Czerwiec 2025 roku przyniósł do lubelskiego ZUS-u napięcia, które początkowo wyglądały jak zwykły biurowy spór. Z tygodnia na tydzień sytuacja jednak przybierała na sile, aż w końcu wyszła poza ramy codziennych animozji. niedługo pojawiły się pierwsze sygnały, iż w urzędzie dzieje się coś znacznie poważniejszego. Kiedy sprawa trafiła do śledczych, obraz konfliktu nabrał zupełnie nowego wymiaru. Szczegóły, które zaczęły wypływać, zaskoczyły nie tylko pracowników.
REKLAMA
Zobacz wideo Dwa wielkie mity o ZUS. "To się nazywa społeczeństwo, nie piramida finansowa"
Konflikt w ZUS-ie skończył się w prokuraturze. "Nie przypadła do gustu koleżankom"
Siedziba lubelskiego oddziału ZUS przy ul. Zana, gdzie pracuje ponad 800 osób, stała się areną wydarzeń, które dziś bada prokuratura. Według ustaleń śledczych wszystko zaczęło się od zwykłych antypatii w zespole. - To był błahy powód. Jedna z pań nie przypadła do gustu koleżankom z pokoju - relacjonował w rozmowie z "Wyborczą" jeden z prowadzących postępowanie. Z czasem nielubiana kobieta zaczęła coraz częściej skarżyć się na migreny i zawroty głowy. Dolegliwości występowały wyłącznie w pracy, a znikały podczas urlopów i dni wolnych. Wtedy pracownica nabrała podejrzeń, iż źródło problemu kryje się w samym biurze.
Na początku września zdecydowała się zgłosić sprawę organom ścigania, a tego samego dnia poinformowała również swoich przełożonych. Wtedy do akcji wkroczyła prokuratura. - Potwierdzam, iż zabezpieczyliśmy do badań substancję z pokoju pań - przekazała "Wyborczej" Beata Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Analizy wykazały, iż w cukrze używanym w pokoju socjalnym znajdowały się ślady innej substancji chemicznej. To właśnie ona miała odpowiadać za pogarszający się stan zdrowia pracownicy.
ZUS (zdjęcie ilustracyjne)Fot. Sylwia Penc / Agencja Wyborcza.pl
Nie tylko prokuratura. ZUS wszczął własne postępowanie
Prokuratura Rejonowa Lublin-Południe wszczęła śledztwo na podstawie art. 160 kodeksu karnego. Przepis ten dotyczy "narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu" i przewiduje karę do trzech lat więzienia. Równolegle sprawą zajął się także sam oddział ZUS. - Kontrola wykazała, iż zawiadomienie jest zasadne, dlatego wobec kobiet, które działały na szkodę pokrzywdzonej, dyrektor Oddziału wszczął postępowania dyscyplinarne [...]. Jesteśmy wstrząśnięci i wspieramy naszą poszkodowaną koleżankę. Bezpieczeństwo i komfort naszych pracowników są dla nas bardzo ważne - powiedziała dla "Wyborczej" rzeczniczka instytucji Małgorzata Korba. 25 września, już po zakończeniu wewnętrznej kontroli, ZUS złożył własne zawiadomienie do prokuratury. Na razie nie wiadomo, jakie decyzje kadrowe zapadły wobec podejrzewanych urzędniczek. Prokuratura nie ujawnia, czy kobiety zostały zawieszone w obowiązkach i czy przez cały czas pojawiają się w pracy. Jak informuje "Wyborcza", ZUS również odmówił komentarza w tej sprawie.
Choć sprawa z Lublina brzmi jak scenariusz thrillera, to nie jest pierwsza tego typu historia. W marcu tego roku media obiegła informacja o podobnym zdarzeniu w Warszawie. W siedzibie radiowej "Trójki" sprzątaczka przez dłuższy czas dolewała koleżance do herbaty środki chemiczne. Poszkodowana, czując się coraz gorzej, zdecydowała się zamontować w pokoju socjalnym ukrytą kamerę, która potwierdziła jej przypuszczenia.
Śledztwo wykazało, iż powodem również była osobista niechęć współpracownicy. Oba przypadki pokazują, iż z pozoru drobne konflikty biurowe potrafią wymknąć się spod kontroli i trafić na wokandę sądową. Jak oceniasz atmosferę między współpracownikami w swojej pracy? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.