Na pytania zadawane przez strony zdecydował się odpowiedzieć Marek P., z wykształcenia ratownik medyczny.
– Po tym wszystkim omawialiśmy tę sytuację. Co się wydarzyło i dlaczego. Nie ustalaliśmy jednak między sobą wersji, jak doszło do zgonu. Nie widziałem też, żeby ktoś uderzał pokrzywdzonego – oświadczył.
Dwa etapy zapinania pasów
O przebieg wydarzeń pytał swojego klienta obrońca.
– Możemy to wszystko podzielić na dwa etapy. W pierwszym próbowaliśmy zapiąć nogi pokrzywdzonego pasami, a w drugim jego prawą rękę. Ja siedziałem na jego udach w pozycji kucającej, ale nie jestem w stanie powiedzieć, jak długo. Może to trwało cztery, może pięć minut. Nie było jednak takiej sytuacji, iż siedziałem na plecach tego człowieka i nic sobie nie mam do zarzucenia w kwestii czynności, jakie wówczas podejmowałem.
Pytany o wzrost i wagę odpowiedział:
– Mam ponad 2 metry wzrostu i ważę ponad sto kilogramów; sto dwanaście, może trochę więcej.
– Jak często zdarzało się panu zapinać pasy pensjonariuszom?
– W trakcie mojej pracy robiłem to przynajmniej kilkanaście razy. Ale zawsze było inaczej, dawaliśmy sobie radę w dwóch opiekunów. A tutaj była potrzebna asysta policji.
– Ile osób było zaangażowanych przy próbie zapięcia pasów? – pytał sędzia Marcin Myczkowski.
– Wydaje mi się, iż maksymalnie siedem osób.