Płacą za rabat, którego nigdy nie dostali. Dramat finansowy setek tysięcy Polaków

2 godzin temu

Podpisujesz umowę z atrakcyjną promocją, rezygnujesz po kilku dniach, a potem przychodzi rachunek na kilkadziesiąt lub kilkaset złotych. Za co? Za „utracony rabat”, którego faktycznie nigdy nie otrzymałeś. Absurdalna praktyka, która rujnuje budżety rodzinne.

Fot. Shuterstock

Pani Marta nigdy nie przypuszczała, iż zniżka może kosztować więcej niż regularna cena. Podpisała umowę na internet z promocją „pierwszy miesiąc za złotówkę”. Router przyszedł z tygodniowym opóźnieniem i nie działał. Zgodnie z regulaminem wypowiedziała umowę w ciągu 14 dni. Myślała, iż sprawa skończona. Miesiąc później w skrzynce znalazła fakturę na 99 złotych za „utracony rabat promocyjny”.

Ten mechanizm to prawdziwa plaga polskiego rynku usług. Firmy oferują atrakcyjne promocje, ale ukrywają w drobnym druku klauzule, które pozwalają im żądać dopłat od klientów rezygnujących wcześniej. Praktyka ta dotyka setek tysięcy Polaków, którzy wpadają w pułapkę pseudo-promocji.

Złoty pierwszy miesiąc, który kosztuje fortunę

Mechanizm jest prosty i podstępny jednocześnie. Firma oferuje usługę w promocyjnej cenie – internet za złotówkę, prąd z rabatem 50 procent, siłownia z bonusem 100 złotych na start. Klient podpisuje umowę, ciesząc się z okazji. Gdy po kilku dniach lub tygodniach rezygnuje z usługi, przychodzi niemiła niespodzianka.

W regulaminie, często zapisanym mniejszą czcionką, znajduje się klauzula mówiąca o „cofnięciu rabatu” w przypadku wcześniejszego rozwiązania umowy. Firma nalicza różnicę między ceną promocyjną a standardową za cały okres, w którym klient teoretycznie korzystał z usługi. choćby jeżeli faktycznie z niej nie korzystał lub nie mógł korzystać z powodu problemów technicznych.

Pani Marta zapłaciła za internet złotówkę za pierwszy miesiąc, ale gdy zrezygnowała po tygodniu, firma zażądała dopłaty 99 złotych – różnicy między ceną promocyjną a standardową za cały miesiąc. Paradoksalnie, gdyby podpisała umowę bez promocji, zapłaciłaby za ten tydzień proporcjonalnie mniej.

Prawna szara strefa pełna pułapek

Kluczowe pytanie brzmi: czy takie praktyki są w ogóle legalne? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Prawo dopuszcza promocje warunkowe, pod warunkiem iż są jasno przedstawione klientowi. Problem pojawia się, gdy warunki są ukryte w regulaminie lub sformułowane w sposób wprowadzający w błąd.

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wielokrotnie interweniował w tego typu sprawach. W 2022 roku UOKiK postawił zarzuty znanej firmie internetowej, która odbierała klientom rabaty promocyjne po wcześniejszym rozwiązaniu umowy. Urząd uznał, iż prezentowanie cen z rabatem jako domyślnych, a następnie ich cofanie, może wprowadzać konsumentów w błąd i naruszać ich zbiorowe interesy.

Z prawnego punktu widzenia nie jest to klasyczna kara umowna, ale korekta warunków finansowych. Firmy argumentują, iż promocja była warunkowa i klient nie spełnił warunków. Konsumenci czują się oszukani, bo płacą więcej niż gdyby w ogóle nie skorzystali z promocji.

Siłownie, internet, energia – problem wszędzie

Praktyka „rabatów bumerangów” rozprzestrzenia się na coraz więcej branż. Siłownie oferują darmowy miesiąc, a potem żądają dopłaty za „utracone korzyści”. Dostawcy energii reklamują zniżki na start, by później naliczać różnice cenowe. Operatorzy stosują podobne mechanizmy przy umowach z okresem zobowiązania. Oczywiście nie każda firma je stosuje, dlatego tak ważne jest prześledzenie umowy.

Szczególnie problematyczne są umowy zawierane przez internet lub telefon, gdzie klient ma prawo do odstąpienia w ciągu 14 dni. Firmy respektują to prawo, ale jednocześnie naliczają „utracone rabaty”, które de facto anulują korzyści z odstąpienia.

Mechanizm jest tym bardziej perfidny, iż często dotyka osób, które rezygnują z usługi z powodu problemów technicznych lub niespełnienia obietnic reklamowych. Klient, który nie otrzymał obiecanej jakości usługi, dodatkowo płaci karę za wcześniejsze rozwiązanie umowy.

Drobny druk, wielkie problemy

Kluczem do sukcesu tych praktyk jest umiejętne ukrywanie istotnych informacji. Warunki dotyczące cofania rabatów trafiają do regulaminów, często zapisane mniejszą czcionką i sformułowane w sposób trudny do zrozumienia dla przeciętnego konsumenta.

Firmy stosują różne eufemizmy – „korekta rabatu”, „naliczenie różnicy cenowej”, „rozliczenie promocji”. W praktyce wszystko to oznacza dodatkową opłatę dla klienta, który miał prawo rozwiązać umowę. Często kwoty są znaczne – od kilkudziesięciu do kilkuset złotych, co może być bolesne dla budżetu domowego.

Problem pogłębia fakt, iż informacja o możliwości „cofnięcia rabatu” rzadko pojawia się w materiałach reklamowych. Klient dowiaduje się o konsekwencjach dopiero po otrzymaniu faktury, gdy jest już za późno na zmianę decyzji.

Jak się bronić przed podstępnymi promocjami

Konsumenci mają jednak sposoby obrony przed takimi praktykami. Przede wszystkim warto dokładnie czytać regulaminy promocji, zwracając szczególną uwagę na zapisy dotyczące warunków utrzymania rabatu. jeżeli warunki nie są jasno określone, to sygnał ostrzegawczy.

W przypadku otrzymania faktury za „utracony rabat” nie należy płacić automatycznie. Pierwszym krokiem powinna być reklamacja z zapytaniem o podstawę prawną takiej opłaty. jeżeli firma nie udzieli satysfakcjonującej odpowiedzi, można skierować sprawę do rzecznika konsumentów lub UOKiK.

Prawo do odstąpienia od umowy w ciągu 14 dni przy umowach zawieranych na odległość przez cały czas obowiązuje. Firmy nie mogą tego prawa ograniczać przez naliczanie dodatkowych opłat, jeżeli nie zostały one jasno przedstawione przed zawarciem umowy.

Ostrożność najlepszą strategią

Dla konsumentów najlepszą strategią pozostaje ostrożność i dokładne zapoznanie się z warunkami każdej promocji. jeżeli oferta brzmi zbyt dobrze, by była prawdziwa, prawdopodobnie rzeczywiście taka jest. Szczególną uwagę należy zwrócić na umowy z długim okresem zobowiązania i wysokimi karami za wcześniejsze rozwiązanie.

Warto też pamiętać, iż najdroższe mogą okazać się właśnie te rzeczy, które miały być za darmo. Stare przysłowie mówi, iż oszczędnych nie stać na promocje – w przypadku „rabatów bumerangów” okazuje się to dramatycznie prawdziwe.

Problem pokazuje szerszą tendencję w polskim biznesie – coraz większe skomplikowanie umów i ukrywanie istotnych informacji w drobnym druku. Konsumenci muszą być coraz bardziej czujni, ale to nie powinno zwalniać firm z obowiązku uczciwego przedstawiania warunków swoich ofert.

Trudno przewidzieć, czy praktyka „rabatów bumerangów” to trwały trend, czy przemijająca moda. Większości konsumentów nie będzie się chciało sądzić o kilkadziesiąt złotych, co czyni tę praktykę opłacalną z biznesowego punktu widzenia. Co innego o ile usługa była droga, a kwota wynosi już nie kilkadziesiąt, a kilka tysięcy złotych.

Przeciwdziałanie tym praktykom wymaga zarówno większej świadomości konsumentów, jak i zdecydowanych działań organów nadzorczych. UOKiK już wielokrotnie pokazywał, iż będzie reagować na najbardziej rażące przypadki, ale problem jest szerszy i wymaga systemowego podejścia.

Idź do oryginalnego materiału