Wpisy dotyczące sędziego Waldemara Żurka pojawiały się na platformie Twitter za pośrednictwem konta „Mała Emi”, za którym stała właśnie Emilia Sz. W sierpniu 2024 r. kobieta usłyszała prokuratorskie zarzuty. Dotyczyły one pomówienia i znieważenia sędziego z Krakowa, który krytykował zmiany w wymiarze sprawiedliwości dokonane za czasów Zjednoczonej Prawicy. W środę w tej sprawie zapadł wyrok.
Pierwszy wyrok w tzw. aferze hejterskiej
Tuż po ogłoszeniu wyroku sędzia Żurek powiedział mediom, iż jest zadowolony z zakończenia procesu, ale nie czuje satysfakcji.
– Nie mam satysfakcji, iż sygnalistka dzisiaj została nieprawomocnie skazana, chciałbym, żeby jak najszybciej można było postawić zarzuty osobom, które były moim zdaniem organizatorami całej tej afery (hejterskiej – red.), a przez cały czas są bezkarne – przekazał.
ZOBACZ: Donald Tusk odpowiada Andrzejowi Dudzie. „Proszę się do tego przyzwyczaić”
Zdaniem sędziego całkowite i ostateczne rozliczenia w sprawie wciąż utrudniają sędziowie powołani po 2017 r., zasiadający w Sądzie Najwyższym i odmawiający uchylenia immunitetów sędziom przewijającym się w kontekście tzw. afery hejterskiej.
Z kolei pełnomocniczka pokrzywdzonego, mec. Justyna Borucka, nadmieniła, iż wyrok jest symbolicznym zamknięciem sprawy i wskazała, iż nie chodzi o „wygraną” i „wymierzenie konkretnej kary”, ale pokazanie społeczeństwu zasad i wartości oraz braku tolerancji wobec pewnych zachowań.
Grzywna za wpisy w sieci
Śledczy formułujący akt oskarżenia domagali się przed sądem kary 6 tys. zł grzywny i poniesienia kosztów sądowych, podobnie jak pełnomocniczka sędziego Waldemara Żurka. On sam, będący oskarżycielem posiłkowym, poprosił o „sprawiedliwy wyrok”, zaś obrońca Emilii Sz. chciał uniewinnienia kobiety, przypominając, iż nie przyznała się ona do zarzucanych jej czynów.
Orzekający w sprawie sędzia Piotr Sajdera uzasadniał wyrok nie rozstrzygając szerszych wątków związanych z aferą hejterską, na które wskazywał sędzia Żurek, ale tylko odnosząc się do działania Emilii Sz. opisanego w akcie oskarżenia. Nie zgodził się jednak ze stanowiskiem obrony, iż sprawa uległa przedawnieniu.
Zgodnie z ustaleniami sądu, oskarżona za pośrednictwem byłego męża, byłego sędziego Tomasza Szmydta, poznała niektórych członków założonej na WhatsAppie grupy sędziów, z których część była zaangażowana w kompromitowanie osób negatywnie odnoszących się do zmian w sądownictwie.
Sędzia przywołał m.in. cytat Tomasza Szmydta, który promując aktywność Emilii Sz., określił ją „bezinteresowną propaństwową działalnością dziewczyny z granatem w ręce, która robi dla naszej sprawy więcej niż ministerialne służby informacyjne”.
Emilia Sz. z wyrokiem. Obrona nie wyklucza apelacji
Jako dowody obciążające Emilię Sz. wskazano zabezpieczoną korespondencję i komunikaty umieszczane na Twitterze, zeznania świadków oraz reportaż, w którym oskarżona opowiedziała o procederze i przeprosiła sędziego Waldemara Żurka.
Natomiast obrońca Emilii Sz. podnosił, iż postępowanie skupiło się na sprawie afery hejterskiej, ale nie rozstrzygnęło wystarczająco tego, co było jego głównym tematem. Wskazywał też, iż kontem mogły posługiwać się również inne osoby, w tym mąż oskarżonej.
Prawnik zapowiedział, iż nie wyklucza zaskarżenia środowego wyroku, twierdząc, iż dowody nie są wystarczająco wiarygodne.
ZOBACZ: Nieprawidłowości przy zakupie systemu Hermes. NIK składa zawiadomienie do prokuratury
Emilia Sz. była żoną Tomasza Szmydta, byłego sędziego również podejrzewanego w aferze hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości, który w maju 2024 r. poprosił o azyl na Białorusi. Kobieta ujawniła w mediach, iż posługując się nickiem „Mała Emi”, miała atakować w internecie sędziów przeciwnych reformom wymiaru sprawiedliwości wprowadzanym przez Zbigniewa Ziobrę.
Krakowski sędzia, który stał się celem tych ataków, od 2010 r. przez dwie kadencje był członkiem Krajowej Rady Sądownictwa, a do 2018 r. pełnił funkcję rzecznika prasowego KRS.
