Dziś we wszystkich krajach Unii Europejskiej polityka imigracyjna jest uważana za rozstrzygający element kampanii wyborczych, zaś obserwowany w wielu krajach zwrot w prawo zaczyna skłaniać choćby niektórych ludzi lewicy do zadawania leninowskiego pytania „Co robić?”
Donald Tusk w swoim wystąpieniu na temat polityki imigracyjnej przywołał Francję, gdzie rozmiary zamieszek, których uczestnikami są głównie imigranci (często w drugim pokoleniu) z państw afrykańskich, ale nie przywołał Danii, gdzie najpierw rząd prawicowy, a od 2019 roku rządy lewicowe próbują naprawić katastrofalne błędy wcześniejszej polityki imigracyjnej.
Jak 1 czerwca 2023r. donosiła gazeta “Le Monde”, Dania, która 72 lata temu pierwsza ratyfikowała konwencję genewską, w sprawie uchodźców, dziś, pod rządami partii socjaldemokratycznej, prowadzi restrykcyjną politykę migracyjną. Gazeta „informuje”: „Aby usprawiedliwić tę kontrowersyjną reorientację lewicy, partia ze swoim symbolem czerwonej róży argumentowała, iż wspierając hojną politykę przyjmowania imigrantów, zdradziła klasę robotniczą, która musiała ponieść ciężar niepowodzeń imigracyjnych i integracyjnych, i zagroziła państwu opiekuńczemu.”
„Le Figaro” stwierdza, iż duńska polityka imigracyjna byłaby niewyobrażalna we Francji. Podobne głosy słyszymy w Szwecji, ale tu są wygłaszane przez ludzi lewicy z coraz mniejszą pewnością, ponieważ nie daje się już dłużej twierdzić, iż żadnego problemu nie ma.
Sprawująca od 2019 roku urząd premiera, duńska socjaldemokratka Mette Frederiksen mówiła w 2020 roku: “Co piąty młody człowiek urodzony w 1997 roku, który nie pochodził z zachodnioeuropejskiego świata, złamał prawo przed ukończeniem 21. roku życia. To nie znaczy, iż każdy. Jest jednak zbyt wielu młodych ludzi, którzy innych pozbawiają wolności, kradną dzieciom przyszłość, grożą personelowi więzień i tworzą wszystkim atmosferę zagrożenia.”
Na czym adekwatnie polega ta duńska polityka imigracyjna? W 2019 roku parlament w Kopenhadze przyjął nowe zasady zmierzające do zniechęcania potencjalnych migrantów do wyboru Danii. Od imigrantów nie oczekuje się już integracji, ale powrotu do kraju pochodzenia. Jakie są efekty tej polityki?
W 2022 r. przyjęto 94 tys. migrantów (nie licząc blisko 33 tys. Ukraińców), w porównaniu z 38 tys. w 2001 r. Jednak liczba wydanych zezwoleń na stały pobyt spadła z 6200 w 2001 r. do 1400 w 2022 r., po osiągnięciu szczytowego poziomu 20 tys. w 2015 r. Jakie strategie stosują Duńczycy? Kilka lat temu zaniepokojenie wzbudziły duńskie plany likwidacji imigranckich gett i utrudnienia tworzenia nowych zwartych skupisk.
Władze duńskie starają się, żeby wnioski o azyl rozpatrywane były poza Danią. Kiedy imigrant już na terenie Danii ubiega się o azyl polityczny, bardzo starannie bada się czy dana osoba faktycznie zagrożona jest w swoim kraju prześladowaniami i śmiercią. Kiedy imigrant pojawia się na granicy z zasobami finansowymi i kosztownościami, są one rekwirowane na koszt utrzymania w Danii w okresie rozpatrywania wniosku o azyl.
Wychodząc z założenia, iż społeczeństwa nie należy oszukiwać, Dania nie ukrywa przed społeczeństwem przestępczości imigrantów. Dane na ten temat są przejrzyste i łatwo dostępne. (Upada częsty argument prawicy, iż lewica oszukuje społeczeństwo.)
Imigrantom stawia się wysokie wymagania – szybkiego opanowania języka, poznania historii Danii, zdobycia kwalifikacji i rozpoczęcia pracy zarobkowej.
Pojawił się również kontrowersyjny projekt wysyłania migrantów do państw afrykańskich na czas rozpatrywania ich wniosków o azyl. (Podobny projekt mają teraz również Brytyjczycy, ale brytyjskie sądy sprzeciwiają się jego wdrożeniu w życie).
Jest więcej elementów tej polityki lewicowego rządu w Danii i nie chodzi o to abyśmy te wzory kopiowali, ale żebyśmy nauczyli się o polityce imigracyjnej dyskutować i żebyśmy wreszcie upoważnili polityków do traktowania nas, wyborców jak dorosłych. (Stanowcze żądanie takiego traktowania byłoby prawdopodobnie uważane za ekstremizm.)
Donald Tusk mówił podczas jednego ze swoich spotkań wyborczych, iż polityka imigracyjna jest trudna. Wypada się z nim zgodzić i zacząć poważnie dyskutować o tych trudnościach. Wielu jednak stanowczo protestuje i trzeba męża stanu, żeby znaleźć sposób na przeciwstawienie się tym dzikim protestom.
Andrzej Koraszewski
Powyższy tekst jest fragmentem artykułu pod tytułem „Przedwyborcza kampania prania mózgów”. Publikujemy go w tej formie za zgodą autora.