Nuklearna karuzela się kręci.

1 rok temu

Podczas wojny napoleońskiej w 1812 roku szable rosyjskich oficerów zdobił napis: “Nie wyciągaj bez potrzeby. Nie chowaj bez chwały!”.

To, czy Putin wyciągnął szablę bez potrzeby może być dyskusyjne, ale geopolityczna rzeczywistość jest taka, iż nie odłoży jej z powrotem bez chwały, bez względu na koszty. Putin, który odrodził Rosję i odbudował jej gospodarkę z ruin upadłego Związku Radzieckiego, nie może pozwolić by jego odyseja zakończyła się rozpadem kraju.

Po drugiej stronie tej ukraińskiej konfrontacji stoi prezydent Biden, który nie może sobie pozwolić na kolejne upokorzenie na miarę katastrofalnego odwrotu z Afganistanu. On również potrzebuje zwycięstwa, za wszelką cenę.

Jeśli historia jest tu jakimś przewodnikiem, słaba Rosja ze swoim ogromnym terytorium i obfitymi zasobami naturalnymi, stanie się ofiarą najeźdźców. Na Zachodzie Europejczycy, kierowani przymusem, chętnie dokonają odwetu za porażki i utratę terytoriów, niektórych utraconych przed wiekami, innych całkiem niedawno. Niemcy, Polska, Węgry, Rumunia i Finlandia nigdy nie zaakceptowały granic z okresu po II wojnie światowej.

Zachód nie jest jedynym zagrożeniem dla Rosji. Na wschodzie Japonia pragnie odzyskać Sachalin i Wyspy Kurylskie. A “zaprzysięgły przyjaciel” Rosji, Chiny, przewidują tam przestrzeń życiową dla 1,5 miliarda Chińczyków i przejęcie ogromnych zasobów naturalnych na rosyjskim Dalekim Wschodzie.

Imperatyw zwycięstwa nie nakłada żadnych ograniczeń na sposób prowadzenia wojny. Po 16 miesiącach działań wojennych, pomimo eskalacji zakresu i intensywności wojny, NATO i jego europejscy sojusznicy zachowują entuzjazm wojenny. Kierując się chęcią ekspansji, NATO widzi w tej chwili niewielkie ryzyko dotyczące kontynuowania walki. Tym razem Pakt ma układ wręcz idealny, gdyż zakontraktował on sobie ukraińską armię jako najemników. NATO kieruje i finansuje wojnę, zapewnia planowanie strategiczne i taktyczne, wywiad oraz dostarcza broń i materiały, podczas gdy to Ukraińcy walczą w polu. Dlatego też, w przeciwieństwie do poprzednich misji NATO, tysiące żołnierzy amerykańskich i innych nacji należących do NATO nie wraca do domu w metalowych trumnach.

Ameryka umiejętnie wykorzystała gorączkowe ambicje ukraińskich przywódców aby uczynić Ukrainę członkiem NATO, rzekomo w celu ochrony Ukrainy przed Rosją. Proszący wykazał się całkowitym brakiem rozsądku, nie zdając sobie sprawy, iż członkostwo w NATO i ochrona przed Rosją są celami wzajemnie się wykluczającymi. W rezultacie Ukraina znalazła się w osobliwej sytuacji: członkostwo w NATO nie nadchodzi, kraj jest niszczony, a dodatkowo, dopóki to Ukraińcy umierają, amerykańska i europejska opinia publiczna nie przejmuje się zbytnio tą wojną.

Na niedawnym spotkaniu G7, przywódcy tak zwanych zaawansowanych demokracji zobowiązali się do wspierania Ukrainy tak długo jak to będzie konieczne. Jak widać, przedłużanie konfliktu wydaje się być nową strategią NATO.

W swojej słynnej książce “Sztuka wojny” Sun Tzu stwierdził, iż “żaden kraj nie zyskał nigdy na przedłużającej się wojnie”. Ta mądrość może nie mieć zastosowania do obecnego konfliktu. W poprzednich wojnach światowych, zwycięzcą był ten kto miał przewagę materiałową i produkcyjną. Podczas II wojny światowej Amerykanie tracili średnio sześć czołgów Sherman na każdy stracony niemiecki czołg Tygrys. Ale w tym samym czasie amerykański przemysł produkował sześć czołgów Sherman szybciej niż Niemcy byli w stanie wyprodukować jednego Tygrysa. Amerykanie produkowali więcej bombowców niż Niemcy zestrzeliwali. To samo dotyczyło niemal każdego innego rodzaju sprzętu wojskowego.

Biorąc pod uwagę, iż łączny PKB państw NATO dwudziestokrotnie przewyższa PKB Rosjan, Rosja nie może na dłuższą metę wygrać wojny na wyniszczenie z Europą i Stanami Zjednoczonymi. Szaleństwo tej strategii polega jednak na tym, iż jeżeli założenia ekonomiczne okażą się słuszne, konfrontacja nuklearna stanie się niemal nieunikniona. Niedawna retoryka zdaje się sugerować, iż wojskowi planiści NATO akceptują taką możliwość. Akceptacja ta opiera się na wierze, iż Europa jest bezpieczna pod amerykańskim parasolem nuklearnym. Jakikolwiek atak na Europę pociągnąłby za sobą amerykański odwet nuklearny. Dlatego też, choćby jeżeli Rosjanie zdecydują się użyć broni jądrowej, rozmieszczą ją na Ukrainie.

W tym scenariuszu jest wiele myślenia życzeniowego. Po pierwsze, geografia uniemożliwia Rosjanom użycie broni jądrowej na Ukrainie, ponieważ znajduje się ona zbyt blisko Rosji i Białorusi aby kraje te mogły uniknąć zagrożenia ze strony promieniowania radioaktywnego.

Po drugie, zachodni przywódcy mogą zbytnio polegać na wiarygodności tak zwanej doktryny masowego odwetu, opracowanej w celu zapobieżenia inwazji konwencjonalnych sił radzieckich na Europę w czasach zimnej wojny. Obecny scenariusz jest zupełnie inny. Zagrożeniem nie są rosyjskie siły konwencjonalne, ale rosyjskie zdolności nuklearne pierwszego uderzenia. Nowoczesna broń jest tak kolosalnie niszczycielska, iż biorąc pod uwagę wysoką gęstość zaludnienia Europy, jedno uderzenie nuklearne mogłoby z łatwością zabić sto milionów ludzi i zamienić kontynent w pustynię. Kwestia polega na tym, czy Ameryka narazi się na ryzyko zniszczenia monumentalnych rozmiarów w imię już zdewastowanej Europy. Sednem problemu jest nieodłączna niepewność związana z gwarancją odwetu atomowego.

Kwestia ta została po raz pierwszy poruszona w styczniu 1967 roku podczas spotkania Henry’ego Kissingera z Konradem Adenauerem. Adenauer, wówczas pierwszy kanclerz Republiki Federalnej Niemiec i wysoko ceniony polityk, zapytał Kissingera: “Czy myślisz, iż przez cały czas wierzę iż będziesz nas bezwarunkowo chronić?”.

Ci, którzy są wystarczająco starzy, ale nie cierpią na amnezję historyczną, muszą pamiętać, iż w przeszłości Ameryka, pomimo retoryki, porzuciła Węgry, gdy Armia Czerwona spustoszyła Budapeszt w 1956 roku, porzuciła Niemcy, gdy Sowieci zbudowali mur berliński w 1961 roku i porzuciła Czechosłowację, gdy Armia Czerwona zaatakowała ten kraj w 1968 roku. We wszystkich tych przypadkach Ameryka stała biernie, przyglądając się rozwojowi wypadków, pełna buńczucznych zapowiedzi i nie podejmująca żadnych działań.

Choć może to zabrzmieć cynicznie, Ameryka działała w swoim narodowym interesie, gdy zdecydowała, iż kraje te nie są warte ryzyka nuklearnego zniszczenia. Co zmieniło się teraz? Kraje są te same, ale ryzyko pozostało większe. Dlaczego Europejczycy uważają, iż wynik byłby inny?

Prowadzi nas to do kolejnej istotnej kwestii poruszonej przez Adenauera: “Czy jacyś przywódcy są jeszcze w stanie prowadzić prawdziwą politykę dalekiego zasięgu? Czy prawdziwe przywództwo jest dziś jeszcze możliwe?”

Chociaż pytanie to zostało postawione około 60 lat temu, ma ono dziś ogromne znaczenie. Obecni przywódcy Zachodu nie są stworzeni na miarę Konrada Adenauera, Charlesa de Gaulle’a, Richarda Nixona, Ronalda Reagana, Winstona Churchilla, Margaret Thatcher czy Donalda Trumpa. Nie są wizjonerami; nie są choćby typami menedżerów. Niektórzy z nich są po prostu analfabetami jeżeli chodzi o historię i geografię. Nie potrafią ekstrapolować przyszłości na podstawie lekcji z przeszłości. Ich obsesja zepchnęła na bok ustanowione kiedyś zabezpieczenia, pozwalając na ciągłe podnoszenie poziomu konfliktu bez względu na interesy krajowe i przetrwanie narodów. Wepchnęli Europę w wojnę, która nie była ani konieczna, ani mądra.

Nikt nie zna granic rosyjskiej wytrzymałości, ale gdy Moskwa zacznie przegrywać wojnę, będzie zmuszona użyć broni jądrowej. Z drugiej strony, jeżeli to Ukraina zacznie przegrywać wojnę, niektórzy twardogłowi w Waszyngtonie już rozważają dostarczenie Ukrainie broni jądrowej jako środka odstraszającego. Tak czy inaczej, niekompetentni przywódcy po oby stronach oceanu popychają świat w kierunku bezprecedensowej katastrofy.

Alexander G. Markovsky (www.americanthinker.com)

tłumaczył MR

Idź do oryginalnego materiału