„Nie mogła opiekować się matką, ale na proces ze mną ma energię!”

3 dni temu

Kiedy byłam małą dziewczynką, moim całym światem była babcia. To ona mnie wychowała, uczyła życia, głaskała po kolanach, gdy się przewróciłam, i przytulała, gdy mama znów znikała w poszukiwaniu „swojego szczęścia”. Mama zawsze była w podróży — raz z jednym mężczyzną, raz z drugim, i dla mnie po prostu nie miała ani siły, ani ochoty. Pojawiała się jak gość: na dzień to dwa, z paroma słowami i obojętnym spojrzeniem, po czym znów znikała.

A babcia… Babcia była wszystkim. Była mi matką, przyjaciółką, opoką. Dawała mi wszystko — swój czas, duszę, ostatni grosz. choćby gdy dorosłam i wyjechałam na studia do Krakowa, babcia pozostawała moją najbliższą osobą. ale pech chciał, iż los się odwrócił — niedługo potem ciężko zachorowała i potrzebowała stałej opieki. Rzuciłam studia i wróciłam do domu. Pieniędzy brakowało, więc prosiłam o pomoc mamę. Ale za każdym razem słyszałam tylko jęki i skargi:

— Ledwo stoję na nogach… Mam nadciśnienie, serce, stawy… Nie masz pojęcia, jak mi ciężko. Może choćby dostanę grupę inwalidzką!

Słuchając tego dzień w dzień, traciłam rozum: po co to mówi, skoro nie zamierza pomóc? Babcia, widząc moją bezradność, pewnego wieczoru szepnęła:

— To sobie alibi na przyszłość buduje. Żeby potem nikt nie miał prawa zarzucić, iż nie opiekowała się matką. Bo widzisz, sama była „chora” i nie mogła.

I rzeczywiście, mama raz po raz podkreślała swoją „niemoc”, ale gdy tylko babcia przepisała na mnie mieszkanie we Wrocławiu, a kilka lat później odeszła — stało się coś dziwnego. Mama, nagle odzyskawszy siły i zapominając o wszystkich dolegliwościach, rzuciła się na sąd. Twierdziła, iż wykorzystałam stan babci, iż była „niepoczytalna”, więc testament i darowiznę trzeba unieważnić. I rozpoczęła się jatka! Dokumenty, pozwy, rozprawy… Nie rozumiałam nawet, jak daje radę to ciągnąć: jeszcze niedawno ledwo chodziła, a teraz godzinami lata po urzędach.

Z każdym dniem zdumiewałam się coraz bardziej: ile w niej nienawiści i chciwości. Gdzie były te siły, gdy babcia potrzebowała pomocy? Gdzie była ta energia, gdy ja, dwudziestoletnia dziewczyna, próbowałam samotnie zorganizować opiekę nad leżącą osobą, bez grosza i wsparcia? Wtedy tylko szlochała przez telefon i jęczała, jak jej źle. A teraz — rześka, aktywna, przebojowa. Już wszystkim naopowiadała, jak to jej biedną matkę okradziono z majątku, jak ją oszukano, zdradzono, pozbawiono dachu nad głową.

Tyle iż ani jednego dnia nie spędziła przy tej babci. Ani jednej nocy nie przesiedziała przy jej łóżku. Ani jednego leku nie kupiła. Wszystko spadło na mnie. Tylko ja wiedziałam, jak babcia cierpiała, jak zgrzytała zębami z bólu, jak traciła przytomność, jak prosiła w nocy o wodę. Tylko ja słyszałam jej ostatni oddech, trzymałam jej zimniejącą dłoń, płakałam przy jej wezgłowiu…

Gdy babcia przepisywała na mnie mieszkanie, spojrzała mi w oczy i powiedziała:

— Nie chcę, żeby twoja matka dostała cokolwiek. Byłaś przy mnie, tylko ty. To należy do ciebie. Zasłużyłaś.

Nie chcę zemsty. Nie pragnę wojny. Ale nie pozwolę, by ktoś — choćby moja własna zegtAle nie pozwolę, by ktoś — choćby moja własna matka — deptał wolę osoby, która dała mi wszystko.

Idź do oryginalnego materiału