Zakłócenia dostaw wywołane atakami Huti doprowadzą do wzrostu cen żywności, głównie ryżu, herbaty, kawy, mięsa i ryb
Wystarczy rzut oka na mapę, by uświadomić sobie, którędy przebiega najkrótsza droga morska z Azji do Europy. Wodny szlak z Chin prowadzi przez cieśninę Bab al-Mandab (arab.: Wrota Łez, Wrota Boleści), prawdopodobnie najważniejsze dziś dla transportu miejsce na świecie, i Morze Czerwone. Droga wokół Afryki oznacza bowiem tysiące dodatkowych kilometrów i dziesiątki straconych dni. Po 7 października 2023 r., gdy Hamas zaatakował Izrael, a dokładniej od listopada ub.r., globalny transport towarów ze wschodu na zachód dostaje ciężkie ciosy. Firmy transportujące paliwa i towary do Europy muszą zadać sobie pytanie, czy warto ryzykować ludzkie życie i zdrowie, by atrakcyjne cenowo dobra dotarły do Europy. Odpowiedź zaś staje się coraz trudniejsza. Powód? Bojownicy Huti, Jemeńczycy (i nie tylko), których działania w cieśninie Bab al-Mandab są wyrazem wsparcia dla walczącego z Izraelem Hamasu. Od wielu już dni marynarki wojenne USA i Wielkiej Brytanii usiłują sobie poradzić z pociskami i dronami, którymi Huti zaskakująco skutecznie atakują statki na „ich wodach”.
Kim są Huti?
„Allahu Akbar. Al-maut Amrika, wa al-maut Israil” (Bóg jest wielki, śmierć Ameryce i śmierć Izraelowi”. Tak brzmi deklaracja ruchu Huti (Husi), wypisana na zielono-czerwonej tablicy będącej i jego politycznym kredo, i symbolem. Polityczno-militarny ruch skupia plemiona zajdyckie (zbliżona do sunnizmu grupa szyitów) zamieszkujące północ i zachód Jemenu, czyli obszary położone nad cieśniną Bab al-Mandab. Współczesny ruch zajdytów powstał w roku 1994 w regionie Sada. Pierwszym jego przywódcą, od którego wzięła się nazwa organizacji, był Husajn Badreddin al-Huti – Jemeńczyk, który wychował się w Iranie i pozostawał w bliskich stosunkach z ajatollahem Alim Chameneim, najwyższym przywódcą Islamskiej Republiki Iranu. Huti od lat zachowują, a w ostatnim czasie pogłębiają, dobre kontakty z szyickim Iranem.
Przez prawie 20 lat świat o Jemenie wiedział niewiele. Znikoma była też wiedza przeciętnego Europejczyka o pokojowych i dość umiarkowanych działaniach jemeńskich Huti. Nikt nie widział zagrożenia, które mogłoby się zrodzić w tym regionie.
Sytuację zmieniły amerykańska interwencja w Iraku w 2003 r., niezadowolenie z sunnickich władz w Jemenie oraz zamordowanie przez jemeńską bezpiekę Al-Hutiego w 2004 r. Władzę po nim przejmowali kolejno trzej jego bracia. W 2015 r. Huti dokonali zamachu stanu, a ich milicja stała się jedną z najbardziej niebezpiecznych grup bojowych. Do tego stopnia, iż niektóre kraje, m.in. Stany Zjednoczone, uznają ruch Huti za organizację terrorystyczną.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 5/2024, dostępnym również w wydaniu elektronicznym
Fot. AFP/East News