Pierwsza różnica poglądów między „jednym z czytelników”, czyli niżej podpisanym a Panem Profesorem dotyczy roli muzeów i podręczników, które zdaniem Pana Profesora „mają przekazywać pełną, nieocenzurowaną wiedzę o przeszłości”. Otóż choćby eliminując rolę cenzury muszę wyjaśnić, iż jest to niemożliwe choćby ze względów technicznych. Żaden budynek i żaden podręcznik nie pomieści pełnej wiedzy o przeszłości. Zawsze konieczny jest jakiś wybór i jest on tym większy im mniejszą przestrzenią się dysponuje. Pisząc znacznie krótszy tekst od Pana Profesora również musiałem dokonać takich wyborów. Następnie jest kwestia kryteriów tych wyborów i one zawsze są wartościujące. Nie jest też prawdą, iż gloryfikując Ulmów fałszuje się historię. Gloryfikacja Ulmów w podtekście oznacza, iż ich zachowanie było wyjątkowe, a więc, iż inni (i to znacznie liczniejsi inni) zachowywali się inaczej. Gdyby wszyscy zachowywali się tak, jak Ulmowie to nikt by ich zauważył. Byłoby to po prostu normalne zachowanie.
Nie jest prawdą to, co pisze Pan Profesor, iż „nikt jednak, łącznie z prof. Grabowskim nie zarzuca nikomu, iż każdy Polak jest odpowiedzialny za zachowania tych rodaków, którzy byli szmalcownikami czy zwykłymi mordercami Żydów”. Pan prof. Grabowski mieszka, jak wiadomo po drugiej stronie Atlantyku, a tam takie zarzuty są stawiane całkiem często. Przytoczę anegdotę z własnego doświadczenia: lata 90-te XX wieku, konferencja na temat immunoterapii nowotworów w San Francisco. Po jej zakończeniu w foyer stoi grupka wybitnych amerykańskich profesorów na czele ze Stevenem A. Rosenbergiem (proszę sprawdzić w Wikipedii, kto zacz) i dwóch młodych Polaków: niżej podpisany i Cezary Szczylik. Profesor Rosenberg pyta się, kim jesteście? Odpowiadamy, iż Polakami. Jego pierwsza wypowiedź: „a to Wyście mordowali Żydów w czasie wojny”. Ponieważ nie był to pierwszy (ani drugi) raz, kiedy słyszałem coś takiego, uśmiechnąłem się i odpowiedziałem, iż były ku temu pewne przeszkody: po prostu wtedy jeszcze nie żyliśmy. Kiedy pierwszy raz usłyszałem ten zarzut (20 lat wcześniej) to zrobiłem rachunek sumienia: może Rodzice mnie okłamali? Może nie byliśmy ofiarami, tylko odwrotnie? Ale losy moich Rodziców w czasie wojny były udokumentowane, co do dnia, stracili wszystko co mieli przed wojną i nie mieli żadnego pożydowskiego mienia. Cieszyli się, iż żyją.
Ciekawe, na jakich materiałach prof. Rosenberg opierał swój zarzut?
Pan Profesor Widacki wspomina Westerplatte i Monte Cassino. Tak jestem dumny z obrony Westerplatte, a także z obrony Gdyni (ponad 10 dni dłużej – mój Ojciec poszedł do niewoli 19 września 1939 roku) i jeszcze dłuższej obrony Helu. Będąc w Niemczech z takim fioletowym rombem z literką P mój Ojciec nie mógł być pod Monte Cassino. Ale pod Monte Cassino był Wiktor Kruszczyński, mój ojciec chrzestny. Mój ojciec wychowywał się z dziećmi Siostry Dziadka: Kruszczyńskimi, których traktował jak rodzeństwo. Ich było czterech braci, kupili przed wojną jakąś firmę koło Lwowa i wszyscy w 1940 roku zostali wywiezieni na Syberię. Trzem udało się dostać do Armii Andersa, a czwarty wrócił do Polski w 1947 roku i żył jeszcze tylko 2 miesiące. Zdaniem Pana Profesora prawdopodobnie również powinien się wstydzić za Markową.
Wstydzić się można i należy, ale za to złe, na co się miało choćby najmniejszy wpływ. Czasem się mówi, iż „w Polsce były dwie stodoły: Polacy ratujący Żydów i Polacy mordujący Żydów”. To, co w swoim krótkim tekście chciałem uświadomić, iż była jeszcze „trzecia stodoła”: takich Jędrzejczaków, czy Kruszczyńskich, którzy nie mieli i nie mogli mieć na to żadnego wpływu i, iż też były ich miliony. Nie mieli wpływu, chociaż na swoją miarę (byli szeregowcami) swój obowiązek wobec Ojczyzny wypełnili. Przegrali wojnę, a może gdyby nie przegrali, gdyby Polska trwała, to Żydzi nie byliby zabijani.
Pan Profesor naśmiewa się z „przetrąconego kręgosłupa”. Otóż każdemu Narodowi, który nie jest w stanie się obronić i przegrywa wojnę przetrąca się kręgosłup. Jak się idzie będąc odartym z godności z podniesionymi rękami przez szpaler uzbrojonych po zęby wrogów to sprawczość człowieka, czyli zdrowy (nieprzetrącony) kręgosłup jest zredukowana do odpowiedzi na pytanie: czy jeszcze dać się zabić? Jak się wskazuje swojemu synowi (mnie) w czasie spaceru po Gdyni miejsce i mówi: „o tutaj nas zatrzymali i się zastanawiali, czy mnie jako ochotnika uznać za żołnierza i wziąć do niewoli, czy za bandytę i zastrzelić? W końcu uznali za żołnierza”, to się to przeżywa jeszcze raz. Czy nie był „całkiem zdrowy”? Pewnie według kryteriów Pana Profesora nie był, skoro na ochotnika poszedł walczyć, a mógł przecież gdzieś się zadekować.
Historia „Markowej” i w ogóle tej części dzisiejszej Polski jest dla mnie (i myślę dla bardzo wielu Polaków) jedynie znana z książek, filmów i artykułów, gdyż stamtąd nie pochodziła żadna część mojej rodziny i nie mam żadnych osobistych przekazów. Rodzina mojego Ojca to dawny zabór pruski, a mojej Matki to Litwa. Ale jeżeli mówimy o pełnej historii to chyba trzeba wspomnieć, iż Polska na tych terenach, gdzie jest Markowa (Podkarpacie) była tylko dwadzieścia lat, iż ludzie tam żyjący, od pokoleń byli kształtowani przez inne państwo i chyba jest też odpowiedzialność tego państwa również za to, iż bardzo wielu z nich to byli analfabeci i to bardzo biedni analfabeci.
Nie trzeba być prof. Grabowskim, żeby odkryć, iż wśród Polaków są też mordercy, złodzieje, oszuści itd. I, iż w trudnych czasach wszystkie ludzkie brudy wychodzą na powierzchnię. Oraz, iż dotyczy to także Polaków. Ale patrząc w przyszłość musimy się wychowywać w taki sposób, aby tego było, jak najmniej. Spór między Panem Prof. Widackim a niżej podpisanym dotyczy tego, czy większą rolę wychowawczą ma przykład pozytywny, czy negatywny? Otóż, głosuję za tym pierwszym.
Wiesław Wiktor Jędrzejczak
Post Panu prof. Widackiemu do sztambucha pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.