
Państwowa Służba Bezpieczeństwa (PST) poinformowała w piątek po południu (15 sierpnia) o ponownym cyberataku na norweskie systemy gromadzenia danych. Kontrwywiad łączy to włamanie z poprzednimi przypadkami, których miały dokonać osoby związane z Kremlem.
Ataku miała dokonać ta sama grupa, która w kwietniu tego roku na kilka godzin przejęła kontrolę nad funkcjonowaniem elektrowni wodnej Bremanger na zachodzie kraju. Tym razem akcja hakerów miała dotknąć podmiot we wschodniej Norwegii.
Norweskie służby: są ślady wskazujące na działalność ze strony Moskwy
Według PST udało się powstrzymać atak, nim poważne szkody zostały wyrządzone. Służby nie podały ani konkretnej daty, ani obiektu, który był przedmiotem zainteresowania hakerów, wskazując jednak, iż są ślady wskazujące na działalność ze strony Moskwy.
W komentarzu dla dziennika Aftenposten Axel Wilhelm Due z Krajowego Centrum ds. Cyberprzestępczości (Kripos NC3), podkreślił, iż norweskie społeczeństwo jest jednym z najbardziej zdigitalizowanych na świecie, stąd jest szczególnie narażone i wrażliwe na sabotaż teleinformatyczny. Zagrożenia dotyczą również rosnącej liczby przedsiębiorców wykorzystujących coraz bardziej zaawansowanych technologii komunikacyjnych. To tam według Due znajduje się najwięcej luk w zabezpieczeniach.
Firmy muszą bezwzględnie traktować tę kwestię poważnie i zadbać o to, aby ich systemy były zabezpieczone przed włamaniami i niepożądanym wpływem na ich procesy
– ocenił przedstawiciel policji.
Wiosną tego roku w corocznej ocenie bezpieczeństwa państwa norweskie służby specjalne wskazały, iż systemy informatyczne i obiekty infrastruktury krytycznej będą szczególnie narażone na ataki z zewnątrz. PST wskazała, iż odpowiedzialność za kwietniowy atak na zaporę wodną w Bremanger mieli ponosić hakerzy związani z Kremlem.