Wypadek
Wypadek, który oburzył opinię publiczną, był faktycznie szokujący. Niedzielne popołudnie. Ulica Sokratesa długa, prosta i ruchliwa. Po dwa pasy ruchu w każdą stronę. Wąska wysepka pośrodku.
33-letni Adam, z żoną i trzyletnim synkiem Tomkiem podchodzą do przejścia. Zbliżający się samochód hamuje, staje. Mężczyzna kroczy pierwszy (żona z wózkiem tuż za nim). Świadek zezna, iż Adam wychylił się do przodu, żeby spojrzeć, czy nic nie jedzie drugim pasem. Nie dostrzegł niebezpieczeństwa, bo pomarańczowe BMW było jeszcze bardzo daleko. Zbliżyło się jednak błyskawicznie. Z policyjnych ustaleń wynika, iż pędziło 130 km/h. Uderzony mężczyzna został wyrzucony wysoko w górę. Spadł bezwładnie dziesięć metrów dalej. Akurat na pas do skrętu w prawo prowadzący do bloku, w którym od niedawna mieszkał z rodziną. To nowe osiedle. Dużo tu kobiet z małymi dziećmi. Wszyscy przechodzą przez właśnie to przejście w drodze na plac zabaw.
Kierowcą BMW okazał się kilka młodszy od ofiary 31-letni mechanik mieszkający w pobliżu, miłośnik prędkości. Lubił wrzucać do internetu takie zdjęcia, jak samochodowy prędkościomierz wskazujący prędkość 260 km z podpisem: „Jeśli jedziesz do nieba, nie zabieraj pasażerów na gapę”.
Okoliczni mieszkańcy znali kierowcę z jego szaleńczych jazd. Mówią, iż był piratem drogowym, ale na policji nie ma tego śladu. Nigdy nie był zatrzymywany ani karany za zbyt szybką jazdę.