Pokolenie Z mówi dość

1 dzień temu
Zdjęcie: Pokolenie Z mówi dość


W latach 2020–2025 przez wiele państw świata przetoczyła się fala protestów, demonstracji i rewolucji. Część z nich wygasła samoistnie, niektóre zostały krwawo stłumione, w innych walka wciąż trwa, a w kilku przypadkach doszło do obalenia rządu. W części państw do walki o swoje prawa stanęły kobiety. Najczęściej impulsem była frustracja wobec nieudolnej i skorumpowanej władzy. Protesty zaczęły się w Azji, ale z czasem wybuchały w kolejnych regionach świata. Powodów do gniewu są tysiące, ale wszystkie te sytuacje łączy jedno — trzonem buntów jest pokolenie Z

Zacznijmy od kilku faktów. Mediana wieku mieszkańca planety to około 30 lat, co oznacza, iż połowa ludzi urodziła się po 1995 roku i mieści się w szerokiej kategorii pokolenia Z. Statystyczny przywódca kraju jest natomiast mężczyzną po sześćdziesiątce — na potrzeby niniejszego tekstu obliczyłem, iż średni wiek liderów państw G20 wynosi 67 lat. Najstarsi są mieszkańcy Europy (średnio 42,5 roku), najmłodsi zamieszkują kraje afrykańskie (19,7 lat). Większość ludzkości żyje w państwach określanych jako „rozwijające się”, których cechami charakterystycznymi są: wysoki przyrost naturalny, niski poziom życia i powiększające się nierówności ekonomiczne.

Indyjski Sąd Najwyższy krytykowany za język utrwalający kastowe uprzedzenia

Często uważa się, iż rewolucje wybuchają z desperacji, gdy ludzie nie mają już nic do stracenia. Przeciwnego zdania był XIX-wieczny francuski myśliciel polityczny, Alexis de Tocqueville, który w swoim dziele Dawny ustrój i rewolucja zauważył, iż „najniebezpieczniejszy moment dla złego rządu nadchodzi wtedy, gdy zaczyna się on reformować”.

Ponoć nic tak nie boli, jak niespełnione oczekiwania.

Bangladesz, Nepal — Gen Z obaliło rząd

Widać to szczególnie w Bangladeszu — jednym z najludniejszych, nowo uprzemysłowionych państw świata, słynącym z gigantycznego przemysłu tekstylnego opartego na taniej sile roboczej, głównie kobiet i dziewczynek. jeżeli spojrzycie na metkę swoich dżinsów czy T-shirtu, istnieje duża szansa, iż powstały właśnie tam.

W Bangladeszu nie wszyscy mogą liczyć na równe szanse zawodowe. W 2024 roku doszło tam do masowych protestów (określanych dziś jako „rewolucja lipcowa”), wywołanych sprzeciwem studentów wobec przywrócenia kontrowersyjnego systemu kwot w administracji państwowej. Zgodnie z nim większość stanowisk urzędniczych miała przypadać potomkom osób, które w latach 70. walczyły o niepodległość kraju. Jednego dnia setki tysięcy absolwentów dowiedziało się, iż na dobrą pracę nie mają co liczyć.

Kiedy premierka Szejk Hasina nakazała służbom rozpędzić demonstrantów, ulice Dhaki spłynęły krwią. To jednak nie zatrzymało protestu — przeciwnie, młodzi ruszyli w marszu na siedzibę rządu. Zanim dotarli na miejsce, Hasina zdążyła uciec do Indii. Władzę przejęło wojsko, które utworzyło rząd tymczasowy na czele z ekonomistą Muhammadem Yunusem. Ze względu na wiek większości protestujących wydarzenie to zaczęto nazywać pierwszą udaną rewolucją pokolenia Z.

Ponad rok później podobny scenariusz rozegrał się w Nepalu. Ten himalajski kraj przez ponad trzy dekady rządzony był na zmianę przez trzy ugrupowania — komunistyczne, maoistyczne i socjalistyczne — które z deklarowaną równością miały kilka wspólnego. Korupcja kwitła, politycy gromadzili ogromne majątki, a ich dzieci ostentacyjnie chwaliły się nimi w mediach społecznościowych. Gdy nepalscy internauci zaczęli to nagłaśniać, rząd zablokował dostęp do Facebooka i Instagrama, licząc, iż uda się zdusić bunt w zarodku. To przelało czarę goryczy.

Ósmego września, wcześniej pokojowe demonstracje przerodziły się w rewolucję. Ulice Katmandu zapełniły się młodymi ludźmi, którzy w furii podpalili budynek parlamentu i niemal zlinczowali ministra finansów — uchwyconego na nagraniach, jak półnagi ucieka przed rozwścieczonym tłumem. Wszystko transmitowano na żywo w internecie, często pod ironicznym hasztagiem #GenZcore , nawiązującym do symbolu protestów: pirackiej bandery z japońskiej mangi One Piece.

Po obaleniu starego rządu demonstranci przeprowadzili na Discordzie plebiscyt, w którym zdecydowali, iż do czasu wyborów w 2026 roku władzę obejmie Sushila Karki — zasłużona w walce z korupcją była naczelna sędzia. Została tym samym pierwszą w historii Nepalu kobietą na stanowisku premiera.

Iran: rewolucję przejęły kobiety — jak zmienia się irańskie społeczeństwo?

Minęły trzy lata od zabójstwa Żiny (Mahsy) Amini, dwudziestodwuletniej Kurdyjki aresztowanej za „niepoprawny hidżab”, która nie przeżyła przesłuchania przez policję obyczajową. W protestach przeciwko surowemu prawu i brutalności służb ginęły setki osób, tysiące młodych Iranek i Irańczyków trafiło do więzień. Media, zwłaszcza te tworzone przez diasporę, mówiły o rewolucji, która może obalić rządy ajatollahów. Jednak po kilku miesiącach protesty zostały zdławione.

Przełomowa decyzja rządu Tajlandii: uchodźcy z Mjanmy mogą legalnie podjąć pracę

Co gorsza, irański rząd wprowadził szereg nowych praw, które mają skuteczniej zobowiązywać Iranki do noszenia hidżabu. Na ulicach większych miast montowane są kamery, które wyłapują wizerunek nieodpowiednio zakrytych kobiet, liczebność policji obyczajowej rośnie, a mandaty za brak hidżabu są coraz większe.

Tylko iż to i tak nie działa. Coraz więcej Iranek po prostu ignoruje ten zakaz, a w obliczu masowego obywatelskiego nieposłuszeństwa rząd nie jest w stanie egzekwować swoich coraz surowszych przepisów. To zresztą mechanizm znany w Iranie od lat: gdy zakazano anten satelitarnych, miliony rodzin zamontowały je po kryjomu; gdy blokowano media społecznościowe, obywatele przenieśli się na VPN-y. Każda surowa ustawa z czasem staje się martwą literą, bo rząd nie jest w stanie karać wszystkich.

Do internetu trafiło niedawno nagranie ulicznych muzyków grających cover The White Stripes — wśród nich grająca na basie dziewczyna bez hidżabu. W kraju, gdzie publiczne występy bez zgody władz są zakazane, takie sceny jeszcze kilka lat temu były nie do pomyślenia.

Oczywiście przemiany dotyczą głównie liberalnych enklaw, zwłaszcza północnego Teheranu. Reżim przez cały czas zachował poparcie sporej części konserwatywnego społeczeństwa. Każdego miesiąca wykonuje się egzekucje na osobach oskarżonych o bezpośrednią krytykę rządu. Być może z powodu innych problemów — suszy, kryzysu gospodarczego i napięć po niedawnej wojnie z Izraelem — władze pozwalają na „wentyl bezpieczeństwa”. A może po prostu pogodziły się z tym, iż w kwestiach obyczajowych mają już mało do powiedzenia?

Iranki każdego dnia, na każdym kroku udowadniają, iż opór ma sens.

Serbia i Gruzja, apetyt na zmiany

Przenieśmy się do państw nie tak odległych. W Serbii od ponad roku realizowane są antyrządowe protesty, które wybuchły po katastrofie budowlanej w Nowym Sadzie. Zawaliło się zadaszenie nad głównym wejściem do świeżo odnowionego dworca kolejowego. Za przyczynę uznaje się niejasny układ z kontrahentami z Chińskiej Republiki Ludowej, z którą Serbia prowadzi aktywną współpracę.

„Macie krew na rękach” krzyczeli demonstranci i demonstrantki — często studenci i studentki, którzy w czasie największych demonstracji okupowali akademiki i kampusy. Udało im się doprowadzić do dymisji premiera i kilku ministrów, ale od władzy nie chce ustąpić prezydent Aleksandar Vučić. Jego partia rządzi od ponad 13 lat, a sam Vučić oskarżany jest o fałszowanie wyborów, autorytarne tendencje i coraz większe umizgi wobec putinowskiej Rosji.

Młodzi protestują również w Gruzji, gdzie od 13 lat u władzy pozostaje prorosyjska partia Gruzińskie Marzenie. Ponad rok temu parlament przegłosował wzorowaną na rosyjskiej ustawę „o zagranicznych agentach”, wymierzoną w proeuropejską opozycję. Niedługo później partia wygrała kolejne wybory, zdaniem wielu sfałszowane, i zdecydowała o zawieszeniu procesu akcesyjnego do UE. Według raportu BBC, gruzińska policja do tłumienia demonstracji używała gazów bojowych. Za udział w protestach uczestnicy i uczestniczki są zamykani w areszcie i otrzymują mandaty w wysokości około siedmiu tysięcy złotych.

Przed młodymi Serbami i Serbkami oraz Gruzinami i Gruzinkami stoi wiele wyzwań. Obydwa kraje pogrążają się w coraz większym autorytaryzmie, społeczeństwa są podzielone — część domaga się integracji z UE, inni jej nie akceptują. Młodzi Gruzini i Gruzinki sprzeciwiają się rządom, które objęły radykalnie antyzachodni kurs, w Serbii natomiast protestujący nie mają jednego lidera ani nie deklarują jednoznacznie proeuropejskiego stanowiska. Tradycyjnie niechętni NATO Serbowie i Serbki pokazują, iż ich protesty nie muszą iść w parze z „pro zachodnim” kursem — gniew młodych koncentruje się na samej władzy, a nie na geopolitycznych sojuszach.

Meksyk — nie wszystko złoto, co się świeci

Niedawno rewolucja Gen Z przepłynęła Atlantyk i dotarła do Meksyku. Protesty wybuchły 1 listopada po zabójstwie Carlosa Manzo, burmistrza Uruapan, znanego z krytyki karteli narkotykowych. Przemoc ze strony narkotykowych baronów jest dla wielu mieszkańców i mieszkanek Meksyku codziennością. Demonstracje gwałtownie objęły większość miast. Grupa określająca się jako „Generación Z Mexico” sformułowała 12 postulatów, m.in. referendum w sprawie dymisji prezydentki Claudii Sheinbaum, i ogłosiła się bezpartyjną reprezentacją młodzieży sprzeciwiającej się przemocy i korupcji. Nawiązując do wydarzeń w Nepalu, demonstranci używali pirackiej bandery z japońskiej mangi.

Sheinbaum od początku sugerowała, iż doszło do „astroturfingu”, czyli stworzenia pozornie oddolnego, podsycanego przez internetowe boty ruchu młodzieżowego, który działa wyłącznie na korzyść nieprzychylnej jej władzy Partii Akcji Narodowej (PAN). W połowie listopada, kiedy protesty osiągnęły swój kulminacyjny punkt, w mieście Meksyk część demonstrantów zniszczyła ogrodzenie pałacu narodowego, doszło do starć z policją, a kilkadziesiąt osób zostało rannych. W miarę eskalacji niektórzy spośród pierwotnych młodzieżowych liderów oświadczyli, iż nie popierają już dłużej protestów, które zostały przejęte przez środowiska opozycyjne, np. Vicente Foxa, byłego prezydenta z partii narodowo-konserwatywnej, i miliardera Ricardo Salinas Pliego.

Granica między rewolucją spontaniczną, a tą wyreżyserowaną bywa bardzo cienka.

Protesty gen Z — Nadzieja czy iluzja?

Ryszard Kapuściński, w jednym ze swoich najsłynniejszych reportaży, „Szachinszachu”, napisał:

„Zamach i przewrót można zaplanować, rewolucje — nigdy. Jej wybuch zaskakuje wszystkich, choćby tych, którzy do niej dążyli. Stają oni zdumieni wobec żywiołu, który burzy wszystko na swojej drodze, niszcząc czasem hasła, które go powołały do życia”.

Rewolucja irańska była 27 przewrotem, który obserwował. Pokazała, iż jest aktem desperacji, od którego nie ma odwrotu. Dziś wiemy też, iż wprowadzony wówczas reżim okazał się choćby bardziej okrutny od starego.

Banglijczycy i Banglijki oraz Nepalczycy i Nepalki obalili rządy, czas jednak pokaże, czy te nowe, wybrane na Discordzie, spełnią oczekiwania stale rosnącej populacji. Iranki walczą o swoje prawa dzięki symbolicznych gestów. O zmiany postulują też Gruzini i Gruzinki, Serbowie i Serbki oraz Meksykanie i Meksykanki, ale nie brak wśród nich podziałów, a jedno rozwiązanie — zamach stanu, czy akcesja do UE — nie rozwiąże piętrzących się problemów. Z pewnością w dobie internetu nietrudno o „zagranicznych agentów”, ale czy na pewno są to zamykane przez Gruzińskie Marzenie NGOsy?

Tak naprawdę nie wszystkie z wymienionych wyżej przykładów możemy nazywać „protestami Gen Z”, dziennikarze potrzebują pewnych etykiet, by przystępnie tłumaczyć złożoną rzeczywistość. Nierzadko z takich etykiet korzystają później, w złej wierze, politycy i polityczki.

Miejmy więc nadzieję, iż potencjał generacji Z zostanie wykorzystany w dobrej wierze. Młodości, dodaj im skrzydeł!

Maciej Augustyn – kulturoznawca i student iranistyki. Miłośnik autostopu i wszystkiego, co na wschód od Polski. Wolontariusz i powsinoga z potrzeby serca.

Idź do oryginalnego materiału