To oznacza, iż osoby, które w trakcie zgwałcenia doznały efektu zamrożenia, będą chronione jako pokrzywdzone i nie będzie im się z automatu odbierało wiarygodności. To nie ich reakcja będzie traktowana jako potwierdzenie krzywdy bądź jej braku. Ludzie różnie reagują na przemoc seksualną – jedni zamierają, inni doświadczają wyparcia lub dysocjacji. To nie oznacza, iż do przemocy nie doszło.
To zmiana anachronicznego prawa, które obowiązywało od 1932 roku. W Polsce wprawdzie definicja gwałtu oznaczająca stosunek bez zgody działała od 2015 roku, na mocy konwencji stambulskiej – ale Kodeks karny dotąd nie uwzględnił tej zmiany.
W końcu się udało, ale nie w stu procentach. Nie jest to dokładnie zapis, o jaki walczyły feministki. To jego okrojona i mniej precyzyjna forma, która wyszła z komisji po poprawkach. Nowa definicja z art. 197 Kk brzmi:
„Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub w inny sposób mimo braku jej zgody, podlega karze więzienia od lat 2 do 15”.
Wątpliwości
Zgwałcenie z art. 197 Kk przez cały czas pozostaje zaledwie występkiem, nie zbrodnią – grozi za nie minimum 2 lata więzienia. Postulowałyśmy 3 lata – to minimalna kara za dokonanie zbrodni. Podwyższony za to został górny wymiar kary – z 12 lat do 15. To ważna zmiana, chociaż w kontekście wyroków, które w większości wynoszą 2-3 lata, często w zawieszeniu – może dobrze wyglądać wyłącznie na papierze, a w rzeczywistości kilka zmieniać. Zobaczymy.
Sposób sformułowania nowej definicji także wzbudza niepokoje prawników o to, czy w istocie nastąpi zmiana w traktowaniu pokrzywdzonych. Trzeba to będzie monitorować, na co wskazują organizacje pomagające osobom po przemocy, np. Feminoteka.
Do tego art. 198 Kk wciąż zakłada najniższy wymiar kary 6 miesięcy więzienia – to oznacza, iż za wykorzystanie seksualne osób z niepełnosprawnością intelektualną, chorobą psychiczną czy odurzonych będzie mogło grozić tylko pół roku pozbawienia wolności. Osoby z niepełnosprawnościami intelektualnymi i mentalnymi oraz ich opiekunki mówią o dyskryminacji. To rażąco niski wymiar kary jak na rodzaj spustoszenia, jaki czyni wykorzystanie seksualne, zwłaszcza u osób z trudnościami psychicznymi czy intelektualnymi.
Masa dezinformacji
Wokół tej nowelizacji jeszcze przed głosowaniem pojawiło się mnóstwo fake newsów i dezinformacji kolportowanej przez polityków (zwłaszcza Konfederacji). Warto je sprostować:
1.
Zasada domniemania niewinności pozostaje bez zmian. To podstawa procesu karnego.
2.
Ciężar dowodu pozostaje bez zmian – przez cały czas spoczywa na prokuraturze. Nie ma tu ciężaru odwróconego dowodu i nigdy nie było takiego postulatu. Podejrzany/oskarżony nie musi udowadniać swojej niewinności. Pokrzywdzona nie udowadnia winy – robi to prokuratura. Tak samo jak było wcześniej i tak, jak w przypadku każdego przestępstwa ściganego z urzędu.
3.
Bez wystarczająco mocnych dowodów nie ma i nie będzie skazania. Taka sprawa kończy się umorzeniem na którymś z etapów. Tu raczej nikt nie oczekuje zmian – przez cały czas większość osób pokrzywdzonych nie znajdzie sprawiedliwości, a ich sprawcy pozostaną bezkarni i będą mogli krzywdzić kolejne osoby, bo przemoc seksualna rzadko pozostawia jednoznaczne ślady.
Ta nowelizacja nie rozwiązuje tego problemu – jest on znacznie głębszy i bardziej złożony, często związany z działaniami organów ścigania na pierwszym etapie sprawy, a nie samą definicją. Gdy materiały i dowody są źle zabezpieczane albo ignorowane, śledztwo prowadzone niedbale lub prawie wcale, a „eksperci” w roli biegłych mogą nie odświeżać swojej wiedzy od dziesiątek lat – sprawy kończą się tragedią dla pokrzywdzonych i brakiem odpowiedzialności dla sprawców.
4.
Nie potrzeba zgody notarialnej przed stosunkiem. Prokurator i sędzia dobrze wiedzą, iż relacje społeczne i stosunki seksualne nie realizowane są u notariusza – i na podstawie tej wiedzy, przesłuchań oraz dowodów podejmują decyzję. Na większość naszych aktywności nie mamy aktów notarialnych – a jednak jakoś funkcjonujemy w świecie. Za każdym razem, gdy ktoś zaprasza nas do domu, możemy zostać oskarżeni o naruszenie miru domowego. Czy to oznacza, iż przed każdym wejściem do kogoś zapraszamy notariusza, który poświadcza zgodę?
5.
W polskim Kodeksie karnym jest sporo przestępstw opartych o kategorię zgody i woli, np. art. 191a, czyli utrwalanie wizerunku nagiej osoby bez jej zgody. Pojęcie zgody w prawie karnym działa od lat i nie wywołuje kontrowersji. Czy widzieliście protesty przeciwko zapisowi o utrwalaniu wizerunku nagiej osoby bez jej zgody, bo opiera się na koncepcji zgody? Albo kradzieży – bo zakłada zabranie mienia bez zgody (§2: „kto to bez zgody osoby uprawnionej uzyskuje cudzy program komputerowy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej”)?
6.
Sytuacja „słowo przeciwko słowu” nie zmienia się w kontekście nowej definicji zgwałcenia – wcześniej także była możliwa w przypadku wielu przestępstw dokonywanych bez świadków i bez jednoznacznych dowodów (jak naruszenie miru, kradzież czy znęcanie się).
Gdy ktoś oskarża cię o kradzież, a tak naprawdę wręczył ci prezent – mamy sytuację „słowo przeciwko słowu”. Co więcej – jeżeli zachował dowód kupna i nie wręczył ci go z prezentem (a to byłoby niezbyt dobrze widziane i trochę niezręczne, więc raczej tego nie zrobił), to po jego stronie jest „dowód” na to, iż to jego własność. Tego typu sytuacje są badane przez prokuraturę i rozstrzygane przez sąd na podstawie analizy wszystkich okoliczności. Dotyczy to – znów – każdego przestępstwa. Ale tylko w sytuacji przestępstw seksualnych jest wykorzystywane jako argument przeciwko ofiarom.
Co dalej?
Czy ta zmiana sprawi, iż osoby pokrzywdzone już zawsze będą lepiej chronione, a sprawcy przemocy skuteczniej skazywani? Niestety, raczej nie. Może za to sprawić, iż osoba, która doświadczyła zamrożenia w trakcie zgwałcenia, nie zostanie odesłana z kwitkiem. Może sprawić, iż w trakcie przesłuchania to nie ona będzie czuła się jak oskarżona – a tak się działo, gdy była wypytywana, czy nie prowokowała i czy „odpowiednio” zareagowała, wyrywając się i krzycząc. Przez to absurdalne prawo, które z reakcji ofiary czyniło potwierdzenie bądź zaprzeczenie przemocy, możliwe były wyroki, w których gwałciciele jednej 14-latki nie zostali uznani za gwałcicieli, bo „nie krzyczała”, a drugiej – bo miała umalowane paznokcie i farbowane włosy. Oby dzięki tej nowelizacji takie patologie już nigdy nie miały miejsca.
Gdy to z reakcji pokrzywdzonej robiono wyznacznik zgwałcenia, całe obciążenie spadało na nią. A przecież problemem nie są czyny ofiary, tylko gwałciciela. To gwałciciel decyduje o gwałcie – reakcja następuje dopiero potem. Przestępstwem jest to, iż ktoś zgwałcił, a nie to, czy w oczach organów ścigania i sądu osoba skrzywdzona wystarczająco mocno się broniła.
Jak nowe prawo przełoży się na rzeczywistość? Zobaczymy. Zapisy zaczną obowiązywać za pół roku.