Okradli i uciekli: jak teściowa z szwagierką pozbawiły moje dzieci przyszłości

1 dzień temu

Okradli i uciekli: jak teściowa i szwagierka pozbawiły moje dzieci przyszłości

Zawsze wierzyłem, iż rodzina to podpora. Że najbliżsi nie zdradzą, nie upokorzą, nie zlekceważą. Ale rzeczywistość okazała się twardsza niż najgorsze obawy. Teściowa i jej córka nie tylko zrujnowali nam życie – ukradli moim dzieciom szansę na szczęśliwą przyszłość. A wszystko za cichym przyzwoleniem mojego własnego męża.

Gdy Kamil jeszcze miał dobrą pracę, regularnie zasilał swoją „ukochaną” mamę i siostrę:
– Mamo, zalegamy za czynsz…
– Synku, nie mamy na jedzenie…
– Kamilu, nie stać mnie na paliwo…
– Musimy z Olą pójść do teatru, kup bilety…

Biegł do nich jak posłuszny pies, zawsze z pieniędzmi, z troską, z przepraszającym uśmiechem. Z początku milczałem. Potem próbowałem rozmawiać. A w końcu – miałem dość. Zwłaszcza gdy po drugim dziecku wylądowałem na zwolnieniu, a jego… zwolnili z pracy.

Zamiast szukać choćby czegokolwiek – nie mówiąc o dobrze płatnej posadzie – Kamil całymi dniami wylegiwał się na kanapie, narzekał na „niesprawiedliwość” i odmawiał choćby pomyślenia o dorywczej robocie. Bo jego kwalifikacje były „zbyt wysokie” na takie oferty.

Musiałem wrócić do pracy wcześniej. Dzieci zostawiłem pod opieką żony. Minął tydzień. Ledwo wszedłem w rytm, a telefony zaczęły dzwonić. Ale nie do niego – do mnie. Teściowa i jej córka znalazły „nowy numer konta do zasilania”.

Nie wytrzymałem. Powiedziałem, iż jeżeli potrzebują – niech sami zapracują. Kark, na którym wygodnie siedzieli, był już zmęczony. Oczywiście, pobiegli skarżyć się Kamila. A on… zamiast stanąć po mojej stronie, wpuścił ich do naszego domu.

Tak, po prostu. Wróciłem z pracy – a w domu teściowa i córka z walizkami. Swoje mieszkanie wynajęli – „dla dodatkowego dochodu”, jak tłumaczyła mama. A mieszkać mieli u nas. W trójkę. Za moją pensję. Moje zdanie? Nikt się nie pytał.

Wchodzę, jeszcze butów nie zdjąłem, a ta już:
– No, wrócił! A gdzie obiad?

Kamil zabiera moją kurtkę, mówi:
– Kochanie, tylko się nie denerwuj. Mama z Olą są w trudnej sytuacji, to na chwilę. Nie możemy ich zostawić, prawda?

Tak, na chwilę. Idę do kuchni, a tam – koszmar. Dzieci umazane w czekoladzie, wszechobecny bałagan, puste garnki, stos brudnych naczyń. Rocznemu dziecku dali tabliczkę czekolady, a nikt choćby nie wytrzeł mu rączek. Gotowałem się w środku.

Oberwało się wszystkim. Efekt? Teściowa obiera ziemniaki, córka zmywa naczynia. Skoro postanowili żyć u mnie – proszę bardzo, obowiązki czekają. Nie jestem ich służącym ani kucharzem. Niech pracują na dach nad głową.

Ale dni mijały, a „goście” nie kwapili się do wyjazdu. Pieniądze z wynajmu przepuszczali w tydzień, potem żebrali u mnie. Gdy odmawiałem – zaczynały się histerie, kłótnie, pretensje. Spokój w domu zniknął.

Na moje urodziny Ola choćby nie raczyła powiedzieć „wszystkiego najlepszego”, a teściowa mruknęła coś pod nosem, żeby zachować pozory. Wyjechaliśmy do moich rodziców. Tam czekały ciepłe słowa, troska, manualnie robiony sweter od mamy i… los na loterię.

Tak, zwykły kupon, jak za dzieciaka. Uwielbiałem to. Usiadłem z córką na kolanach, włączyliśmy transmisję, zacząłem skreślać liczby. Nagle – wygrana! Prawdziwa! Krzyczymy, cieszymy się. Kamil w szoku, a teściowa:
– No tak, jeszcze się nie cieszcie. Pewnie się pomyliliście!

Wszystko sprawdziłem – nie, wygraliśmy. Niewielka fortuna, ale starczy na dobrą szkołę dla starszej i prywatne przedszkole dla młodszej. Nie spałem pół nocy, marząc, jak zmieni się nasze życie. Jak dzieci dostaną to, czego ja nie mogłem im dać.

Ale rano… w mieszkaniu panowała dziwna cisza. Zbyt dziwna. Przeszedłem się po pokojach – ani teściowej, ani Oli. Część rzeczy zniknęła. Brakowało dokumentów Kamila. Nie było… kuponu loterii.

Zrozumiałem. Uciekli. Zabrali wygraną. Ukradli.

Minęło kilka lat. Żyję z dziećmi. Bez żony. Słyszę, iż Kamil wszystko przegrał, przepił, przehulał na wakacjach. Teściowa trafiła na odwyk, leczy się z alkoholizmu. Ola urodziła dziecko z ciężką chorobą. Kamila dopadła okropna diagnoza – marskość wątroby.

A ja? W swoim mieszkaniu. Z córkami. Z ciepłem w sercu. Bez zdrady.

Czasem myślę: może dobrze, iż tak wyszło. Ukradli pieniądze. Ale mnie nie złamali. Nie odebrali tego, co najważniejsze – godności, siły i miłości do moich dzieci.

Idź do oryginalnego materiału