Nie pozwolono mi się uczyć — teraz jestem tylko sprzedawczynią

4 dni temu

Jestem Katarzyna Woźniak i mieszkam w małym mieście Płock, ukrytym wśród mazowieckich pól i lasów. Wszystko tutaj jest małe: ulice, domy, pensje, a przede wszystkim marzenia ludzi. Jakby zastygły w powietrzu, nie mając odwagi wyjść ponad szare dachy. Kiedyś także marzyłam o czymś większym — o życiu w dużym mieście, dobrej edukacji, ludziach, których rozmowy inspirowałyby mnie. Jednak moi rodzice, którzy powinni mnie wspierać, podcięli mi skrzydła i teraz jestem cieniem dziewczyny, którą mogłabym zostać.

Wszystko zaczęło się po szkole średniej. Pragnęłam wyjechać do Warszawy albo Krakowa, dostać się na uniwersytet, zanurzyć się w świecie wiedzy i możliwości. Ale mama i tata widzieli moją przyszłość inaczej. Zamiast zachęcić mnie do nauki, zdecydowali się zainwestować wszystkie pieniądze w zakup działek w sąsiedniej wsi i budowę ogromnego domu. Dlaczego? Do tej pory tego nie rozumiem. Jestem jedynaczką, było nas tylko troje, a ten dom stał jak niemy wyrzut moim marzeniom — pusty, zimny, niepotrzebny. Mówili: „To dla twojej przyszłości”, ale widziałam w tym tylko ich strach przed wypuszczeniem mnie w wielki świat.

Po zakończeniu szkoły zostałam w Płocku. Pracy tu prawie nie ma, więc zatrudniłam się jako sprzedawczyni w lokalnym sklepie spożywczym. Jak wiele dziewczyn w naszym miasteczku, gwałtownie wyszłam za mąż, za pierwszego spotkanego — za Jakuba — i urodziłam dwoje dzieci. Lata minęły niepostrzeżenie, a ja wciąż stoję za ladą, dzień za dniem, rok za rokiem. Każdy dzień podobny do poprzedniego: te same twarze, te same produkty, te same skargi klientów. Czasem, w rzadkich chwilach spokoju, patrzę przez okno i myślę: gdzie bym była, gdyby rodzice dali mi szansę? Może w głośnej stolicy z ciekawą pracą, gdzie mogłabym się rozwijać i oddychać pełną piersią? Może chodziłabym na wystawy, siedziała w przytulnych kawiarniach, otoczona ludźmi, których myśli otwierają nowe horyzonty?

Z Jakubem żyjemy w zgodzie, kłótnie są rzadkie. Pracuje jako kierowca, rozwożąc towar do sklepów. Wieczorami wracamy do domu, jemy kolację, a potem zaczynają się rozmowy — nudne, monotonne jak zdarta płyta. To o sąsiadach, to o miejscowych pijakach, którzy cały dzień kręcą się pod sklepem, to o jakichś głupotach. Potem włączamy telewizor i dzień cichnie. Latem wyjeżdżamy nad Bałtyk — dwa tygodnie wolności, jedyne, co przełamuje tę monotonną rutynę. Ale choćby tam czuję, iż życie przemyka obok, zostawiając mnie na poboczu.

Z biegiem lat coraz częściej pytam siebie: jaki jest sens? Nie widzę go w niekończących się zmianach za kasą, w tych szarych dniach, gdzie nic się nie zmienia. Moja dusza krzyczy z tęsknoty, ale wyjścia nie ma. Jedyną rzeczą, która mnie trzyma, są dzieci. Chcę, żeby mój syn i córka mieli inną przyszłość. Odkładam każdy grosz, staram się ich inspirować do nauki, do dalszej drogi. To trudne: są młodzi, zagubieni, czasem nie wiedzą, czego chcą. Ale jestem twarcie zdecydowana: nie będą powtarzać mojej drogi. Nie pozwolę im związać się zbyt wcześnie i utknąć w tym miasteczku, gdzie marzenia umierają, zanim się narodzą.

Moi rodzice wciąż mieszkają w tym ogromnym domu. Prawie się nie kontaktujemy — widujemy się na święta, z poczucia obowiązku, nie więcej. Nie wiem, czy rozumieją, iż ukradli mi szansę na inne życie. Nie chowam do nich żalu, dawno wybaczyłam, ale w głębi duszy wciąż boli. Chcieli jak najlepiej, ale pozbawili mnie prawa wyboru. Zasługiwałam choćby na próbę, choćby jednego kroku ku życiu, o którym marzyłam. A teraz jestem tylko sprzedawczynią, której dni płyną jak mętna rzeka, bez celu i nadziei.

Piszę to, by się wygadać, by wyrzucić z siebie ból, który narastał przez lata. I by powiedzieć młodym: rodzice nie zawsze wiedzą, co dla was najlepsze. Gonić za swoimi marzeniami, chwytajcie się ich rękami i zębami, cokolwiek by to nie kosztowało! Ja nie potrafiłam, ale wy jeszcze możecie. Nie pozwólcie, aby zakuto was w kajdany cudzych decyzji, jak to się stało ze mną. Moje życie to lekcja, gorzka i ciężka, i mam nadzieję, iż ktoś usłyszy mój głos z tej ciemności.

Idź do oryginalnego materiału