
Więzienie to nie tylko zamknięte drzwi i zimne kraty. To osobny świat, pulsujący własnym rytmem, podporządkowany surowym zasadom i skomplikowanej hierarchii. Miejsce, gdzie czas płynie inaczej, a przeszłość nigdy nie odpuszcza. W Polsce zakłady karne mają długą historię – od ponurych średniowiecznych lochów, przez XIX-wieczne pruskie systemy resocjalizacyjne, po nowoczesne placówki penitencjarne. Na tle innych placówek wyróżnia się oddział w Ruszczy pod Krakowem. Są tu terapie, warsztaty, lepsze warunki.
Ale czy w murach, które mają służyć naprawie ludzkich losów, rzeczywiście dochodzi do resocjalizacji?
Justyna. Siedem lat w celi
Oddział zewnętrzny w Krakowie-Nowej Hucie Aresztu Śledczego w Krakowie. Szare, przytłaczające mury, ogrodzenia zwieńczone drutem kolczastym, wieżyczki strażnicze, zza których spojrzenia strażników śledzą każdy ruch osadzonych. Tutaj czas zwalnia, a świat za bramą wydaje się odległy i nierealny. To miejsce, w którym Justyna spędziła ostatnie siedem lat. 39-latka została skazana za oszustwa.
– To jest jak mieszanka strachu i nadziei – mówi, wpatrując się w okno swojej celi. – Człowiek odlicza dni, ale im bliżej końca, tym więcej pytań. Czy dam radę? Czy świat mnie jeszcze pamięta?

Oddział zewnętrzny w Krakowie-Nowej Hucie Aresztu Śledczego w KrakowieJoanna Urbaniec / Onet
Kiedy trafiła za kratki, jej najstarsze dziecko miało dziewięć lat. Dziś ma 16 i jest niemal dorosłe. Justyna nie wie, czy po wyjściu będzie dla niego matką, czy tylko odległym wspomnieniem z dzieciństwa. — Mam wrażenie, iż przez te wszystkie lata byłam kimś innym. Moje dziecko dorosło beze mnie, a ja nie wiem, czy potrafię wrócić do roli, którą straciłam — mówi.
Przed osadzeniem Justyna była utalentowaną fotografką. Ukończyła studia fotograficzne, miała marzenia, plany, wystawy, kontakty. Teraz, po siedmiu latach odsiadki, jej aparat fotograficzny dawno pokryłby się kurzem – gdyby tylko mogła go mieć.
– Czasami zamykam oczy i robię zdjęcia w myślach – mówi. – Patrzę na cienie, na światło wpadające przez kraty. Szukam kompozycji w tym, co mam. Bo sztuka to nie aparat. To patrzenie.
Po wyjściu chce wrócić do zawodu. Wie, iż nie będzie łatwo. Ale fotografia to jedyne, co trzyma ją przy nadziei. – Gdy zamykam oczy, widzę obrazy, które kiedyś zrobię. To daje mi siłę.

38-letnia Justyna skazana za oszustwaJoanna Urbaniec / Onet
Więzienie to osobny mikroświat, gdzie obowiązują inne zasady niż na wolności. Nie wystarczy mieć pieniądze czy znajomości – tu liczy się siła, pozycja i umiejętność przetrwania.
W więzieniu nie zapomina się, kim byłaś na wolności. jeżeli byłaś kimś – masz większe szanse na przetrwanie. jeżeli byłaś nikim – musisz się nauczyć walki.
– Są grypsujący i są frajerzy – tłumaczy 39-latka. – Grypsujący to ci, którzy rządzą. Mają swoje zasady, swój język, swoje prawa. Nie każdy może do nich należeć. Frajerzy to ci, którzy nie liczą się w więziennym świecie. Są też ci, którzy próbują przetrwać na własnych zasadach – jak ja. Nie grypsuję, ale też nie jestem nikim.
Grypsujący przestrzegają surowych reguł – nie rozmawiają z klawiszami, nie donoszą, trzymają się razem. Mają własny kod moralny, który choć brutalny, daje im poczucie tożsamości i władzy. Po drugiej stronie są skazani, którzy nie pasują do tej struktury: wykluczeni, izolowani, często pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia.
Paradoks więzienia polega na tym, iż człowiek nigdy nie jest sam, a jednak cały czas czuje samotność. Cele są pełne ludzi, na korytarzach rozbrzmiewają głosy, ale prawdziwej bliskości tu nie ma.

Korytarz więziennyJoanna Urbaniec / Onet
– Możesz rozmawiać, śmiać się, ale i tak jesteś sam ze swoimi myślami. Najtrudniejsze są noce. Wtedy wracają wspomnienia, tęsknota — mówi Justyna.
Dla wielu więźniów jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym są listy. Justyna od czterech lat nie widziała swoich dzieci. Jej były mąż skutecznie odciął ją od kontaktu z nimi. Zostały tylko słowa na papierze i zdjęcia, na których twarze jej dzieci wydają się coraz bardziej obce.
Małgorzata. 15 lat za kratami
Świat, w którym codzienność wyznaczają rygorystyczne zasady, a kobiety – często silniejsze psychicznie niż mężczyźni – uczą się przetrwania w specyficznej hierarchii zamkniętej społeczności. Spotykamy się w więziennej świetlicy.
Kiedy wchodzi, nie wygląda na kobietę złamaną latami odsiadki. Jest pewna siebie, mówi spokojnie, ale w jej oczach widać coś, czego nie ma w spojrzeniu ludzi z wolności – dystans, ostrożność, jakby wciąż kalkulowała, co można powiedzieć, a czego lepiej nie zdradzać.
— Jeszcze dwa lata, może mniej, jeżeli zdecydują się mnie puścić ze względu na stan zdrowia — mówi na wstępie, poprawiając rękawy kremowej marynarki. Czeka ją operacja. Czy dostanie przerwę medyczną? Nie wie.

Małgorzata na tle więziennych kratJoanna Urbaniec / Onet
Małgorzata dobrze pamięta dzień, w którym brama zakładu karnego zamknęła się za nią po raz pierwszy. To była granica między byciem człowiekiem a numerem w aktach skazanych.
– Najtrudniejsza jest pierwsza noc – wspomina. – Budzisz się i przez chwilę myślisz, iż to tylko sen. A potem dociera do ciebie, iż to twoja nowa rzeczywistość. I iż nie masz gdzie uciec.
Zanim trafiła za kraty, jej życie nie było usłane różami, ale miało rytm, miało cel. Kradzieże nie były jedynie sposobem na szybki zarobek – stały się rutyną, częścią rzeczywistości, w której liczyło się sprytne kombinowanie i unikanie konsekwencji. Aż do pewnego dnia.
— Może bym dostała mniej, ale byłam recydywistką. Piętnaście lat to dużo, ale nie płaczę. Zasłużyłam – mówi szczerze 59-latka.
Życie za kratami to rytm, który powtarza się codziennie. Pobudka, apel, praca. Małgorzata pracuje w więziennej kuchni. Lubi to, bo pozwala zachować rutynę i zajmuje myśli. A kawa? To świętość. — Prawdziwa, powoli zalewana, mocna. W więzieniu to nie napój. To rytuał — stwierdza.

Tzw. spacerniakJoanna Urbaniec / Onet
Gośka nie dostaje przepustek. Po takim wyroku to rzadkość. Widzenia? Bywały. Teraz już nie. Ma swoje życie. Czasem dzwoni, ale nauczyła się nie liczyć na nikogo. — Nie wierzę w odkupienie, nie chodzę do kaplicy. Mam swoje sumienie i swoje grzechy, ale to moja sprawa.
Co się zmieniło w więzieniu przez te lata? — Dawniej było gorzej. Więcej przemocy, mniej szacunku. Dziś strażnicy mówią „proszę”, „dziękuję”, „dzień dobry”. To niby nic, ale w więzieniu to dużo – przyznaje.
Lilianna. Samotność boli podwójnie
– Na mnie czeka mama, babcia. One mnie nie zostawiły – mówi 38-letnia Lilianna. – Ale nie każda ma tyle szczęścia. Są dziewczyny, które nie mają nikogo. A samotność w więzieniu boli dwa razy bardziej.
Była przedsiębiorczynią, miała firmę. Wszystko posypało się lawinowo. Jeden błąd, jedno złe zaufanie i nagle zamiast w biurze, znalazła się za kratami. Została skazana za oszustwa. — Najgorsze jest to, iż nie możesz cofnąć czasu. Wiesz, gdzie popełniłaś błąd, ale nie masz szansy go naprawić — opowiada.

39-letnia LiliannaJoanna Urbaniec / Onet
– Nie możesz iść tam, gdzie chcesz. Nie możesz być z tymi, których kochasz. Każda minuta przypomina ci, iż to nie jest twoje życie — to życie, które się odbywa, bo musi — dodaje.
Doskwiera brak dostępu do informacji. – Brzmi śmiesznie, ale tęsknię za laptopem. Na wolności wystarczy kliknąć, żeby coś sprawdzić. Tutaj… czekasz trzy dni, aż sobie przypomnisz — wyjaśnia Lilianna.
Teraz pracuje w więziennej cukierni. Wcześniej była na hali produkcyjnej, jeszcze wcześniej sprzątała, rozdawała posiłki. — Praca zabija czas. I pozwala zarobić na papierosy, na coś dla siebie. Czasem choćby na pomoc dla rodziny — mówi.
Czy boi się wyjścia? – Tak – odpowiada szczerze. – Nie wiem, czy dam radę. Ale wiem, iż spróbuję. Bo tam, po drugiej stronie, czeka na mnie życie.
Za kratami czas zwalnia, ale na zewnątrz nie zatrzymuje się choćby na chwilę. I tylko one same mogą zdecydować, czy przetrwają kolejną próbę.
Czy więzienie uczy życia?
Historia polskiego więziennictwa pokazuje, iż kara zawsze była surowsza niż sprawiedliwość. Publiczne egzekucje zastąpiono zamknięciem w murach, a resocjalizacja stała się ideą, której skuteczność wciąż budzi wątpliwości.
Osadzone, takie jak Justyna, Małgorzata i Lilianna, mówią jedno – wyrok to nie koniec kary. Prawdziwa próba zaczyna się po wyjściu. Wolność, którą tak długo odliczały, nie czeka na nie z otwartymi ramionami. To nowe więzienie – bez krat, ale z murami nieufności, z etykietą „byłej skazanej” trudną do zatarcia.
Oddział zewnętrzny w Krakowie-Nowej Hucie Aresztu Śledczego w Krakowie, zwany przez osadzone „Ruszcza-Zdrój”, wyróżnia się na tle innych placówek dzięki innowacyjnym programom resocjalizacyjnym, które kładą nacisk na terapię, warsztaty oraz poprawę warunków bytowych osadzonych.

Oddział zewnętrzny w Krakowie-Nowej Hucie Aresztu Śledczego w KrakowieJoanna Urbaniec / Onet
Przykładem takich działań są organizowane warsztaty teatralne, jak projekt „Kultura – pomimo ciemności i ograniczeń”, w ramach którego osadzone współpracowały z aktorami Integracyjnego Teatru Aktora Niewidomego (ITAN), przygotowując spektakl „Wesele po krakowsku”.
Ponadto placówka angażuje osadzonych w inicjatywy ekologiczne. Jednym z takich projektów była kooperacja z Zarządem Zieleni Miejskiej w Krakowie, w ramach której skazani przygotowali blisko 10 tysięcy saszetek z nasionami łąk kwietnych dla mieszkańców miasta.
Ważnym elementem działalności oddziału jest także edukacja historyczna i duchowa. Placówka regularnie zaprasza historyków, księży oraz innych prelegentów na spotkania z osadzonymi, umożliwiając im uczestnictwo w wykładach i rozmowach na tematy związane z historią, etyką, duchowością czy wartościami społecznymi. Dzięki temu więźniowie mają okazję poszerzać swoją wiedzę, zdobywać nowe perspektywy i angażować się w konstruktywne dyskusje.
W Ruszczu są terapie, warsztaty, lepsze warunki. Ale czy to wystarczy? Oficjalne statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości i Służby Więziennictwa nie pozostawiają złudzeń – ponad 40 proc. skazanych w Polsce wraca do przestępstwa po odbyciu kary.
Resocjalizacja to system, w którym kluczową rolę odgrywają jednostki penitencjarne, ale nie są one jego jedynym elementem. Istotny wpływ na proces resocjalizacji ma również środowisko, do którego osoba powraca po odbyciu kary. To właśnie ono często decyduje o tym, czy ponownie popełni przestępstwo. Świadczy to o tym, iż resocjalizacja nie zawsze jest skuteczna, a system penitencjarny częściej uczy przetrwania, niż faktycznie zmienia ludzi.