Mroczna tajemnica zbrodni w Czernikach. „To jest szatan w ludzkim ciele”

news.5v.pl 2 miesięcy temu
  • Mieszkańcy kaszubskiej wsi Czerniki opowiadają Onetowi o rodzinie G. Mówią o tym, iż wszyscy wiedzieli, co działo się w ich domu, a niepokojące sytuacje zgłaszali, choć nie mieli dowodów
  • — Sama byłam w ośrodku pomocy społecznej i zgłaszałam, iż jest coś niepokojącego, ale zostałam olana, choćby mi pogrożono, żebym konsekwencji jakichś za to nie poniosła — wyjawia jedna z sąsiadek
  • Przypominamy archiwalny materiał Onetu przygotowany dwa dni po odkryciu makabrycznej zbrodni
  • Więcej ważnych artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Wieś Czerniki na Pomorzu w pow. kościerskim, w gminie Stara Kiszewa w dwa dni po makabrycznym odkryciu ciał noworodków niemal opustoszała. Mieszkańcy pochowali się w swoich domach. Wokół posesji już tylko od tyłu domu otoczonej policyjną taśmą kręcą się dwie ekipy telewizyjne.

Za to ruch samochodów jest wzmożony. Przez trzy godziny przejeżdża przez wieś kilkadziesiąt samochodów z rejestracjami ościennych i dalszych powiatów. Kierowcy na widok biało-niebieskiej taśmy zwalniają i razem z pasażerami, z wykręconymi głowami obserwują podwórko. Zawracają na polnej drodze lub kawałek dalej przy świetlicy z żółtą elewacją tuż na końcu wsi.

W Czernikach mieszka około 180 osób. Raz dziennie, po szóstej rano, odjeżdża stąd PKS do Kościerzyny i wraca po szesnastej. Najbliższy sklep czy kościół są 5 km dalej w Starej Kiszewie.

Dom grozy

Od strony ulicy podwórko odgradza przerywana niewysoka zielona siatka. Bramy brak. Obejście jest uporządkowane i w miarę zadbane. W pomalowanych starych oponach rosną kwiatki. Najwięcej jest krzaków piwonii. Na tyłach widać resztki warzywniaka i krzaki. Na sznurku suszą się jeszcze ręczniki.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Budynek gospodarczy

Naprzeciwko domu stoi budynek gospodarczy z czerwonej cegły z rozebranym dachem, przykryty papą, na której rosną chwasty. We wnętrzu rupieciarnia. Stara pralka, narzędzia, puszki po konserwach, wiadra po farbie, kosiarka czy rowery.

Dom połatany jest różnokolorowymi cegłami, jakby część z nich była zdemontowana z budynku obok i wmurowana w jego szczyty. Ściany ma niechlujnie łatane betonem i gipsem. Okna wymienione na białe plastiki. Drzwi jednoskrzydłowe brązowe, też jakby nowe. Teraz zaplombowane policyjnymi taśmami z napisem „nie zrywać”. Nad wejściem przybita dwiema listewkami firanka chroniąca od much.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Drzwi wejściowe do domu rodziny G.

Dwa nieduże okna do piwnicy są zastawione kawałkiem blachy i tektury, przyciśnięte cegłówkami i kawałkami pustaków. W piątek po godz. 13 na posesji Piotra G. w Czernikach stanęły policyjne namioty. Policjanci przez dwa dni przekopują piwnicę i przeszukują dom. Śledczy szukają szczątków ciał z użyciem skanera 3D. Na posesji węszą psy tropiące. Wkopują się na ok. pół metra i wybierają z niej ziemię, którą przerzucają na hałdę za budynkiem gospodarczym.

Pierwsze szczątki ujawniają po południu, drugie — późnym wieczorem. Trzecie zwłoki — w sobotę przed południem. Szczątki noworodków są schowane w workach i zakopane w piwnicy domu, na klepisku.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Ziemia wydobyta z piwnicy domu

Przed domem stoją dwa wypalone znicze. Ktoś postawił je ku pamięci. Jedno z dzieci urodziło się trzy tygodnie temu.

Za śmierć trojga noworodków odpowiedzą 54-letni Piotr G. i jego 20-letnia córka Paulina. Mężczyzna usłyszał pięć zarzutów: trzech zabójstw i podwójnego kazirodztwa. Kobieta dwóch zabójstw i kazirodztwa. Piotr G. miał współżyć z dwiema córkami, także ze starszą Natalią, która uciekła z domu.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Znicze przed domem, w którym ujawniono szczątki ciał noworodków

Szczęść Boże

Najbliższy sąsiad z naprzeciwka, który przemyka przez podwórko, nie chce już rozmawiać o tym, co działo się kilka metrów za jego płotem. Stanowczo prosi o opuszczenie jego posesji. Po naleganiach rzuca: — Nie wiem, nie jestem w temacie — i zamyka bramę przed nosem. — Z Bogiem, na razie — ucina. — Dziękuję, do widzenia! — po czym mężczyzna w czarnym podkoszulku i gumiakach znika we wnętrzu budynku.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Chłopak, który przejeżdża przez wieś na rowerze, mieszka w wiosce obok. O tragedii w Czernikach wie z internetu. Twierdzi, iż nie zna rodziny i nic wcześniej o niej nie słyszał, choćby od sąsiadów. — Nie wiem, nie obchodzi mnie to — i gwałtownie odjeżdża.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki

Na skrzyżowaniu tuż przed domem, gdzie jeszcze w sobotę roiło się od śledczych w białych kombinezonach, od policjantów, dziennikarzy i gapiów, stoi przydrożny krzyż, przyzdobiony kolorowymi wstążkami. W pełnym słońcu wieś wydaje się sielankowa i spokojna. Nic nie wskazuje na to, iż przez wiele lat skrywała w sobie mroczne tajemnice.

Piotr G. Ojciec i dziadek

Kolejni mieszkańcy Czernik również niechętnie się wypowiadają o sprawie. Na początku twierdzą, iż nie są sąsiadami, iż nie znają. — Tam zawsze było zamknięte, ciemno i cicho było. Ja nie słyszałam krzyków. On mówił „cześć” czy „dzień dobry” — słyszę od niskiej dojrzałej kobiety. — Każdy był w szoku i nikt nie wierzy, iż takie coś się zdarzyło. Dodaje, iż nie widywała 20-letniej Pauliny, a żona Piotra — Hania — nie żyje od 15 lat. Znała ją, bo przychodziła na kawę do żony brata i skarżyła się na męża.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Okno do piwnicy, gdzie technicy wykopali trzy ciała noworodków

Po kilkunastu minutach rozmowy sąsiedzi są coraz śmielsi i kaszubskim akcentem zdradzają, co wiedzą o rodzinie G. Wspominają, iż przeprowadziła się tu ok. 25 lat temu z Gdańska, z dzielnicy Stogi. Piotr i Hanna mieli 12 dzieci: cztery córki i ośmiu synów. Hanna zmarła, bo nadużywała alkoholu. — Wytrzymać już nie mogła. Mojej córce kiedyś się zwierzała, iż do jej starszej córki Natalii to on już wtedy do łóżka wchodził — jedna z sąsiadek mówi, iż Piotr odbierał wcześniej porody swojej żony. — Hanię też wyzywał, ciągle była pobita, miała sine ręce, poobijaną twarz, ale ona nigdy nie zgłaszała tego. Wina na spirytusie jej kupował, aż wątroba wysiadła — dodaje.

Sąsiedzi mówią, iż opieka społeczna i policja często przyjeżdżały do domu G., a Piotr ma kuratora i bogatą kartotekę kryminalną.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Szczyt domu od ulicy

Piotr nie pił alkoholu, odkąd przeniósł się do Czernik, wcześniej w Gdańsku miał „chlać”, ale według sąsiadów, najpewniej się zaszył. Palił. Nigdzie nie pracował, nawet, jak dzieci były małe. — Obiady tylko gotował. Sobie schaboszczaka, a Hania dzieciom tylko makarony i kaszę mogła dawać — wspomina kolejna sąsiadka.

Panie zgodnie przyznają, iż Piotr był inteligentny, przystojny i zadbany. Zawsze czysty i wyperfumowany. Chodził wystrojony i w ciemnych okularach. — On wyglądał jak dyrektorek, niejedna kobieta za nim się odwracała — mówi dalsza sąsiadka.

— Łysa głowa, ale nie ma twarzy psychopaty, taki normalny facet. To on odbierał wszystkie porody. Nie był żadnym ginekologiem, był nierobem — mówi koleżanka z pracy Pauliny.

Martyna Bielska / Onet

Taśma policyjna na tyłach domu w Czernikach

Damian. Syn i brat

W ostatnim czasie Piotr mieszkał tylko z dwojgiem dzieci: 20-letnią Pauliną i 24-letnim Damianem. — Od lipca jeździł do ośrodka w Konarzynach, miał tam rehabilitację i zajęcia — kobieta, która też jeździła, mówi, iż chłopak nie był w pełni sprawny intelektualnie, a wcześniej chodził do specjalnej szkoły. — Powiedział mi, iż tata go bije, wyrzuca go z domu, wyzywa od różnych. W ostatni piątek powiedział, iż coś złego się dzieje, słowo na „r”…, iż ruch****, jak Boga kocham — kobieta bije się w pierś i dodaje, iż Damian w dniu zatrzymania ojca i siostry nie jadł obiadu, nie chciał choćby herbaty. Ona wróciła do domu busem, który odwoził podopiecznych z domu samopomocy. Damiana wcześniej zabrała opieka społeczna i opiekunki.

To, iż Damian przesiadywał na studzienkach kanalizacyjnych czy spał na ławkach za świetlicą potwierdzają też kolejne osoby we wsi. Wysoki i szczupły. Mówić zaczął w wieku siedmiu lat.

Martyna Bielska / Onet

Pusty dom w Czernikach

— Raz stary wyleciał i do kierowcy mówi, iż Damian musi brać te tabletki, bo mu odpier****. A on był spokojny chłopiec, pytał, pomagał, tylko ojciec na niego takie głupoty gadał. Damian wiedział, co się dzieje, ale zakazali mu gadać, a Paulina to wredna małpa jest — mówi jedna z sąsiadek.

— Tam światło nigdy się nie paliło, okna wszystkie były szczelnie zasłonięte, chałupa zamknięta choćby w ciągu dnia — wtóruje jej druga.

Prokuratura nie wie, co teraz dzieje się z Damianem. Mieszkańcy Czernik mówią, iż ludzie z opieki społecznej go wywieźli, ale nie wiedzą gdzie.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Korytarz piwnicy

Paulina G. Córka i matka

— Przejeżdżałeś rowerem, to krzyczała: „co się kur** lampisz” czy „zamknij mordę”. I to do starszych osób — mówi syn jednej z kobiet i kolega Damiana.

20-latka uczyła się w wieczorowej szkole zawodowej w Starej Kiszewie. Jedna z pracownic cukierni w tej miejscowości, gdzie Paulina od trzech lat pracowała w ramach praktyk, mówi, iż była normalną dziewczyną, wesołą i uśmiechniętą, rozmawiała ze wszystkimi normalnie i nic w jej zachowaniu nie wskazywało, iż ma problemy.

— Podejrzewaliśmy, iż jest w ciąży. To jedna z osób z cukierni kilka dni temu zgłosiła sprawę. Widziała zmiany, iż wcześniej Paulina była przy sobie, szersze rzeczy ubierała. Potem wróciła po urlopie i nagle była chudzinka. To coś nie grało — ekspedientka zauważa, iż kobieta nie przyznała się do ciąży. — Mówiła, iż ma torbiel i się leczy. Na ojca nic by nie powiedziała, bo to był jej idol — kobieta dywaguje, iż ojciec od małego miał wpływ na psychikę córki.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Piwnica, w której służby ujawniły szczątki trojga noworodków

W okolicy mówi się też, iż do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku ktoś złożył anonimowe zawiadomienie i to miało zaważyć na zdecydowanych działaniach śledczych. Ekspedientka z cukierni twierdzi, iż mieszkańcy wiedzieli i ok. 10 lat temu zgłaszali nieprawidłowości opiece społecznej i policji, ale te instytucje „nic nie robiły”.

Ojciec miał golić włosy Paulinie, bo był o nią zazdrosny — tak mówią sąsiedzi i koleżanka z pracy. Bez włosów w jego mniemaniu mniej podobała się innym mężczyznom.

Sąsiedzi przypuszczają też, iż nowo narodzone dzieci były duszone. — Myślę, iż oni razem to robili. Ona w tego ojca była wpatrzona jak w Boga — mówi starsza kobieta.

Paulina ukrywała brzuch, nosiła szerokie ubrania, a w ostatnich tygodniach nie wychodziła z domu.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Plomby policyjne

Wszyscy wiedzieli

— Tragedia i tyle — wzrusza ramionami kobieta, która podjeżdża właśnie rowerem. Mieszka kawałek za Czernikami. Jako do odpowiedzialnych za te tragedie kobieta odsyła do władz lokalnych i opieki społecznej. — Każdy wiedział! Tu książkę można napisać o tej rodzinie.

Cztery sąsiadki zastanawiają się, jak to możliwe, iż nikt z dzieci Piotra G. nie wyłamał się wcześniej i nie powiedział, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich domu. Dwie z córek uciekły. Synowie też się rozjechali. Najmłodszy, 19-letni, już pracował, a jak mówią ludzie z Czernik — ojciec chciał mu zabierać wszystkie pieniądze, więc też uciekł. Wtedy zamieszkał z Natalią i jej rodziną w innej wsi.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Jeden z zawracających w wiosce samochodów

Kolejna, młoda sąsiadka najpierw niechętnie, ale wreszcie wspomina, iż zanim służby w piątkowe popołudnie weszły do domu G., policjanci wcześniej w nieoznakowanych samochodach przepytywali sąsiadów o ciążę i dziecko z domu obok. — Wcześniej były zgłoszenia, ludzie podejrzewali, ale nie mieli dowodów. My nie możemy wejść do niego do domu. Nie spoufalał się, było „dzień dobry”, kilka słów o pogodzie i do widzenia — kobieta mówi, iż służby krążyły tu dwa-trzy tygodnie wcześniej i zbierały dowody.

Co jakiś czas sąsiedzi widywali dzielnicowego, policję czy pracowników opieki społecznej ze Starej Kiszewy w domu rodziny G.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Hałda ziemi wydobytej z piwnicy domu

— Sama byłam w ośrodku pomocy społecznej i zgłaszałam, iż jest coś niepokojącego, ale zostałam olana, choćby mi pogrożono, żebym konsekwencji jakichś za to nie poniosła — wyjawia jedna z sąsiadek. Mówi, iż postura Piotra G. wzbudzała w niej strach. — Paulina od dziecka była jego ofiarą. Miała wpojone, iż spanie z ojcem jest normalne — przyznaje młoda kobieta.

„Szatan w ludzkim ciele”

Syn jednej z bliższych sąsiadek wspomina, iż kiedy przechodził w godzinach poobiednich chodnikiem obok domu rodziny G., docierały do niego odgłosy przez uchylone prawe okno. — Słyszałem, jak uprawiali seks. Ona jęczała i krzyczała, on przeklinał. Wtedy Damiana wyrzucali z domu i siedział na krzesełku przy schodach obok kojca psa — opowiada jego kolega. W jego odczuciu Paulina godziła się na to. Nie zgłaszał, bo nie chciał się wtrącać.

Martyna Bielska / Onet

Okno piwniczne od szczytu domu w Czernikach

Na podwórku żyły dwa psy. Mały w prowizorycznym kojcu z budą, duży bernardyn na łańcuchu przy budynku gospodarczym. Były zagłodzone, zaniedbane. Psy wywieźli pracownicy schroniska.

Matka chłopaka wspomina jeszcze jedną sytuację sprzed trzech tygodni. — Byliśmy na wycieczce z ośrodka. Damian nie miał ani kanapki, ani wody. Mówił, iż tata mu nie dał. Ludzie kupili mu dwie bułki i wodę. Ojciec na wyjazd dał mu 3 zł, a jego rentę brał, bo z czego niby żył — kobieta oburza się, iż Piotr z Pauliną robili sobie jedzenie, a Damian nie miał choćby kawałka chleba na śniadanie.

Martyna Bielska / Onet

Czerniki. Kojec mniejszego psa obok domu

— To nie jest człowiek, to jest szatan w ludzkim ciele — powtarza kobieta na rowerze. — Hania nie miała nic do powiedzenia. Opieka ich miała na oku i nic nie zrobili, to co tu ludzie mają mówić? Wiedzieli, co się dzieje — oburza się.

CZYTAJ WIĘCEJ: Makabryczna zbrodnia w Czernikach. Piotr G. usłyszał nowe zarzuty

Idź do oryginalnego materiału