Czy słyszeliście państwo o tym, iż nie można donosić, czyli być „sześćdziesioną”? Że nie można blokować dróg, bo ktoś na pewno pędzi do szpitala, a w ogóle to od tego jest policja; iż za mundurem trzeba stać murem i nie można obrażać funkcjonariuszy? Że Polska powinna być dumna ze swojej wielowiekowej wielokulturowości? Może o tym, iż wyzywanie ludzi od nierobów to klasizm? Wreszcie: iż życie jest najważniejsze, a Polacy w szczególności szanują kobiety i dzieci?
Cały ten manifest prawdziwego Polaka rozpływa się jak Quebo w piątek na Narodowym, gdy do gry wkraczają uchodźcy. Policja? Może i HWDP, ale na uchodźcę do pana policjanta donosić wręcz trzeba. Drogi można blokować i to nie tylko przyklejaniem się do asfaltu jak „terroryści” z Ostatniego Pokolenia, ale też całkiem aktywnie, posuwając się do wyciągania ludzi z samochodów. Można też wyzywać strażników granicznych i policjantów od nierobów, a uchodźców od pasożytów, sięgając przy tym po najbardziej zdegenerowany język klasistowskiej pogardy.
I wreszcie: tak, można wypychać kobiety i dzieci na bagna, jak tę ciężarną kobietę z Erytrei, która po kilkukrotnym wypchnięciu przez Polskę w końcu urodziła pod płotem granicznym. W końcu płód jest w tym wypadku nieważny, a cała wina spoczywa na nieodpowiedzialnej matce, prawda? Co każe domniemywać, iż gdy Polka chce zrobić aborcję, powinna iść do lasu na Białoruś.
Wobec uchodźców można już wszystko
W prawicowym uniwersum uchodźcy już dawno nie są ludźmi. Zdehumanizowano ich. Najpierw językiem, potem wyobraźnią, a teraz krok po kroku czynami w realu. Pierwotnym kryterium było zachowanie uchodźców – dopóki nie było „ekscesów” z ich strony, dopóty ich tolerowano. Z czasem zaczęto mówić o „nachodźcach ekonomicznych”, gdzie ofiarom wojny przysługiwało jeszcze prawo do azylu, za to emigranci ekonomiczni mieli już nie być wpuszczani. Potem wyparowało i współczucie dla ofiar, a najważniejsze stało się kryterium nie motywacji, a legalności.
Większość prawicy choćby nie wie, iż słynne „nielegalne przekroczenie granicy” jest zaledwie wykroczeniem (art. 49a kodeksu wykroczeń). Ale kryterium legalności też jest już powoli na wyczerpaniu. Teraz liczyć się zaczyna sam fakt bycia uchodźcą czy po prostu imigrantem, co z definicji ma wykluczać traktowanie kogoś w pełni jako człowieka i stosowanie wobec niego kategorii moralności, choćby tylko prawicowej.
Dzieje się tak w sytuacji, gdy imigranci ani nie popełniają masowo przestępstw, ani nie sprawiają w Polsce żadnych kłopotów. Owszem, siłą statystyki pojedyncze przestępstwa mogą się zdarzać, ale ani per capita, ani choćby medialnie nie ma mowy o większej liczbie przestępstw imigrantów w stosunku do Polaków. jeżeli już się pojawiają, to dotyczą na przykład gangów kaukaskich, które – jak to gangi – raczej nie przebijają się miesiącami przez granicę.
Nie przypadkiem więc niemal każde wideo prawicowców pokazuje nie tyle przykłady przemocy „czarnych inżynierów”, ile po prostu wycieńczonych imigrantów, głównie mężczyzn okupujących ławki albo skwery. Dla polskiej prawicy jednak ten widok jest przerażający. Już samo bycie imigrantem, a zwłaszcza uchodźcą, i to jeszcze czarnego koloru skóry, stało się powodem do poczucia zagrożenia.
Nikt nie popiera migracji „jak leci”
Dlaczego w Polsce po 1968 roku nie zniknął antysemityzm, skoro Żydzi wyjechali? Bo zostali antysemici. Ten popularny szmonces jak ulał pasuje do tego, co mamy dzisiaj z uchodźcami. Nie wadzą nikomu, nie przeszkadzają, zachowują się jak osoby przestraszone. Na jednym z filmików na Kanale Zero miejscowy Polak mówi, iż po wyrzuceniu przez Niemców podchodzą tylko z prośbą o podładowanie telefonów i potem się zaraz zabierają. Nie kradną, nie biją, nie gwałcą, a mimo to mają być śmiertelnym zagrożeniem.
Dzieje się tak dlatego, iż prawica wdrukowała w wyobraźnię Polaków obraz uchodźcy-gwałciciela czy mordercy, z Francji, Hiszpanii, Szwecji. Miliony wyświetleń i bombardowanie filmikami zrobiło swoje. Nic to, iż za przestępczość w imigranckich gettach odpowiadają ci urodzeni już we Francji, a główną determinantą jest bieda i wykluczenie, czego najlepszym dowodem są przedmieścia USA, gdzie przecież wielu białych – bynajmniej nie z Kanady – dosłownie składa się na ulicach od opiatów, a dzielnice wyglądają jak zombie landy.
Nie znaczy to oczywiście, iż nie ma problemów z imigracją, chociaż często przyczyny przemocy w środowiskach migranckich są zmanipulowane. Przykładowo w Szwecji odpowiadają za nią przede wszystkim wojny gangów – kiedyś polskich i jugosłowiańskich, a dzisiaj afrykańskich i bliskowschodnich. Brak asymilacji, strukturalny rasizm i gettoizacja sprawiają, iż poziom przestępczości wzrasta. Ale czy nie jest on wysoki w dzielnicy białych, rdzennych Europejczyków poddanych podobnym warunkom społecznym? Pamiętacie Gomorrę i słynne osiedla żaglowce Velle di Scampia, gdzie za dilerkę i strzelaniny odpowiadali głównie biali?
Nie znaczy to też, iż Polska ma przyjmować dosłownie każdego, jak leci. Nikt tak nie mówi, choćby partia Razem. Trzeba było wywiadu Zandberga u Stanowskiego, by ten ostatni zrobił szerokiego karpia, zdziwiony, iż lewica jest za przemyślaną polityka imigracyjną, a nie otwieraniem drzwi na oścież. Problem jednak w tym, iż histeria i odczłowieczanie uchodźców osiągnęły już taki poziom, iż sam ich widok sprawia, iż Polak trzęsie się jak osika.
Dyskretny dyskomfort polowania
Odczłowieczenie uchodźców, będące pierwszym krokiem do odczłowieczenia innych imigrantów, zwłaszcza tych o czarnym kolorze skóry, sprawia, iż – jak pisał Agamben – zostają oni wyjęci z normatywno-moralnego porządku danej społeczności i przestają być traktowani jako podmiot. A gdy przestajesz być podmiotem, stajesz się przedmiotem, który można na przykład przerzucać z jednej granicy na drugą. Albo przedmiotem polowania.
Niczym innym jak właśnie rekreacyjnym polowaniem na ludzi są osławione patrole obywatelskie; zabawą w myśliwych, w której zwierzyną są ludzie. Na rekreacyjność owej rozrywki wskazuje przyjemność, z jaką do „oczyszczania” garną się miejscowi kibole i inne miejscowe grupy sebixów. Takie polowanie dostarcza adrenaliny większej niż polowanie na zwierzęta, a dodatkową stymulację zapewnia dopamina pochwał w necie. Brawo, obrońco Polski, szacunek, panowie! Lanie się po mordach w lesie daje co prawda jeszcze więcej adrenaliny, ale sława jednak mniejsza, niewykraczająca poza hermetyczną grupę.
Tymczasem polując na uchodźców, można zbierać tysiące lajków i wreszcie zrozumieć, co to sława. Idąc ramie w ramię z towarzyszem w skarpetach stópkach, z kołczanem prawilności i tatuażem wilka czy krzyża, łatwo nie tylko budować pewność siebie wynikającą z siły grupy, ale poczuć się wreszcie jak ów rycerz wyklęty, który ma bronić ojczyzny. Nie da się jej bronić w robocie u szefostwa, które pomiata wyklętym, nie da w domu, gdzie mamusia czy tatuś, żona czy teściowa ustawiają do pionu. A tu się da, pod tym krzyżem i pod tym znakiem jest się nie tylko wolnym, ale wreszcie do czegoś temu kapitalistycznemu państwu potrzebnym.
Tym bardziej iż ryzyko czy choćby dyskomfort polowania są raczej niewielkie. Ci rzekomo straszni przemocowcy, mordercy i gwałciciele, których wypychają Niemcy, nikomu przecież nie oddadzą. Gdyby ryzyko odwetu było duże, prawicowi rycerze na granicę by się przecież nie pchali. Dość rzec, iż elektorat Konfederacji bynajmniej nie chce powszechnego poboru do wojska, a wojny boi się nie mniej niż reszta, a może choćby bardziej. Na Ukrainę, gdzie trwa prawdziwa „wojna z Ruskimi”, czciciele pamięci o zbrodni w Katyniu jakoś się nie wybierają.
Polowanie na ludzi jest o tyle bezpieczniejsze, iż nie ma zwierząt, które mogą zaatakować i nie ma pijanych myśliwych, którzy patrolującego prawilniaka mogą pomylić z dzikiem. Nie trzeba wstawać rano ani czaić się na zdobycz godzinami bez ruchu. Wystarczy wpaść po robocie, wypić browar, powyzywać, pokrzyczeć – i kto wie, może znajdzie się człowieka. A wtedy dalej go w dyby, do siatki i na instagrama po lajki. Okrzyki uznania dodatkowo złagodzą ewentualne wyrzuty sumienia, iż polowanie na ludzi niczym łowcy niewolników to jednak może nie do końca wypada.
Ale w końcu kto powiedział, iż to ludzie? To pasożyty, to zagrożenie, to trzeba tępić, w imię Boga, w imię honoru i przede wszystkim w imię Ojczyzny.