Śmierć Bohdana Gadomskiego. Ruszył proces jego opiekunów

7 miesięcy temu

Na półtora roku więzienia skazał Borysa Ł. za nieumyślne spowodowanie śmierci. Zaś jego żonę Halinę K.-Ł. uznano za winną tego, iż nieumyślnie naraziła dziennikarza na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia.

Skazana ma na trzy miesiące trafić do zakładu karnego, natomiast przez 9 miesięcy będzie miała ograniczoną wolność. W tym czasie ma wykonywać prace społeczne. Sąd, tak jak już wcześniej zapowiadał, zmienił kwalifikację prawną wobec Borysa Ł. Prokuratura oskarżyła go o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem była śmierć redaktora. Prokurator Joanna Sikora domagała się dla Borysa Ł. kary 10 lat pozbawiania wolności, natomiast dla jego żony Haliny 5 lat więzienia. Zdaniem prokuratury oskarżone małżeństwo działało umyślnie, ale sąd uznał ich działania za nieumyślne.

Przewodniczący składu orzekającego sędzia Tomasz Krawczyk rozpoczął uzasadnianie wyroku od zacytowania artykułu 5 par. 2 Kodeksu postępowania karnego: „Niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego”. Następnie wyliczył zarzuty, jakie prokuratura stawiała oskarżonym i stwierdził krótko: – Niestety, zgromadzony materiał dowodowy nie doprowadził sądu do tych samych wniosków.

Przejęcie opieki

Bohdan Gadomski pod koniec życia był bardzo schorowany. Cierpiał m.in. na cukrzycę. Nie miał rodziny. Potrzebował pomocy. Przez jakiś czas opiekowały się nim dwie znajome. Jednak w trakcie kolejnego pobytu w szpitalu Borys Ł. zawiadomił je telefonicznie, iż opiekę nad dziennikarzem przejmuje on razem ze swoją żoną. W sądzie oskarżeni twierdzili, iż opiekunki okradały swojego podopiecznego. Maria M. jedna z opiekunek, wieloletnia znajoma zmarłego dziennikarza, kategorycznie temu zaprzeczyła:

– Nigdy nie padły takie oskarżenia!

Faktycznie, nie zostało wyjaśnione, dlaczego Bohdan Gadomski zdecydował się zmienić opiekunów, ale faktem jest, iż to w ich towarzystwie dobrowolnie opuścił szpital w piątek 6 marca 2020 roku. Oskarżeni wykupili przepisane lekarstwa, w tym również insulinę, tyle, iż bez tzw. pena do jej podawania. Halina K.Ł. wyjaśniała, iż podawała lek dzięki strzykawki zwanej insulinówką. W sobotę 7 marca po podaniu drugiej dawki insuliny oskarżona wyjechała, ale – jak przekonuje – strzykawki zostały w domu. Gdy jednak przyszedł czas na podanie dawki przed snem, Borys Ł. nie mógł znaleźć strzykawek.

– To sam Bohdan pokazał nam, jak zrobić zastrzyk bez pena – wyjaśniał w trakcie śledztwa mężczyzna. – Takim długopisem popychał tłok w tej ampułce. Długo testowałem, jak to zrobić i dlatego tej insuliny tak mało zostało.

W niedzielę 8 marca oskarżony Borys Ł. wezwał pogotowie do nieprzytomnego już Bohdana Gadomskiego. Redaktora przewieziono do szpitala. Nigdy nie odzyskał przytomności. Zmarł 24 marca 2020 roku. Zespół pogotowia, który zabierał pacjenta z mieszkania małżeństwa, zabezpieczył też fiolkę z resztką insuliny. Przeliczono, iż brakuje około 200 dawek leku. Lekarze byli zdziwieni, gdy dowiedzieli się, w jaki sposób choremu podawano insulinę. Byli przekonani, iż przez to właśnie dawki leku mogły zostać przekroczone. Swoimi spostrzeżeniami podzielili się z prokuraturą.

Za dużo insuliny

Bezpośrednią przyczyną zgonu redaktora Gadomskiego było podanie mu zbyt dużej ilości insuliny. Co do tego sąd nie miał wątpliwości.

– O tym, w jaki sposób podawał insulinę, oskarżony opowiedział już ratownikowi medycznemu. Pokazał mu ampułkę. To było szczere i spontaniczne wyznanie. Powtórzył je w trakcie pierwszych wyjaśnień – przypominał sędzia Krawczyk, uzasadniając wyrok. – Czy tak zachowuje się osoba, która umyślnie podała za dużo leku? Praktycznie sam się obciążył. W takim przypadku można mu przypisać jedynie winę nieumyślną.

Zdaniem sądu wyjaśnienia oskarżonego zaczęły się zmieniać, kiedy wynajął adwokata.

– Od tego momentu pojawia się coraz więcej wersji wydarzeń – mówił sędzia. To oskarżona Halina K.Ł. uparcie przekonywała do jednej z nich. Kobieta twierdziła, iż Bohdan Gadomski popełnił samobójstwo. Jej zdaniem to on sam schował inusulinówki. Wiedział też ponoć, jak podawać sobie insulinę bez pena.

– Sąd nie uwierzył w wersję o samobójstwie – dodaje sędzia Krawczyk. – Przypomnijmy, iż oskarżony nie był zdziwiony ilością insuliny w ampułce. Oskarżeni twierdzą, iż nie mogli kupić pena do insuliny w aptece. To zostało potwierdzone. Powinni go otrzymać w szpitalu, ale tak się ponoć nie stało. Tymczasem wcześniejsze opiekunki dziennikarza – Maria M. i Renata S. – na pytanie dotyczące pena mówią to samo:

– Pen był lodówce na drzwiach razem z insuliną w mieszkaniu Bohdana.

Oskarżeni byli w tym mieszkaniu, zabierali rzeczy redaktora i leki. I jeszcze jedno podobne pytanie do obu pań, jakie padło w trakcie procesu:

– Czy zmarły potrafił sobie sam podać insulinę?

– Nie ma takiej możliwości, Bohdan chorobliwe bał się igieł.

Fot. Piotr Kamionka/Angora

Co z majątkiem?

– Bohdan Gadomski nie miał spadkobierców – przypomina sędzia Krawczyk. – I jego majątek mógł być motywacją. W ostatnich tygodniach swojego życia redaktor sporządził prawdopodobnie dwa testamenty. W pierwszym główną spadkobierczynią uczynił swoją wieloletnią przyjaciółkę Marię M. W drugim miał przekazać majątek Halinie i Borysowi Ł. Z wniosku małżeństwa Ł. przez łódzkim sądem rejonowym dla Łodzi- Śródmieścia toczy się sprawa o stwierdzenie nabycia spadku po dziennikarzu.

Niewątpliwie wyrok, jaki zapadnie w sprawie śmierci Bohdana Gadomskiego, będzie miał wpływ na rozstrzygnięcia spadkowe. Tymczasem wyrok jest nieprawomocny, a obie strony zapowiedziały apelację. Oskarżeni nigdy nie przyznali się do stawianych im zarzutów.

Idź do oryginalnego materiału