"Obrażenia, które miała pokrzywdzona, mogły zabić trzy osoby". Jest wyrok dla Marcina Z.

7 miesięcy temu
Zdjęcie: Marcin Z. podczas rozprawy w warszawskim sądzie / GAZETA.PL


Zakończył się proces Marcina Z., oskarżonego o brutalne zabójstwo babci. Rok temu odurzony alkoholem mężczyzna rzucił się na panią Zofię, która prawdopodobnie odmówiła mu pieniędzy na kolejne piwo. Tłukł ją na oślep, ciął nożem, dusił i przyciskał do ziemi. Prokurator twierdził, iż te "obrażenia zabiłyby trzy osoby" i wnosił o dożywocie. Sąd wymierzył 34-latkowi karę 25 lat pozbawienia wolności, dając mu "szansę na powrót do społeczeństwa". Teraz czeka go jeszcze powtórka procesu za zabójstwo matki, którego dokonał wcześniej.


Marcin Z. nie prosił sądu o uniewinnienie. W czasie ostatniej mowy przed Sądem Okręgowym w Warszawie płakał, łamał mu się głos. - Mam do siebie żal, iż byłem taki słaby i nie umiałem sobie pomóc. Ulgi szukałem w alkoholu, ale to przecież nie jest żadna ulga. Przykro mi, iż moja rodzina tak cierpi i będzie cierpieć przeze mnie do końca życia. Nie życzę nikomu, żeby mu się w życiu przydarzyło coś takiego. Proszę o sprawiedliwy wyrok – mówił Marcin Z.


REKLAMA


Uniewinnienia nie domagał się także jego obrońca, który w mowie końcowej podkreślał, iż nie wierzy w całkowitą poczytalność oskarżonego. – Mam wrażenie, iż ten człowiek nie wiedział, co czyni. Proszę, by sąd w swojej mądrości ocenił, jaka kara będzie adekwatna – mówił radca prawny Piotr Krawczyk.


Zobacz wideo
Rozmowa z Pawłem Moczydłowskim


Prokurator Krzysztof Sakowski z Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie wnosił, by oskarżonego trwale wyeliminować ze społeczeństwa, dożywotnio pozbawiając go wolności. Chciał także, by na 10 lat pozbawić go praw publicznych. – Babcia była ostatnią osobą, która była gotowa wspierać oskarżonego. Był dla niej ukochanym wnuczkiem, ale także utrapieniem, co potwierdzają świadkowie. Obrażeniami, które zadał pokrzywdzonej, można by spokojnie obdzielić trzy osoby. Marcin Z. miał możliwość przekonania się, jak wygląda życie w izolacji, przez dwa i pół roku był tymczasowo aresztowany. Dostał unikalną szansę ułożenia sobie życia, ale ją zmarnował. Nie stronił od alkoholu, chociaż wiedział, jakie ma to dla niego konsekwencje. Pozbawiając życia swoją babcię, był wyjątkowo brutalny. Rzadko się spotyka taki obraz sekcji, z jakim mieliśmy tu do czynienia – podkreślał prokurator Sakowski i wymieniał m.in. rany cięte, ślady duszenia i złamaną kość gnykową, wgniecioną twarzoczaszkę, uszkodzony mózg, połamane żebra, ślady bicia na rękach i tułowiu.
Szybki proces, szybki wyrok
Wyrok zapadł po krótkim i wyjątkowo sprawnym procesie, który rozpoczął się we wrześniu tego roku. Sędzia Monika Szulkowska po przesłuchaniu oskarżonego, świadków i dodatkowej rozmowie z biegłymi psychiatrami, którzy wydawali opinię w sprawie poczytalności oskarżonego, nie miała wątpliwości. 7 grudnia ogłosiła wyrok, którym skazała 34-letniego Marcina Z. na karę 25 lat pozbawienia wolności, uznając, iż 77-letnią babcię "zabijał z zamiarem bezpośrednim". Sąd uznał wnioski prokuratury za zbyt surowe. Sędzia Szulkowska przyznała jednak, iż w sprawie Marcina Z. trudno doszukać się jakichkolwiek okoliczności łagodzących. – Sposób popełnienia zbrodni i fakt, iż pozbawiona życia została osoba oskarżonemu najbliższa, która przygarnęła go pod swój dach, gdy rodzina się od niego odwróciła, jest okolicznością szczególnie obciążającą. Oskarżony narzekał na uciążliwości związane z mieszkaniem z babcią, ale mieszkanie ze starszą schorowaną osobą niesie ze sobą zawsze uciążliwości dla obu stron. To nie jest usprawiedliwienie dla takiego czynu, ani choćby czynu mniejszej wagi – podkreślała sędzia. Marcin Z. dostał od sądu szansę ze względu na swój młody wiek. - Być może w przyszłości oskarżony będzie miał jeszcze szansę na powrót do społeczeństwa. Długotrwała izolacja z pewnością pomoże oskarżonemu zerwać z nałogiem i zachować abstynencję – zauważyła sędzia Szulkowska.


Czytaj także:


Zabił matkę, a sąd go uniewinnił. Wyszedł i zabił babcię


Zaznaczyła, iż pięcioosobowy skład orzekający nie miał wątpliwości co do opinii psychiatrów, którzy orzekli, iż Marcin Z. był poczytalny, mordując babcię Zosię. – Biegli dysponowali bardzo bogatą i świeżą dokumentacją medyczną. Są tam badania, które bardzo rzadko są w opiniach, jak m.in. tomografia czy rezonans. Według obrońcy stan uszkodzenia zwłok wskazywał, iż oskarżony nie mógł być w stanie upicia zwykłego i nie mógł być poczytalny. Według sądu biegli te wątpliwości rozwiali. Oskarżony wiedział, jak wpływa na niego alkohol, ale wciąż po niego sięgał. Mnóstwo osób chciało mu pomóc, nie tylko rodzina, ale też przyjaciele i obce osoby – dodała sędzia Szulkowska.


Marcin Z. został oskarżony o to, iż zabił matkę w mieszkaniu przy ul. Lipowej GAZETA.PL
Zofia R. zginęła 13 grudnia 2022 roku. Jej ukochany "Marcinek", jej "synek", którego zawsze broniła, siedział przy zmasakrowanych zwłokach i łkał "przepraszam". - Nie mogę się przyznać do winy, bo nie pamiętam, co się zdarzyło. Obudziłem się na podłodze, a adekwatnie obudził mnie policjant, który przyciskał mnie do ziemi. Potem mam przebłyski ze szpitala i z komendy - stwierdził Marcin, gdy odczytano mu zarzut. W pierwszych wyjaśnieniach, które składał, pojawiał się motyw "osoby trzeciej" na miejscu zbrodni.


Czytaj także:


Prokurator postawił mu zarzut. On na to: "Abba, Ojcze!". Nie trafił do więzienia


Wcześniej zabił matkę, ale sąd go uniewinnił
Mężczyzna opowiedział sądowi swoją historię. Dwa i pół roku siedział w areszcie śledczym pod zarzutem zamordowania swojej matki Beaty. Kobieta zginęła 29 lutego 2020 roku, przed śmiercią była – według prokuratury - duszona i miała na twarzy rany cięte, prawdopodobnie od noża. Ciało znalazł jej partner. W mieszkaniu był bałagan, stolik był połamany, a na podłodze leżało tłuczone szkło z butelek i zakrwawiony kuchenny nóż. Marcin siedział na kanapie, miał lekkie obrażenia, nie odpowiadał na pytania. Wymamrotał jedynie, iż "stało się nieszczęście". Marcin Z. aresztu wyszedł w sierpniu, a 10 listopada 2022 r. został nieprawomocnie uniewinniony (ten wyrok został uchylony i niedługo ruszy ponowny proces). Sąd uznał, iż faktycznie mogło "stać się nieszczęście", a do śmierci Beaty G. mogło dojść w wyniku zbiegu okoliczności podczas awantury. – Udowodnienie winy oskarżonemu musi być całkowite, pewne i wolne od jakichkolwiek wątpliwości – podkreślała sędzia Beata Najjar. Wątpliwości usunąć się nie dało m.in. przez fatalnie zabezpieczony materiał dowodowy na miejscu zbrodni. Policjanci np. przez kilka tygodni, gdy mieszkanie było zaplombowane, nie znaleźli zakrwawionego noża, który leżał pod kanapą. Skorzystał na tym oskarżony.
A miesiąc po uniewinnieniu zabił babcię.


OSKARŻAM - cykl kryminalny Gazeta.pl Grafika: Marta Kondrusik
Idź do oryginalnego materiału