Resocjalizacja po polsku, czyli jak wygląda znęcanie się nad więźniami. „Przez pół roku upadlali go na każdym kroku”

news.5v.pl 3 dni temu
  • Na postawie rozmów z osadzonymi o strażnikach jednego zakładu karnego Katarzyna Hałgas mówi bez ogródek: – Z mojej perspektywy to wyglądało tak, jakby strażnicy mieli w rytm dnia albo tygodnia wpisane: „A teraz będzie bicie”
  • Jej zdaniem temat przemocy w zakładach karnych wymaga poważnych działań ze strony państwa. – Niedopuszczalne jest, by w środku Europy w XXI w. wszyscy o tym wiedzieli i istniała dla tego stanu jakaś milcząca, nieuzasadniona akceptacja i przyzwolenie – słyszę
  • – Zmiany ustaw problemu przemocy nie naprawią. Stoję na stanowisku, iż istniejące prawo nie jest złe, tylko zacznijmy je stosować – podkreśla prawniczka
  • Więcej takich historii przeczytasz na stronie głównej Onetu

Bicie, poniżanie, znęcanie się

– Jak tylko zamknęły się za mną drzwi, to się na mnie rzucili. Dwóch strażników w rękawiczkach bez palców. Wysoki i niski. Kazali się rozbierać. Gdy ściągałem koszulkę, leciały ciosy na klatę. Pod żebra. A gdy już leżałem, kopali. Trwało to jakieś 15 minut. Skończyli, gdy jeden z nich stwierdził, iż to już trwa za długo, a na korytarzu są kamery – tak Piotrek wspominał kontrolę osobistą w zakładzie karnym w Wojkowicach.

Podczas odsiadki w zakładzie karnym w Gdańsku-Przeróbce Karol pracował w sortowni paczek na terenie Poczty Polskiej. Z jego relacji wynika, iż w pomieszczeniu bez kamer strażnicy kazali mu się rozebrać do naga, a potem przykuli kajdankami do grzejnika. W ten sposób chcieli wyciągnąć informację na temat ukrytego telefonu komórkowego. Nakłaniali do przyznania się lub wsypania kogoś. Podobnie mieli postępować z innymi skazanymi.

– Takie kontrole robili nam kilka razy w miesiącu. W ich trakcie traktowali nas jak śmieci i zwyrodnialców. Poniżali i naśmiewali się z nas. Funkcjonariusze czują się bezkarni, bo wiedzą, iż nigdzie to nie wypłynie, ponieważ nie ma jak tego udokumentować. A komu się uwierzy: funkcjonariuszowi publicznemu czy skazanemu? – usłyszałem od Karola.

Patryk ze szczegółami opowiedział o pobiciu w zakładzie karnym w Kamińsku przez dwóch strażników. Jeden klawisz miał usiąść mu na plecach i dusić ręcznikiem do utraty przytomności. Drugi kopał go po całym ciele. Prokuratura umorzyła dochodzenie.

Wojtek spędził trzy lata w areszcie śledczym w Olsztynie. Na polecenie strażników miał fałszować dokumentację czasu pracy osadzonych, którzy czyścili korytarze, sprzątali pawilon i roznosili posiłki.

– To była propozycja nie do odrzucenia. Gdybym się nie zgodził, miałbym kłopoty – usłyszałem.

To historie, które opisaliśmy w Onecie w ostatnich miesiącach.

„Milcząca akceptacja”

– Niestety, ale często spotykam się z tym problemem – tak o przemocy stosowanej przez funkcjonariuszy służby więziennej wobec osadzonych mówi Katarzyna Hałgas, która jest radcą prawnym z Krakowa. Reprezentuje wiele osób pozbawionych wolności. Poznała różne historie.

– W trakcie pobytów w aresztach czy zakładach karnych aresztowani i osadzeni bardzo często doświadczają przemocowych zachowań ze strony strażników. Po uzyskaniu takich informacji próbuję ich przekonać do podjęcia kroków i złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zawsze słyszę odmowę. W trakcie pobytu tam choćby nie chcą o tym mówić, nie narzekają i prezentują postawę „niezłomnych”, byle doczekać do wyjścia. Później nie chcą do tego wracać. „Odchorowują” w sobie tylko znany sposób. I w ten oto sposób mamy potężny przemilczany problem – słyszę.

Jej zdaniem temat przemocy w zakładach karnych wymaga poważnych działań ze strony państwa. – Niedopuszczalne jest, by w środku Europy w XXI w. wszyscy o tym wiedzieli i istniała dla tego stanu jakaś milcząca, nieuzasadniona akceptacja i przyzwolenie. Co chwilę w mediach pojawia się jakaś informacja o nieprawidłowościach w kolejnym zakładzie karnym i kolejnym upokorzonym, odartym z godności skazanym, ale nie przekłada się to na żadne działania naprawcze – uważa nasza rozmówczyni.

– Wszystko wskazuje na to, iż mamy dziś jakąś wypielęgnowaną kulturę akceptacji dla poniżania osadzonych, które w istocie stanowią zachowania przemocowe. Przechodzimy obojętnie obok takich informacji, bo to tylko kolejny news. Jednocześnie z budżetu państwa wszyscy opłacamy system więziennictwa, pielęgnujący kulturę poniżania i przemocy – zaznacza Katarzyna Hałgas.

Gdy dopytuję, jak wyeliminować przemocowe zachowania strażników, słyszę: – Zmiany ustaw problemu przemocy nie naprawią. Stoję na stanowisku, iż istniejące prawo nie jest złe, tylko zacznijmy je stosować.

Potem opowiada trzy historie zza murów.

1.

Zakład karny w Rzeszowie. 2023 r. Gdy jeden z więźniów upomina się o swoją insulinę, od strażników słyszy, iż ma siedzieć cicho. A potem jeszcze, iż jak będą mieli ochotę, to ją dostanie.

Kompani z celi głośno domagają się dla niego leku. Wstawiają się za nim. Wśród nich jest Tomek. Strażnicy pojedynczo wyciągają ich z celi. Tomka też.

Tomkowi o spotkaniu ze strażnikami jeszcze długo przypominają wybite zęby. Siniaki gwałtownie się goją. O tym, co go spotkało, nie chce rozmawiać. – Nie chce tego rozgrzebywać. Chce mieć to za sobą. Zapomnieć. Wymazać – mówi Hałgas.

Żaden z osadzonych nie zgłasza pobicia.

2.

– Z mojego doświadczenia zawodowego wynika, iż przemoc psychiczna może być jeszcze gorsza od tej fizycznej – słyszę od Hałgas.

Przytacza scenę z zakładu karnego w Tarnowie, gdy siada naprzeciwko klienta, który pierwszy raz trafił do więzienia. Podpowiada mu, jak załatwić sprawy organizacyjne, jak wypełnić wnioski o talony i widzenia, by jak najlepiej odnalazł się w nowym miejscu.

Mężczyzna pożyczył już kartki papieru, ale od dwóch tygodni nie może zdobyć długopisu, by napisać jakikolwiek wniosek. Na koniec widzenia Hałgas zostawia mu swój długopis, choć wie, iż nie powinna. Chwilę potem przy wyjściu zaczepia ją strażnik. Skraca dystans. Zwraca się do niej na „ty”. Mówi, iż wie, co zrobiła, iż już odebrał osadzonemu długopis. Pęka z dumy.

Prawniczka tłumaczy: „Mój klient musi złożyć wnioski”. Wtedy słyszy podniesiony głos strażnika: „O długopis też może napisać wniosek”.

Nawet nie próbuje dopytywać, czym ma go napisać. Odwraca się na pięcie i wychodzi. – Tak to funkcjonuje tam w środku – słyszę. – To też są zachowania przemocowe. choćby jak trafia tam osadzony, który ma silny charakter, to są to rzeczy, które potrafią złamać człowieka.

Po sześciu miesiącach od tego samego skazanego słyszy: „Proszę, zabierz mnie stąd”. Gdy zostaje przeniesiony do innego zakładu, wyznaje prawniczce: „W porównaniu do Tarnowa, czuję się tu jak na szkolnej kolonii. Jest normalnie, bo nikt nikogo nie poniża”.

3.

Kolejna historia. Przemek jest przed 50-tką. Za kratami spędził większość dorosłego życia. Od kilku lat jest na wolności. Ma pracę, rodzinę i widmo kolejnego ciążącego na nim wyroku.

– On na własną rękę podejmuje próbę resocjalizacji. Jest w trakcie terapii – słyszę od Hałgas.

Wkrótce Przemek wróci do więzienia. – Sam przyznaje, iż zakład karny jest jego naturalnym środowiskiem funkcjonowania, ale boi się, iż jak tam wróci, to znów się stanie tym, kim był. To jest przerażające.

„A teraz będzie bicie”

Na postawie rozmów z osadzonymi o strażnikach jednego zakładu karnego Katarzyna Hałgas mówi bez ogródek: – Z mojej perspektywy to wyglądało tak, jakby strażnicy mieli w rytm dnia albo tygodnia wpisane: „A teraz będzie bicie”, więc szukali sobie jakiegoś delikwenta, którego prowadzili do pomieszczenia bez kamer i bili.

– Jeden z moich klientów przez pięć miesięcy nie wychodził na spacery, siedział cały czas w celi, bo nie dostał talonu na odzież zimową. Stawił się do odbycia kary jesienią w tym, co miał na sobie. W koszulce i bluzie – słyszę.

Inny z jej klientów po półrocznej odsiadce gardzi wszystkimi, którzy noszą mundur straży więziennej. – To nie są żadne groźby, ale powiedział, iż nie wie, jak się zachowa na ulicy, jak zobaczy strażnika więziennego, bo przez pół roku upadlali go na każdym kroku – mówi Hałgas.

Resocjalizacja, której nie ma

– Z praktycznego punktu widzenia resocjalizacja w zakładach karnych nie funkcjonuje albo prawie w ogóle nie funkcjonuje. Oprócz tego mamy do czynienia z czymś o wiele gorszym. Jest to proces odwrotny do resocjalizacji. To pogłębianie przestępczych i aspołecznych zachowań – słyszę.

– Liczba historii zza murów, które usłyszałam, przeraża. W kategoriach wyjątku mogłabym wskazywać tych, którzy tam byli, ale nie doświadczyli przemocy. Wszyscy powinniśmy mieć świadomość, iż osadzeni stanowią część naszego społeczeństwa i po odbyciu kary opuszczają więzienie. Wracają na „swoje podwórka” i w tym społeczeństwie muszą się odnaleźć, zacząć na nowo funkcjonować – dodaje.

„Nie traktują nas jak ludzi”

– W jakim my żyjemy państwie? Jak się jest zwykłym obywatelem, to za kradzież batona dostaje się dwa, trzy lata odsiadki. A ten, kto maltretuje, dopuszcza się tortur, odzierania ludzi z godności i uważa, iż mu wszystko wolno, tylko dlatego, iż ma na sobie mundur, jest kryty i zostaje potraktowany ulgowo, a cała sprawa zostaje zamieciona pod dywan. Dla mnie jako szarej obywatelki to jest jakaś kpina. To jest zatrważające, w jakim to zmierza kierunku. Wymiar sprawiedliwości nie tak powinien działać – usłyszałem od Agnieszki, mamy Patryka.

Nie przebierała w słowach, gdy komentowała fakt umorzenia sprawy pobicia jej syna przez strażników więziennych. – Służba więzienna powinna resocjalizować skazanych, pokazać im, iż można żyć normalnie. Tymczasem oni sami hodują w więzieniach bandytów. Tak dzisiaj to widzę jako matka i jako człowiek – skwitowała.

Karol: – Według mnie nie istnieje coś takiego jak resocjalizacja. Tam można się tylko zdemoralizować.

Wojtek: – Życie w więzieniu to jest dramat. Nie traktują nas jak ludzi. Klawisze poczuli, iż mają wsparcie prokuratury i swoich zwierzchników, iż mają ciche przyzwolenie na dokręcanie śruby.

Potem jeszcze: – Popełniliśmy przestępstwa, odbywaliśmy lub odbywamy za to karę, ale wciąż jesteśmy ludźmi. Mur więzienia nie może być granicą praw człowieka, a strażnicy nie mogą być ponad prawem.

Piotrek: – Pobili mnie tylko raz. Ale ten stres, czy dziś po mnie nie przyjdą i to się nie powtórzy, towarzyszył mi przez cały czas. Sam nie wiem, co było gorsze, czy ta sytuacja z pobiciem, czy to późniejsze czekanie i strach, gdy otwierała się cela.

* Zmieniliśmy w artykule imiona bohaterów

Kontakt z autorem: [email protected]

Idź do oryginalnego materiału