Wypalenie rodzicielskie to wciąż dość mało znane zjawisko i jak się okazuje, może dotknąć każdego, choćby tego najbardziej kochającego i oddanego rodzica. Z pewnością sprzyja temu brak czasu w odpoczynek i regenerację. Szczególnie łatwo "się tego nabawić", kiedy dziecko jest małe, ma kolki, często wybudza się w nocy i płacze za każdym razem, kiedy mama chce go odłożyć do wózka. Ja również przez to przeszłam i chyba tylko dzięki pomocy i wsparciu bliskich, nie zwariowałam. Teoretycznie teraz jest łatwiej, jednak w miejsce nieprzespanych nocy pojawiły się te wszystkie afery o zły kolor kubka i przekrojonego banana. To właśnie wtedy nachodzą mnie podobne myśli, co autorkę FB wiadomości, udostępnionej przez "Blog Złego Ojca".
REKLAMA
Zobacz wideo Jaką mamą jest Anna Wendzikowska? "Jeśli ktoś krzywdzi moje dziecko, budzi się we mnie matka lwica" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Chciała obrzucić radiowóz policyjny kamieniem, by się wyspać
"Mam bobo z RSV, wściekle gorączkuje od 5 dni. Wczoraj pakowałam się do szpitala, ale nas odesłali po przebadaniu. I powiem Ci, iż jak dojechaliśmy do domu, to nas mijał radiowóz i miałam taki przebłysk, żeby rzucić kamieniem" - pisze matka. "Zamknęliby mnie może na 48. Tyle snu pewnie by się skończyło krwotokiem z nosa. Ale i tak bym poszła w to" - dodaje.
Czytając ten wpis i komentarze internautów, poczułam wielką ulgę. W całej mojej matczynej karierze bardzo często pojawiały się (i nie będę kłamać, przez cały czas pojawiają się) podobne myśli. Przykładów wcale nie należy daleko szukać. Wczoraj mój syn urządził w żłobku sromotną awanturę, bo kask rowerowy został przy rowerze, a on przecież chciał go wziąć ze sobą. Przykład drugi: pora kolacji, dziecko zażyczyło sobie ciepłe mleko w niebieskim kubku. Podałam napój, by potem wysłuchiwać żali i płaczu, bo on przecież "chciał to wypić wczoraj, a nie jutro".
Trzecia historia warta przytoczenia przydarzyła się kilka dni temu. Moje dziecko ubzdurało sobie, iż do żłobka będziemy jeździć autobusem (co z tego, iż to tylko dwa przystanki?). By uniknąć z rana awantury, choćby nie negocjuję. Idziemy na przystanek, wsiadamy do autobusu i płacz, bo on chciał siedzieć przy oknie (wszystkie miejsca zajęte). Podróż (dobrze, iż krótka) minęła nam w dość napiętej atmosferze, a kolejny powód do szlochu pojawił się przy wysiadaniu. On przecież chciał sam nacisnąć guzik "stop". Jak to mawia klasyk, nie znasz dnia i godziny, kiedy nastąpi kolejny armagedon.
Sytuacji kiedy "kleiłam" przekrojonego banana, czy doczepiałam z powrotem wieczko do kubeczka od jogurtu, bo on "siam chciał" otworzyć, również nie zliczę. To właśnie wtedy pojawia się owa myśl "a może by tak dać się zamknąć na 48 godzin, by w końcu odpocząć od tych krzyków?". Okazuje się, iż jednak nie jestem w tym wszystkim sama i chyba tylko to mnie trzyma, by w tym rodzicielskim kołowrotku, nie zwariować.
Moja znajoma, gdy, oczekując drugiego dziecka, trafiła na patologię ciąży, te kilka dni w szpitalnej placówce określała jako "kolonie" lub "małe wczasy". Co z tego, iż na szpitalnym wikcie jadła rozgotowaną kaszę jaglaną i buraki, co z tego, iż spała z chrapiącą współlokatorką, co z tego, iż pobyt wiązał się z kłuciem, mierzeniem, a w perspektywie też wywołaniem porodu, czego na pewno nie można zaliczyć do przyjemnych doznań? - Wystarczyło, iż te trzy doby sobie leżałam, jadłam, słuchałam podcastów i oglądałam seriale. choćby gazetę pierwszą od miesięcy całą przeczytałam. Wspaniały okres - mówiła mi.
"Ja poważnie rozważałam szpital psychiatryczny"
Pod postem na profilu "Blog Złego Ojca" pojawiła się masa komentarzy rodziców, którzy podobnie, jak autorka wiadomości, pragnęli chwili odpoczynku, czy to w więziennej celi, czy na oddziale psychiatrycznym. Miejsce nieważne, byle tylko odpocząć i się wyspać. "Ja poważnie rozważałam szpital psychiatryczny. Tylko koleżanka mi powiedziała, iż wyspać to tam się nie da, bo jest strasznie głośno. Ale i tak marzyłam o takim turnusie, ze dwa tygodnie i byłabym jak nowa" - napisała jedna z mam. "Myślałam kiedyś 'poślizgnąć' się ma schodach. A co? Trochę all inclusive w szpitalu nie byłoby złe" - dodaje kolejna.
Przewaga komentarzy należy do kobiet, ale tatusiowie również mają podobne pomysły. "Dobra myśl. Że też przed laty nie pomyślałem o tym. A tak, to musiałem wziąć kilka dni wolnego, aby wyrównać bilans nie spania, gdyż moja ukochana druga połowa, w akcie rozpaczy zarzuciła mi, iż ja to przynajmniej w autobusie się wyśpię (2x50 minut)" - zaznacza w komentarzu jeden z ojców.
Jak sobie radzić z wypaleniem rodzicielskim?
O wypaleniu rodzicielskim należy rozmawiać, trzeba dzielić się swoimi uczuciami z innymi i co może wydawać się w tym wszystkim najtrudniejsze, nauczyć się prosić o pomoc i odpuszczać niektóre rzeczy. Obiad nie zawsze musi być z dwóch dań, niedzielne ciasto możemy zastąpić tym kupionym w cukierni, a bąbelek pod opieką babci/ cioci/niani również może się dobrze bawić i być odpowiednio zaopiekowanym. Nie ma nic złego w puszczeniu dziecku bajki lub oddaniu mu na kilkanaście minut komórki, bo ten czas nierzadko ratuje nasz psychiczny dobrobyt.
Jak powiedział w rozmowie z eDzieckiem dr Konrad Piotrowski, psycholog, kierownik Centrum Badań nad Rozwojem Osobowości na Uniwersytecie SWPS w Poznaniu, w Polsce mamy "całą armię rodziców", którzy swojego zdrowia psychicznego nie stawiają na czele listy rodzinnych priorytetów. Bo tak, drylowanie siebie kolejnymi obowiązkami, choćby tymi powodowanymi miłością (jak rodzicielstwo) jest dla nas szkodliwe. choćby bardzo.
Rodzicielstwo staje się na tyle wyczerpujące, iż dorosły dystansuje się, ogranicza emocjonalny kontakt z dziećmi. Przestaje się z dziećmi bawić, spędzać wspólnie czas, rozmawiać. Wykonuje przy dzieciach podstawowe obowiązki: szkoła, jedzenie, ubieranie. Wypalenie rodzicielskie, a wcześniej przewlekły stres rodzicielski, mogą prowadzić do depresji, co oczywiście jeszcze bardziej pogłębia trudności całej rodziny.
dla wszystkich rodzica priorytetem jest oczywiście dobro dziecka, jednak tu ważne jest dbanie także o siebie i o swoje potrzeby. choćby 15 minut spokojnej kąpieli, krótki spacer po okolicy czy samotne wyjście na zakupy do pobliskiego marketu, jest w takich sytuacjach na wagę złota. Kiedyś usłyszałam od koleżanki, iż dla mojego dziecka najważniejsze jest, aby mama się uśmiechała i była zadowolona, a nie żeby miało placki z organicznej komoso. O przestrzeń w głowie jednak trudno, kiedy zmęczenie, planowanie kolejnych obowiązków i frustracja dają o sobie znać.
- Społeczne wymagania wobec rodziców są dzisiaj rzeczywiście duże. Kiedy dziecko ma jakieś kłopoty np. w przedszkolu czy szkole, zwykle zakłada się, iż to wina rodziców, bo za mało spędzają z dzieckiem czasu, bo pozwalają oglądać bajki, bo są za mało uważni, bo za dużo pracują, bo niewystarczająco często rozmawiają itd. Rzecz w tym, iż w dzisiejszym świecie trudno to wszystko pogodzić, a jeszcze trudniej wszystko robić na sto procent. Bardzo ciężko jest ludziom przyznać się do tego, iż rodzicielstwo zupełnie ich wyczerpuje i nie daje satysfakcji. To jest temat tabu - dodał ekspert w tej samej rozmowie. A ja tego się trzymam, bo szczęśliwy rodzic to też szczęśliwy maluch.