Minął rok od czasu kiedy zostałem zatrzymany przez agentów ABW, za robienie zdjęć pojazdom wyjeżdżającym z ministerstw przy Batorego i Rakowieckiej w Warszawie. Sytuację sprzed roku opisuję tutaj. Szykując nowe artykuły, w tym o ujawnianiu przez Fundusz Gwarancyjny numerów aut służb mundurowych, 3 sierpnia 2020 roku znowu zjawiłem się pod ministerstwem. Tym razem na Rakowieckiej 2A. Chciałem zweryfikować tezy szykowanej publikacji. W rozmowie z funkcjonariuszami SOP, ustaliłem, iż mogę wykonywać zdjęcia z miejsca publicznie dostępnego. Jak powiedział jeden z funkcjonariuszy SOP – Taka nowoczesność.
Wieść o moim przyjeździe gwałtownie się rozeszła po korytarzach przy Rakowieckiej. Jednym z funkcjonariuszy był porucznik ABW, który rok wcześniej zatrzymał mnie, prowadził przeszukanie w moim domu, zabrał całą elektronikę a na koniec mi groził.
Dochodziła 17. Zaraz miałem się zwijać. Przed bramą przy ulicy Rakowieckiej spędziłem godzinę. Zrobiłem kilkanaście fotek. Przeglądałem komórkę, aparat był schowany, gdy nagle ktoś do mnie podszedł. Zgubiłeś się? – zaczepiła mnie podobna do porucznika osoba. Przewidując, iż skoro ktoś się w ten sposób przedstawia to może oznaczać kłopoty, sięgnąłem po schowany aparat. Zdążyłem go wyjąć, pstryknięciem przełączyć w tryb nagrywania, podnosząc aparat spytać się o co chodzi i wtedy dostałem dwa ciosy.
Wszystko trwało kilkanaście sekund. Nie wiedziałem czy cokolwiek się nagrało, po drugim uderzeniu napastnik próbował wyszarpać mi aparat. Odskoczyłem i zapytałem stojących 5 metrów dalej, dwóch funkcjonariuszy SOP, czy mają zamiar interweniować. Nie zareagowali. Napastnik jednak się speszył. Poszedł sobie.
Pobiegłem za nim i zrobiłem jeszcze jeden krótki film. Jak pisałem nie wiedziałem czy utrwaliłem jego wizerunek. Wtedy zirytowany, swoją bezmyślnością?, sytuacją, oblał mnie na do widzenia wodą z butelki.
Moim zdaniem pobicie miało bezsprzecznie związek z obowiązkami zawodowymi funkcjonariusza. Aparat był schowany gdy do mnie podszedł. Musiał więc obserwować mnie od dłuższego czasu i prawdopodobnie uznał, iż pomoże Agencji pozbyć się niechcianego gościa. Następnego dnia złożyłem w ABW skargę. Prosiłem w niej między innymi o zabezpieczenie monitoringu. Dostałem wartą przytoczenia kuriozalną odpowiedź.
Pismo z ABW wysłano 24 sierpnia w poniedziałek. Odebrałem je 26 sierpnia w środę. Zgodnie z jego treścią, termin skasowania monitoringu upływał 2 września 2020 roku. Czyli zostawiono mi 5 dni roboczych. Na szczęście wymieniony w piśmie ABW uprawniony organ, Prokuraturę, powiadomiłem 19 sierpnia. Pani Prokurator złożyła wniosek o udostępnienie monitoringu ale dopiero dowiem się czy nie został skasowany.
Wychodzi na to, iż gdyby nie refleks i nagranie, cała sytuacja uszła by agentowi płazem. Monitoring z bramy, mimo moich próśb, mógł być już skasowany, a funkcjonariusze SOP twierdzą, iż nic nie widzieli. Pytanie co się dzieje w poważniejszych sprawach, skoro już przy drobnicy za okno lecą wszystkie zasady?
Do tematu odniosła się między innymi Gazeta Wyborcza oraz w kilkunastominutowej audycji TOKFM. ABW nigdy nie zażądała sprostowania w tej sprawie. W wymienianych pismach odniosła się do sprawy wymijająco, odmawiając jakiegokolwiek działania w celu wyjaśnienia sprawy.
Post scriptum
W jednym z poprzednich tekstów opisywałem atak na kierowcę furgonetki pro-life. Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił – Chuligańska napaść w biały dzień, w centrum Warszawy, wyrzucenie z samochodu, a następnie pobicie bezbronnego człowieka jest aktem bandytyzmu. Nie da się tego usprawiedliwić.
Sprawujący nadzór nad MSWiA i ABW Maciej Wąsik dodawał – Równość widzimy inaczej: to równość wobec prawa niezależnie od poglądów i przekonań.
Za atak na kierowcę pro-life, podobny do opisanego chuligański czyn, orzeczono dwumiesięczny areszt. Wizerunek działaczki LGBT pokazano w mediach. A przecież nie zobowiązuje ją mundur, nie ma szkoleń jak radzić sobie w sytuacjach stresowych.
Jestem przeciwny zamykaniu, za nie skutkujące poważnymi obrażeniami, jednorazowe pobicie, ale przy tej okazji widać różnicę standardów.