada sprawę śmierci 40-letniego mężczyzny, do której doszło w sierpniu w jednym z zakładów karnych. Śledczy czekają na opinię biegłych, którzy mają orzec o przyczynie zgonu. Tymczasem "Gazeta Wrocławska" opisuje wstrząsającą relację jednego ze świadków zdarzenia.
Śmierć osadzonego: Sprawę media ujawniły pod koniec listopada. Do śmierci 40-letniego Damiana Ch. doszło 29 sierpnia w Zakładzie Karnym nr 1 we Wrocławiu. Mężczyzna dwa dni wcześniej rozpoczął odsiadywanie kary czterech miesięcy więzienia. - Ten chłopak nie chciał wejść do celi. Oni zaczęli nim szarpać po całym korytarzu, aż rozbili drzwi, potem przewrócili go. Widziałem na własne oczy, jak jeden ze strażników przyciskał mu kolanem szyję, gdy on leżał na ziemi. Kopali go. Jeden po nogach, drugi po głowie, po barkach - opisywał pod koniec listopada w rozmowie z Onet.pl świadek zdarzenia. 40-latek miał potem zasłabnąć.


REKLAMA


Reakcja prokuratury: Śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci mężczyzny zostało wszczęte 6 września. "Wstępne wyniki sekcji zwłok nie pozwalają na ustalenie przyczyny śmierci Damiana Ch., w tym nie potwierdzają doniesień, jakoby Damian Ch. miał być bity i kopany. Ustalono, iż przed interwencją strażników, osadzony był pobudzony i agresywny" - wskazywała pod koniec listopada Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu. Badania toksykologiczne wykryły w organizmie mężczyzny m.in. metamfetaminę i amfetaminę. Opinia biegłych ws. przyczyn śmierci mężczyzny ma być znana w ciągu 2-3 miesięcy.


Zobacz wideo Problematyczne dziedzictwo Joe Bidena. Podsumowujemy kadencję prezydenta Demokratów


Stanowisko Służby Więziennej: Rzecznik zakładu karnego ppor. Paweł Cyrulik informował w ubiegłym miesiącu w komunikacie przesłanym Onetowi, iż doszło do "napaści osadzonego na funkcjonariusza". "Osadzony był agresywny i nie reagował na wydawane polecenia. W związku z powyższym zgodnie ze stosownymi przepisami użyto środków przymusu bezpośredniego. W trakcie zdarzenia osadzony stracił przytomność" - przekazał. Zaznaczył, iż podjęto czynności ratunkowe, mimo to 40-latek zmarł w trakcie transportu do szpitala. Nie doszło do zawieszenia strażników biorących udział w incydencie.
Świadek o zdarzeniu: "Gazeta Wrocławska" w nowym tekście przytoczyła relację jednego ze świadków. - Łącznie to było kilka osób, chyba siedem. Nie wiem, czy on chciał uciec po tych schodach, czy się tam schronić, ale tu go dorwali - opisywał. - Zamiast go spiąć w kajdanki, zaczęli go szarpać. Był bity. Krzyczał. Na pewno dostał od jednego z oddziałowych potężnego kopa. To trwało dobre 10 minut. (...) Oni jego głową dosłownie wjechali w drewniane drzwi, do gabinetu psychologa. Całe drzwi były rozwalone - mówił. - Świetlica była we krwi, podobnie jak korytarz i schody. Wyznaczeni osadzeni musieli to sprzątać, chociaż ludzie z oddziału 1B i 2B krzyczeli, żeby tego nie robić, zanim przyjedzie prokurator. Bali się, iż tamci zatrą ślady. Tylko iż wtedy wyznaczeni więźniowie zostaliby ukarani - dodał.
Przeczytaj także o zabójstwie 8-latki w Turcji. Matka, brat i wujek skazani na dożywocie
Źródła: Onet.pl, Gazetawroclawska.pl, Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu
Idź do oryginalnego materiału