Sługa Boży ks. Kazimierz Smoroński (część 12.)

tymbark.in 2 godzin temu

Postać ks.Kazimierza Smorońskiego przedstawił w 2008 roku w swojej pracy magisterskiej pt. „Ojciec Kazimierz Smoroński (1889 – 1942)” Wojciech Szpak, student Wydziału Humanistycznego, kierunek historia, na Akademii Pedagogicznej im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Praca napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Ludwika Mroczki.

Więzień Auschwitz

Ostatnie miesiące życia o. Kazimierza Smorońskiego udało się odtworzyć dzięki relacjom, złożonym przez współwięźniów, którzy zetknęli się z nim zarówno w tarnowskim więzieniu, jak i w obozie koncentracyjnym w Auschwitz i którzy przeżyli wojenną gehennę. Spisane zostały w różnym czasie; niektóre zaraz po zakończeniu wojny, inne wiele lat później. Ukazują szereg aspektów więziennego i obozowego życia z czasów niemieckiej okupacji: okrutne metody stosowane przez hitlerowców w celu wyniszczenia narodu polskiego, ciężkie warunki bytowe, na jakie skazani zostali ludzie pozbawieni wolności przez niemieckich najeźdźców. ale mówią one również o tym, iż choćby tam, gdzie człowiek był tylko zwykłym numerem, gdzie wiele osób zmarło wskutek głodu, chorób, tortur, morderczej pracy bądź świadomej eksterminacji, nie zanikły najważniejsze wartości – miłość do bliźniego, szacunek i chęć niesienia pomocy. Były obecne zarówno w więziennych murach, jak i za drutami obozów. Aresztowany przez Niemców o. Smoroński nie zawahał się podjąć posługi kapłańskiej wśród współwięźniów (mimo tego, iż groziły za to surowe represje) i starał się, jak tylko potrafił, podtrzymywać ich na duchu. A gdy umierał w obozowym szpitalu, znaleźli się tacy, którzy otoczyli go troskliwą opieką w ostatnich chwilach jego życia. choćby w Auschwitz – miejscu, gdzie dokonała się jedna z najokrutniejszych zbrodni w dziejach ludzkości – jedni bezinteresownie poświęcali się dla innych.

Wieczorem 6 lutego 1942 r. po krótkim pobycie w tuchowskim areszcie Kazimierz Smoroński przewieziony został najpierw do więzienia w Tarnowie. Tam przez jakiś czas przebywał w jednej celi z lekarzem Kazimierzem Gomółką, który po wojnie tak wspominał tuchowskiego duchownego: Pamiętam ojca Smorońskiego Kazimierza jako człowieka wątłej budowy ciała, pełnego dobroci i optymizmu. Nie uskarżał się na swój los, był bardzo pobożny i brał czynny udział w naszych wspólnych modlitwach. Pewnego dnia (…) otworzyły się drzwi naszej celi, w których stanął strażnik więzienny i wyczytał nazwisko Ojca Smorońskiego na transport do obozu koncentracyjnego. Fakt ten przyjął Ojciec Smoroński z wielkim spokojem i poddaniem się woli bożej. Tak rozstały się nasze wspólne drogi więźniów Gestapo[1].

Niezwykle cenne relacje dotyczące ostatniego okresu życia Kazimierza Smorońskiego złożył Tadeusz Radwan, który zetknął z tuchowskim redemptorystą w tarnowskim więzieniu i wraz z nim przebywał w oświęcimskim obozie zagłady. Pochodził z Zabłędzy (niedaleko Tuchowa), od ósmego roku życia należał do bractwa religijnego założonego przez o. Smorońskiego. Zakonnik znał więc go dość dobrze, poza tym był częstym gościem w domu jego rodziców[2].

Tadeusz Radwan aresztowany został jesienią 1941 r., więziony był później w obozach w Auschwitz (nr 29676) i Buchenwaldzie[3]. W 1949 r. w rozmowie z o. Wojnowskim w rozmównicy klasztornej w Tuchowie przekazał kilka wiadomości dotyczących pobytu Kazimierza Smorońskiego w więzieniu w Tarnowie i w obozie koncentracyjnym. Zostały one opublikowanie w czasopiśmie „Nasze Wiadomości”[4]. W maju 2003 r., na krótko przed śmiercią, złożył obszerną relację poświęconą tuchowskiemu zakonnikowi, w której przedstawił wiele szczegółów z oświęcimskiego etapu życia o. Smorońskiego[5].

Tadeusz Radwan przebywał w tarnowskich więzieniach od października 1941 r. (początkowo w więzieniu Gestapo przy ul. Urszulańskiej, później w więzieniu przy ul. Konarskiego). Warunki tam panujące były bardzo ciężkie. W przepełnionych celach brakowało już miejsca dla więźniów, w niektórych w ogóle nie było bieżącej wody ani ustępów. Więźniowie polityczni nie mieli pozwolenia na kontakt z rodziną czy pisanie listów, nie mogli też otrzymywać paczek żywnościowych[6].

Z tuchowskim redemptorystą po raz pierwszy od momentu aresztowania Tadeusz Radwan zetknął się w więzieniu w Tarnowie przy ulicy Konarskiego. Chwilę tę tak później zrelacjonował: Podczas prowadzenia nas do łaźni do suteren spotkałem się z ojcem Smorońskim, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem, iż taki dobry ksiądz został aresztowany. On również na mój widok był bardzo wzruszony (…) Pytał mnie, jak się czuję i wypytywał mnie o różne sprawy (…). Tadeusz Radwan zauważył, iż Kazimierz Smoroński miał na czole liczne guzy oraz podbite oczy, co niewątpliwie świadczyło o tym, iż zakonnika nie ominęły tortury w trakcie przesłuchania przez gestapowców[7].

W najbliższych dniach o. Smoroński przekazał Radwanowi modlitewnik i kilka medalików, które udało się dostarczyć do więzienia dzięki pomocy jednego z dozorców – Franciszka Bujaka. Książeczka ta – mówił po latach współwięzień zakonnika – była dla nas wielką pomocą do przetrwania. W tym czasie w celi było nas już pięciu. Jeden z tych więźniów – szesnastoletni Henryk Urbański – był niewierzący. Pewnego razu ku mojemu zdziwieniu Heniu poprosił mnie o tę książeczkę, mówił, iż chce ją przeglądnąć, bo takiej książeczki jeszcze w ręce nie miał (…) Długo przeglądał i w pewnym momencie ukląkł i z wielkim wzruszeniem modlił się z tej książeczki (…). W dalszej części relacji Tadeusz Radwan wspominał, iż Henryk na wieść o tym, iż ma być wywieziony do Oświęcimia, poprosił go o jeden z medalików, które dostarczone zostały przez o. Smorońskiego. Wyciągnęli więc nitkę z koca i dzięki niej Henryk mógł zawiesić medalik na szyi. Po jakimś czasie obaj spotkali się przypadkiem w oświęcimskim obozie. Henio pochwalił się wówczas, iż podarowany medalik cały czas ma przy sobie[8].

Nieustanny głód oraz ciężkie warunki higieniczne panowały w wielu hitlerowskich więzieniach, nieobce były one również osobom przebywającym w więzieniu w Tarnowie, gdzie w pierwszym kwartale 1942 r. doprowadziły do wybuchu epidemii tyfusu. choćby wówczas Gestapo nie zgodziło się na dostarczanie paczek żywnościowych, zezwoliło jedynie Caritasowi dostarczać raz w tygodniu kawałek chleba i pół litra zupy. Jak wspomina Tadeusz Radwan, Kazimierz Smoroński otrzymany chleb przekazywał jemu, co dla niego było wielkim ratunkiem[9].

15 kwietnia 1942 r. Tadeusz Radwan umieszczony został w celi przejściowej na parterze, w której znalazło się w sumie około pięćdziesięciu więźniów, wśród nich był też o. Smoroński. Tuchowski kapłan, choć mocno już osłabiony, przemówił do osadzonych; powiedział, iż wszyscy obecni w tej celi zostaną wywiezieni do Oświęcimia, a ponieważ nie wiadomo, co może tam każdego czekać, należy się przygotować duchowo. Następnie oznajmił, iż w tak ważnej sytuacji ważna jest spowiedź, po czym ustawił się w kącie celi i zaczął spowiadać. Przed opuszczeniem celi więźniowie jeszcze modlili się wspólnie, odśpiewali też pieśń „Słuchaj Jezu, jak Cię błaga lud”. Po kilku godzinach wszyscy załadowani zostali na dwa samochody ciężarowe z plandeką i przewiezieni do Oświęcimia. O. Smoroński przy wsiadaniu ponownie został pobity. Stłoczonym w pojazdach więźniom towarzyszyli eskortujący ich gestapowcy, którzy zajęli połowę miejsca[10].

Następnego dnia samochody zajechały pod bramę obozu, chwilę potem przewożeni aresztanci z tarnowskiego więzienia przekazani zostali tutejszym władzom. Wśród krzyków i bicia wpierw ustawieni zostali w piątki, po czym otrzymali karteczki z numerami i przez bramę z napisem „Arbeit mach frei” wprowadzeni zostali na teren obozu. Na początku wysłuchali przemówienia Lagerführera, w którym oznajmiono im, iż są osobami niebezpiecznymi dla państwa niemieckiego i w obozie będą przebywać aż do zakończenia wojny. Poinformowano ich również, iż każdy, kto podejmie próbę ucieczki i zostanie schwytany, będzie stracony; to samo spotka również jego rodzinę. Po mowie Lagerführera wszystkich więźniów strzyżono, a następnie zapędzono do łaźni z zimną wodą nie szczędząc im przy tym kijów. Przy kąpieli o. Smoroński chciał zachować przy sobie różaniec, ale nadzorujący osadzonych Niemiec zdarł mu go z szyi. Po niej więźniowie oddawali wszystkie rzeczy i ubrania, po czym udawali się do magazynu, gdzie otrzymywali obozową odzież: koszulę, spodnie, pasiak i trepy bez skarpet. Potem jeszcze na bloku 11 rozdawano im numery wybite na płótnie oraz czerwony winkiel z literą „p”; każda osoba musiała je samodzielnie przyszyć do ubrania. Tadeusz Radwan wspomniał w swej relacji, iż o. Smoroński nie mógł tego uczynić, gdyż miał mocno poranione ręce wskutek przesłuchania w tarnowskim Gestapo, dlatego on sam zrobił to za niego[11].

Po przyszyciu numerów nowoprzybyli więźniowie zaprowadzeni zostali do fotografa. Tam przy robieniu zdjęć wyżywano się na nich. Po tej czynności rozpoczęła się musztra: wszystkich ustawiono w szeregi i uczono stania na baczność, stania w szeregu, nakładania i zdejmowania czapki z głowy. Więźniowie byli nieustannie bici, poza tym każdy, kto popełnił jakieś uchybienie w ćwiczeniach, wyciągany był na środek, gdzie dodatkowo się nad nim znęcano. Wszystkie komendy wydawane były w języku niemieckim, co dla wielu było dodatkowym utrudnieniem, bowiem niewłaściwe ich zrozumienie powodowało prawdopodobnie dalsze kary bądź przykrości[12]. Udręką była też niewątpliwie bardzo zła pogoda; tego dnia padał deszcz ze śniegiem, a więźniowie odziani byli jedynie w lekki ubiór[13].

Poniżająca musztra i towarzyszące jej tortury trwały przez dwa dni. Po nich więźniowie skierowani zostali do komanda „Bauwerke”. Pobudka miała miejsce o wpół do czwartej rano, następnie osadzeni otrzymywali jedynie herbatę, zaś po jej wypiciu wypędzani byli na dziedziniec do apelu. Tam po odliczeniu ustawiano ich w piątki i zapędzano na dworzec, gdzie oczekiwał na nich pociąg z wagonami towarowymi. W przepełnionych wagonach (według relacji T. Radwana umieszczano w nich choćby po stu ludzi) więźniowie przewożeni byli do miejscowości Dwory, stamtąd zaś podzieleni na stuosobowe grupy udawali się pieszo do miejsca pracy, którą rozpoczynali około godziny siódmej rano. Kazimierz Smoroński i Tadeusz Radwan znaleźli się w tej samej grupie. Więźniowie przydzieleni do niej pracowali przy budowie drogi i hal, przy układaniu torów kolejowych, kopali rowy, rozładowywali materiały budowlane i przenosili szyny kolejowych trawersów. Praca była niezwykle ciężka i wyczerpująca, dodatkowo nadzorujący ją kapowcy nieustannie znęcali się nad więźniami. Czynili to również w czasie jazdy pociągiem. Wpierw wypytywali poszczególnych więźniów, jaki mają zawód? jeżeli trafili na księdza, bądź prawnika, obchodzili się z nim wyjątkowo brutalnie. Doświadczył tego o. Kazimierz Smoroński. Zapytany o zawód nie zawahał się przyznać, iż jest księdzem. Oprawcy zabrali go wówczas w róg wagonu, a tam obsypując wyzwiskami bili go uderzając na przemian w głowę i w brzuch. W ten lub w podobny sposób znęcano się nad nim wielokrotnie w drodze do pracy, bądź z powrotem[14].

Po dwóch tygodniach więźniowie osadzeni na bloku 11 przeniesieni zostali na blok 19 i skierowani do pracy przy budowie fabryki chemicznej. Przy rozładowywaniu cegieł z powodu braku rękawic ochronnych wielu bardzo cierpiało wskutek licznych skaleczeń, ich dłonie (…) były tak bardzo wytarte, iż każda cegła była zbroczona krwią. Dodatkowo przy panującej wówczas słonecznej pogodzie, przez co najmniej dwa dni rozkazywano więźniom zdejmować koszule w trakcie pracy. To spowodowało, iż mnóstwo z nich doznało poparzenia słonecznego, wskutek czego wytworzyły im się ropnie i ciężkie rany. Ucierpiał w ten sposób również o. Smoroński[15].

Przypuszczalnie w tym czasie w komandzie „Bauwerke” razem z ojcem Smorońskim pracował w kamieniołomie Józef Chwistek, pochodzący z Łowczowa (niedaleko Tuchowa). Według jego relacji tuchowski zakonnik był już bardzo wycieńczony i nie potrafił wyrobić normy, za co był karany. Kiedy jednak żaden ze strażników nie obserwował więźniów, Chwistek pomagał mu wozić kamienie. Współwięzień zakonnika podkreślił w relacji, iż o. Smoroński pomimo wyczerpania nie uskarżał się na swój los, wręcz przeciwnie – zachował nadzwyczajną pogodę ducha[16].

Szlachetne postawy i zachowania więźniów, w głównej mierze tych, którzy posiadali wyjątkową osobowość i charyzmę bądź też znani byli z życia politycznego, społecznego lub kulturalnego, miały ogromne znaczenie dla społeczności obozowej, przede wszystkim pozytywnie wpływały bowiem na morale wielu tysięcy osób więzionych w obozie[17]. Szczególną rolę w tych miejscach pełniło również życie religijne. Ksiądz Konrad Szweda, jeden ze współwięźniów o. Smorońskiego, napisał po latach: Ludzie w obozach koncentracyjnych szukali Boga i drogi do niego. Odnajdywali go szczególnie wśród katuszy, kiedy pomoc bliźniemu była zakazana. W chwilach tortur i załamań duchowych jedynym ratunkiem dla wierzących była modlitwa. Stała się dźwignią moralną podtrzymującą na duchu, ukrytym źródłem, z którego czerpali siłę (…)[18]. W obozach równie ważna była postawa osadzonych tam kapłanów. Ci pomimo surowych zakazów podejmowali posługę duszpasterską wśród więźniów; w różnych miejscach odprawiali Msze święte (w piwnicach, na strychach, w magazynach), spowiadali, udzielali Komunii świętej, jednali z Bogiem umierających czy też udających się na egzekucję. Nierzadko w imię wyznawanej religii gotowi byli poświecić choćby własne życie. Bohaterski czyn o. Maksymiliana Marii Kolbego – zakonnika, który poszedł na śmierć w zamian na jednego ze współwięźniów – jest niewątpliwie najlepszym tego przykładem.

Również o. Kazimierz Smoroński należał do grona tych kapłanów, którzy z narażeniem życia podejmowali pracę duszpasterską wśród więźniów obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Potwierdził to w swej relacji Tadeusz Radwan. Pewnego wieczoru na bloku 19 zakonnik odprawił krótką Mszę świętą. Innym razem o podobnej porze uczynił to ponownie, niestety msza nie mogła być dokończona, gdyż niespodziewanie pojawił się blokowy i pobił Smorońskiego za to, iż ten nie znajduje się w łóżku. Pomimo doznanych cierpień tuchowski kapłan nie zaniechał dalszej posługi. Podobno wykorzystywał każdą możliwą okazję, aby odprawić krótką Mszę świętą i w ten sposób podtrzymywać innych na duchu[19].

Któregoś dnia podczas pracy w komandzie Tadeusz Radwan uległ wypadkowi. Przy rozładowywaniu trawers przygnieciona została jego dłoń. Kontuzja okazała się bardzo poważna, na ręce powstał bowiem ropień i więzień zmuszony był udać się do szpitala obozowego, choć miejsce to przez wielu uważane było za przedsionek do krematorium[20]. Panowały tam nieludzkie warunki. Jego wyposażenie w niczym nie różniło się od pozostałych bloków mieszkalnych. Chorzy niejednokrotnie leżeli po dwie osoby na jednym sienniku, przykryci brudnymi, zawszonymi kocami, a większość z nich, oprócz wielu dolegliwości, cierpiała na biegunkę głodową. W salach panował trudny do opisania fetor. Wszystko to w połączeniu z niewystarczającą ilością lekarstw i środków opatrunkowych, niweczyło choćby największy wysiłek lekarzy – więźniów. Wielu więźniów obawiało się tego miejsca również z uwagi na fakt, iż od 1941 r. przeprowadzano w nim selekcję. Chorych, wybranych w czasie jej trwania, zabijano zastrzykami fenolu lub kierowano do komór gazowych[21].

Tadeusz Radwan przyznał w swej relacji, iż bardzo bał się iść do szpitala, gdyż wiedział, co może go tam spotkać. Nie miał jednak innego wyjścia. Podczas pobytu w szpitalu jego stan zdrowia na jakiś czas znacznie się pogorszył, więzień nabawił się bowiem biegunki, wskutek czego wycieńczony chorobą miał trudności w poruszaniu się[22].

W tym samym czasie do obozowego szpitala trafił o. Kazimierz Smoroński, ciężko pobity przez jednego z kapo. Tadeusz Radwan dowiedział się o tym od pewnego adwokata pochodzącego z Brzeska, również przebywającego w szpitalu, który razem z nim i z o. Smorońskim przywieziony został do obozu w Auschwitz z tarnowskiego więzienia. Natychmiast udał się więc zobaczyć znajomego kapłana. Wedle jego relacji tuchowski zakonnik był już bardzo wycieńczony, miał ponadto ślady bicia na głowie i rękach, był też świadomy tego, iż niedługo może umrzeć. W rozmowie o. Smoroński przekazał jeszcze Radwanowi, iż modli się za niego, pocieszał też swego współwięźnia mówiąc, iż jest młody i Bóg pozwoli mu przeżyć. Tadeusz Radwan jeszcze dwukrotnie odwiedzał ciężko chorego kapłana. Kiedy przyszedł po raz kolejny, o. Smoroński już nie żył[23].

Ostatnie dni życia o. Kazimierza Smorońskiego znamy dzięki relacji księdza Konrada Szwedy. Ksiądz Szweda aresztowany został 18 grudnia 1940 r. i niedługo potem trafił do Oświęcimia jako więzień z numerem 7669. Z początku doświadczył morderczej, fizycznej pracy, nie raz w okresie niewoli był też dotkliwie pobity. Po pewnym czasie przydzielono go do szpitala obozowego w charakterze pomocnika pielęgniarza[24]. Po wielu latach we wspomnieniach napisał: (…) pracowałem w warunkach ciężkich wśród zakaźnie chorych. Obmywałem ich z brudu, wynosiłem wiadra z fekaliami, ale praca ta dodawała mi sił do życia. Czułem się potrzebny dla drugich, odpowiedzialny za ich życie.[25] Dzięki niej mógł też nieco swobodniej od przeciętnego więźnia poruszać się po terenie obozu, a przez to służyć innym nie tylko jako sanitariusz, ale i jako kapłan. Ryzykując własnym życiem modlił się z wiernymi, potajemnie spowiadał i roznosił komunię świętą, przez co nie raz znalazł się w obliczu śmierci. Któregoś dnia blokowy podczas rewizji znalazł w jego sienniku hostie i kielich mszalny. Podarował mu jednak to przestępstwo, za które w Auschwitz groziła przecież najsurowsza kara…[26].

Pewnego wieczoru Konrad Szweda udał się do obozowego szpitala, by odwiedzić księdza Jana Podkula, Salezjanina z Kielc, który leżał na oddziale infekcyjnym na bloku 2a. Wówczas to dowiedział się od niego, iż w tym dniu przyniesiono na izbę chorych nowego księdza i iż jest nim redaktor „Homo Dei”, O. Smoroński. Nazwisko to było mi znane – wspominał po wojnie współwięzień tuchowskiego kapłana. Spojrzałem na chorego. Leżał bezwładny na pierwszej kondygnacji potrójnego łóżka, trawiony wysoką gorączką. Dopiero kilka dni później stan o. Smorońskiego nieco się poprawił i ks. Szweda mógł wreszcie nawiązać z nim rozmowę. Zakonnik opowiedział w jej trakcie o tym, jak został aresztowany za rozsyłanie obfitej korespondencji, wyjawił również, iż nie zdawał sobie sprawy z faktu, iż gestapo dokładnie kontroluje treść jego listów. W dalszej części opisał swoje przeżycia z tarnowskiego więzienia, gdzie został brutalnie pobity, mówił też o dniu, w którym przewieziony został do obozu w Oświęcimiu. Podczas następnym odwiedzin obaj kapłani rozmawiali na temat czasopisma „Homo Dei”, poruszali też kwestię powołań kapłańskich. Jednak stan zdrowia tuchowskiego zakonnika nie ulegał poprawie. Wysoka gorączka – świadcząca prawdopodobnie o poważnych obrażeniach wewnętrznych – nie chciała ustąpić. ale ciężko chory kapłan nie uskarżał się na swój los[27]. W klimacie obojętności religijnej, deprawacji, upodlenia moralnego pogłębiał swoje życie wewnętrzne. Pobity do nieprzytomności, trawiony gorączką, brakiem apetytu, znosił cierpienia z poddaniem się woli bożej. (…) Motto z okładki czasopisma „Tu autem, o homo Dei”(A ty, mężu Boży, ubiegaj się o sprawiedliwość, pobożność, miłość…) urzeczywistniał do ostatnich chwil. Zaświadczył o tym ks. Konrad Szweda[28].

Któregoś dnia wcześnie rano ks. Szweda pojawił się ponownie w szpitalu obozowym. Potajemnie udzielił wówczas Komunii świętej przebywającym tam więźniom, spotkał się też z o. Smorońskim. Tuchowski kapłan wyspowiadał się u niego i w głębokim skupieniu przyjął również Komunię świętą. Jak się później okazało, uczynił to po raz ostatni w swoim życiu[29].

Przez cały czas pobytu w szpitalu obozowym ojcem Smorońskim opiekował się ks. Jan Podkul; podawał choremu jedzenie i spełniał koło niego najniższe posługi. Był także obecny przy śmierci kapłana. Wedle pogłoski, krążącej po obozie w maju 1942 r. na rozkaz z Berlina wszyscy księża przebywający w Oświęcimiu mieli zostać przeniesieni do Dachau. Również nazwisko tuchowskiego zakonnika zamieszczone zostało na tej liście. O. Smoroński nie dożył jednak tej chwili. Zmarł wieczorem 21 maja 1942 r. Wiadomość o jego śmierci ks. Podkul przekazał księdzu Konradowi Szwedzie[30]. Wypowiedział wówczas następujące słowa: [O. Kazimierz Smoroński] odchodził do wieczności jak prawdziwy mąż Boży. Taką spokojną śmiercią chciałbym też umierać[31].

Księża Jan Podkul i Konrad Szweda niedługo potem przewiezieni zostali do obozu koncentracyjnego w Dachau. Pierwszy z nich zmarł 15 czerwca 1942 r. na tyfus brzuszny[32]. Ks. Szweda przebywał w Dachau do końca wojny. Po powrocie do ojczyzny przez resztę życia pełnił posługę duszpasterską w parafiach należących do diecezji katowickiej. Jego działalność kaznodziejska nie podobała się komunistycznym władzom. Wskutek tego nie raz poddany był represjom i szykanom, jakiś czas spędził choćby w areszcie. Zmarł 28 VII 1988 r. w Łaziskach Górnych. Pozostawił po sobie wiele artykułów, opublikowanych w różnych czasopismach, w większości o tematyce obozowej. Jest także autorem dwóch książek (Kwiaty na Golgocie i Ponieśli swój krzyż) poświęconych martyrologii Polaków w hitlerowskich obozach[33]. Dzięki niemu poznaliśmy okoliczności męczeńskiej śmierci o. Smorońskiego.

Tadeusz Radwan – współwięzień tuchowskiego zakonnika, więzień obozów zagłady w Auschwitz i Buchenwaldzie – na krótko przed śmiercią powiedział: Gdybym tam nie był, to nie wiedziałbym, do jakich potwornych zbrodni potrafią być zdolne istoty ludzkie bez wiary w Boga, bez wiary w przykazania boże, a równocześnie, do jakiego heroizmu potrafią być zdolni ludzie wyznający przykazania boże, czego przykładem jest św. O. Maksymilian Maria Kolbe, św. Edyta Stein i wielu innych księży, między innymi redemptorysta o. Kazimierz Smoroński (…)[34].

  • [1] AWPRT, oświadczenie lekarza Kazimierza Gomółki.
  • [2] AWPRT, relacja Tadeusza Radwana, Zabłędza, maj 2003 r.
  • [3] Tamże.
  • [4] Numer 29676 o numerze 29706 – T. Radwan o ś. p. O. Smorońskim, „Nasze Wiadomości” R. IV 1949, Kwiecień – Wrzesień Nr 2 – 5 (9-10), s. 64.
  • [5] Relacja T. Radwana…
  • [6] Tamże.
  • [7] Tamże.
  • [8] Tamże.
  • [9] Tamże.
  • [10] Tamże.
  • [11] Tamże, Numer 29676 o numerze 29706…
  • [12] Relacja T. Radwana…
  • [13] Numer 29676 o numerze 29706…
  • [14] Relacja T. Radwana…
  • [15] Tamże.
  • [16] Stanisław Derus, Tuchów. Miasto i gmina do roku 1945. Wyd. Tuchów 1992, s. 137.
  • [17] Auschwitz. Nazistowski obóz śmierci. Praca zbiorowa pod red. Franciszka Pipera i Teresy Świebockiej. Wydawnictwo Państwowego Muzeum Oświęcim – Brzezinka 2008, s. 195-199.
  • [18] Konrad Szweda, Obozowa Eucharystia w: „Recogito 33” marzec – kwiecień 2005; http://www.recogito.pologne.net/recogito_33/wiara2.htm
  • [19] Relacja T. Radwana…
  • [20] Tamże.
  • [21] Auschwitz. Nazistowski obóz śmierci…, s. 82-83.
  • [22] Relacja T. Radwana…
  • [23] Tamże.
  • [24] Ks. Konrad Szweda, Kwiaty na Golgocie. Wyd. Pallottinum, Poznań-Warszawa 1982, s. 13-24.
  • [25] Tamże, s. 99.
  • [26] Tamże, s. 18-20, 43-47.
  • [27] K. Szweda, Ostatnie dni o. Smorońskiego CSsR w: „Homo Dei” R 16: 1947, s. 365-366.
  • [28] K. Szweda, Kwiaty na Golgocie…, s. 35-36.
  • [29] K. Szweda, Ostatnie dni…, s. 366.
  • [30] Tamże, s. 366.
  • [31] K. Szweda, Kwiaty na Golgocie…, s. 35-36.
  • [32] Wiktor Jacewicz, Jan Woś, Martyrologium polskiego duchowieństwa pod okupacją hitlerowską, z. 5, Warszawa 1981, s. 127, 151-152.
  • [33] Adam Dziurok, Szweda Konrad (1912-1988) w: Leksykon duchowieństwa represjonowanego w PRL w latach 1945 – 1989, t. 1, praca zbiorowa pod red. Jerzego Myszora, Wydawnictwo Księży Werbistów „Verbinum” Warszawa 2002, s. 279-281.
  • [34] Relacja T. Radwana…

Sługa Boży ks. Kazimierz Smoroński (część 11.)

Idź do oryginalnego materiału