Skradzione marzenia: jak teściowa i szwagierka pozbawiły moje dzieci przyszłości

polregion.pl 1 dzień temu

Okradli i uciekli: jak teściowa i szwagierka pozbawiły moje dzieci przyszłości

Zawsze wierzyłam, iż rodzina to podpora. Że bliscy nie zdradzą, nie upokorzą, nie zbagatelizują. Ale rzeczywistość okazała się twardsza niż najgorsze obawy. Teściowa i jej córka nie tylko zrujnowały nam życie — ukradły moim dzieciom szansę na szczęśliwe jutro. A wszystko za cichym przyzwoleniem mojego własnego męża.

Kiedy Jarek jeszcze miał dobrą pracę, regularnie zasilał konta swojej „ukochaniej” mamy i siostrzyczki:
— Mamo, mamy długi za czynsz…
— Synku, nie stać nas na jedzenie…
— Jarku, nie mogę zatankować auta…
— Chcemy z Kaśką iść do teatru, kup bilety…

Biegł do nich jak posłuszny pies, zawsze z gotówką, troską i winowajczym uśmiechem. Z początku milczałam. Potem próbowałam rozmawiać. Aż w końcu — zmęczyłam się. Zwłaszcza gdy po drugim urlopie macierzyńskim wylądowałam bez pracy, a jego… zwolnili.

Zamiast szukać jakiejkolwiek posady — choćby mniej płatnej — Jarek dniami wylegiwał się na kanapie, narzekał na „niesprawiedliwość” i odmawiał choćby myślenia o dorywczej pracy. Jego kwalifikacje były rzekomo „zbyt wysokie” dla takich ofert.

Musiałam wrócić do pracy przed czasem. Dzieci zostawiłam pod opieką męża. Minął tydzień. Ledwo wziąłam się w garść, gdy zadzwonił telefon. Tym razem do mnie. Teściowa z córką znalazły „nowy adres do wysyłki pieniędzy”.

Straciłam cierpliwość. Powiedziałam, iż jeżeli potrzebują — niech pracują. Kark, na którym wygodnie siedziały przez lata, w końcu się zmęczył. Oczywiście, pobiegły skarżyć się Jarkowi. A on… zamiast stanąć po mojej stronie, wpuścił je do naszego domu.

Tak, po prostu. Wróciłam z pracy, a tam teściowa i jej córka z walizkami. Swoje mieszkanie wynajęły — „dla dochodu”, jak tłumaczyła mama. A mieszkać będą u nas. W trójkę. Za moją pensję. Moje zdanie? Nieważne.

Wchodzę, jeszcze butów nie zdjęłam, a ta już:
— O, przyszłaś! No to gdzie obiad?

Jarek zabiera moją kurtkę, mówi:
— Kochanie, tylko się nie denerwuj. Mama z Kasią mają trudny okres, to tylko na chwilę. Nie możemy ich przecież zostawić, prawda?

Tak, na chwilę. Idę do kuchni, a tam — koszmar. Dzieci umazane w czekoladzie, brud, puste garnki, góra naczyń. Roczne dziecko dostało tabliczkę czekolady, a nikt choćby nie przetarł mu rączek. Wściekłam się.

Oberwało się wszystkim. Efekt? Teściowa obiera ziemniaki, córka zmywa. Skoro postanowiły żyć na mój koszt — niech się przydadzą. Nie jestem kucharką ani sprzątaczką. Niech pracują za dach nad głową.

Ale dni mijały, a „goście” nie myśleli o wyprowadzce. Pieniądze z wynajmu roztrwaniały w tydzień, potem żebrały u mnie. Gdy odmawiałam — histerie, kłótnie, wyrzuty. Dom zamienił się w piekło.

Na moje urodziny Kasia choćby nie raczyła życzyć, a teściowa mruknęła coś dla zasady. Wyjechaliśmy do moich rodziców. Tam czekały ciepłe słowa, sweter manualnie robiony przez mamę… i los na loterię.

Tak, zwykły kupon, jak za dzieciaka. Uwielbiałam to. Usiadłam z córką, włączyłam transmisję, zaczęłam skreślać liczby. Nagle — wygrana! Prawdziwa! Krzyczymy, śmiejemy się. Jarek w szoku, a teściowa:
— Cieszycie się za wcześnie. Pewnie pomyłka!

Sprawdziłam jeszcze raz — nie, wygrana. Niewielka fortuna, ale starczy na prywatną szkołę dla starszej i przedszkole dla młodszej. Całą noc myślałam, jak odmieni się nasze życie. Jak dzieci dostaną to, czego ja nie mogłam im dać.

Ale rano… w domu było dziwnie cicho. Za cicho. Przeszłam się po pokojach — brak teściowej i Kasi. Zniknęły niektóre rzeczy. Zabrali dokumenty Jarka. Zabrali… wygrany los.

Zrozumiałam. Uciekli. Ukradli.

Minęło parę lat. Mieszkam z dziećmi. Bez męża. Słyszę, iż Jarek przegrał wszystko, przepił, przehulał na wakacjach. Teściowa leczy alkoholizm. Kasia urodziła chore dziecko. Jarkowi wątroba się rozlatuje.

A ja? W swoim mieszkaniu. Z córkami. Z ciepłem w sercu. Bez zdrady.

Czasem myślę — może dobrze, iż tak wyszło. Ukradli pieniądze. Ale nie złamali mnie. Nie odebrali tego, co najważniejsze — godności, siły i miłości do moich dzieci.

Idź do oryginalnego materiału