- Rany boskie, to mnie oszukali - mówi 77-latka do policjantów z katowickiej prewencji. Chwilę wcześniej wrzuciła do śmietnika 50 tysięcy złotych. Gdyby zebrać wszystkie historie oszukanych osób tylko z ostatniego roku, to straty sięgałyby setek milionów złotych. W Polsat News Ujawnia rozmawiamy z oszukanymi oraz tymi, którzy oszukiwali i pokazujemy, jak to działa.
Metoda "na wnuczka" to tylko początek. Nagrania oszustów w Polsat News Ujawnia

Metoda "na wnuczka" to tylko początek z długiej listy oszustw. Tylko w zeszłym roku policjanci odnotowali 10 tysięcy wyłudzeń różnymi metodami. To 20 procent więcej niż rok wcześniej.
Auto reportażu Jacek Smaruj rozmawiał z kobietą, która odsiaduje wyrok. Oszukiwała seniorów, była tzw. odbierakiem. To ona w całej zorganizowanej grupie była łącznikiem między starszymi osobami, a organizatorami przestępczego procederu.
- Oj, stało się coś strasznego. Oszukiwałam ludzi, wyłudzałam pieniądze. Uczestniczyłam w przestępstwie na wyłudzenie "na policjanta" - mówi reporterowi Polsat News.
Opowiada, iż dostała propozycję "odbierania pieniędzy". - choćby nie wiedziałam w ogóle na czym to polega, więc zgodziłam się - mówi. Pierwszy raz pojechała do Katowic. Przez telefon mężczyzna przekazał jej konkretny adres, pod którym miała obserwować, w którym miejscu wskazany człowiek wyrzuci pieniądze, a następnie wrócić z nimi do domu.
ZOBACZ: "Dożywocie". Polsat News Ujawnia nowe nagrania z więzienia w Czarnem
Wcześniej do starszych osób dzwonił ktoś podający się za pracownika poczty. Wymyślał historię i prosił o przekazanie numeru komórkowego, na który ponownie dzwonił po jakimś czasie. - Pytali, czy mają jakieś oszczędności, czy w domu, czy w banku. Przekonywali, iż trzeba wypłacić te pieniądze, bo są fałszywe i będą szły do ekspertyzy, żeby je oddać. Wtedy szłam ja i te pieniądze odbierałam - tłumaczy.
Najbardziej zapamiętała wizytę w Siedlcach, gdzie po raz pierwszy musiała wejść do czyjegoś mieszkania. - Ciężko mi się o tym mówi, ta kobieta tak strasznie płakała. Powiedziałam jej, iż jestem z polecenia prokuratora - opowiada.
Ludzie zostawali pieniądze oszustom w różnych miejscach - zrzucali z balkonu, w koszach na śmieci, pod samochodem. - Wymagali, żebym codziennie jeździła odbierać te pieniądze, bo dla nich to była praca. Ja mówiłam: dobra, jeszcze raz, jeszcze raz i z tym skończę. I jeździłam tak może raz na tydzień, odbierałam pieniądze, dostawałam, co miałam dostać i za jakiś czas znowu, jak mi się pieniądze skończyły, to znowu jechałam. Łatwy pieniądz - wspomina. Z każdego odbioru dostawała 10 procent. Podkreśla, iż nigdy nie widziała ludzi, którzy przekazywali jej instrukcje. Każdy telefon, to było inne miasto i inny mężczyzna.
Historia Katarzyny. 100 tys. zł przelane oszustom
Nie wszyscy ponoszą konsekwencje swoich czynów. Ofiary wielokrotnie nie doczekały się sprawiedliwości.
Katarzyna jest fotografką. Opowiedziała nam swoją historię, której konsekwencje ponosi do dziś.
- Odebrałam telefon. Mężczyzna powiedział, iż w banku jest osoba zamieszana w jakieś machlojki, świeci im się na czerwono i oni to kontrolują. Udzieliła komuś kredytu na moje nazwisko, ale żeby to odwinąć, to muszę pójść do banku i "wyzerować" swoją zdolność kredytową, biorąc największy możliwy na dowód kredyt - opowiada Katarzyna Siwka-Kwapis.
Oszust powiedział też, iż skontaktuje się z policją, a do Katarzyny zadzwoni funkcjonariusz. - Faktycznie zadzwonił do mnie numer, który sprawdziliśmy na telefonie męża i pokazała się komenda policji w Łodzi - mówi kobieta.
ZOBACZ: Chiński botoks i bezwartościowe certyfikaty. Ciemna strona branży beauty
- "Policjant" wytłumaczył mi o co chodzi, iż szukają skorumpowanych pracowników banku. Zrozumieliśmy z mężem, iż ktoś będzie na nas czekał przed bankiem, żeby dać nam jakiś podsłuch. "Pan z banku" dalej nas prowadził, mówił, żeby się nie rozłączać, pytał za ile będę. Kiedy dojechałam do banku, usiadłam w okienku przed panią, której nazwisko dostałam od nich - opowiada.
Jak podkreśliła, "siedząc przed nią nie myślałam o braniu kredytu, tylko dlaczego ona to robi, dlaczego oszukuje ludzi". - Wiedziałam, iż ja przecież zaraz oddam ten kredyt, nie będę go miała choćby jednego dnia - tłumaczy Katarzyna. Pracownica banku nie miała nic wspólnego z oszustwem. Po prostu pomogła wziąć kredyt.
Cała akcja w banku trwała ok. 10 minut. Katarzyna wzięła kredyt na 124 tys. zł.
Otrzeźwienie przyszło za późno. 200 tys. zł do spłaty
- Dalej miał nastąpić zwrot. Kazali mi jechać do banku w Łodzi, bo banki w Pabianicach były już zamknięte - relacjonuje. Mężczyzna cały czas dopytywał, czy już jedzie i za ile będzie na miejscu. - To był moment, kiedy mogłabym się ocknąć, ale była presja czasu. To, iż faktycznie zdążyłam w to wszystko uwierzyć - dodaje. Po przyjeździe do kolejnego banku, Katarzyna przelała oszustom 100 tys. zł.
Przyjechałam do domu i powiedziałam do męża: "chyba mnie oszukali". Jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody, przebił bańkę mydlaną. Wszystko stało się nagle jasne i oczywiste. Jak w bajkach, jakieś czary, hipnoza - wspomina.
W poniedziałek oszuści odezwali się kolejny raz po kolejną transzę pieniędzy. Katarzyna nagrała rozmowy.
ZOBACZ: Otrzymałeś wiadomość od ZUS? To może być oszustwo
Kontaktujący się mężczyzna przedstawiał się jako podinspektor z łódzkiej policji. - Dobrze, jeszcze raz panią poinformuję, iż pani wizyta będzie monitorowana poprzez kamery, nagranie z kamer będzie dołączone do sprawy. W placówce proszę zachowywać się naturalnie, żeby żaden pracownik nie posiadał informacji, iż pani współpracuje z organami i departamentem bezpieczeństwa banku. Czy to jest dla pani jasne? - pytał i życzył powodzenia.
Policji udało się namierzyć jednego ze sprawców, na których nazwiska były przelane pieniądze. Prokuratura postawiła mu zarzuty. Katarzyna pieniędzy nie odzyskała. - Adwokat mówił, iż muszę założyć sprawę cywilną. Nie liczę, iż odzyskam te pieniądze. W tej chwili spłacam kredyt. Ok. 200 tys. zł łącznie - mówi.
Napisała "córka". "Straciłem 15 tys. zł"
Reporterzy Polsat News Ujawnia dotarli także do wiadomości wymienionych z innym oszukanym.
Do mężczyzny zadzwonił nieznany numer. Na SMS-owe pytanie "kto to", dostał odpowiedź "twoja córka".
"Upuściłem telefon. Ekran dotykowy już nie działa. To mój nowy numer, możesz go zapisać" - brzmiała kolejna wiadomość. Mężczyzna próbował dodzwonić się do córki na znany mu numer, ale telefon nie odpowiadał, podobnie jak telefon zięcia. Doszedł do wniosku, iż telefon rzeczywiście się zepsuł.
"Nie mogę teraz zadzwonić jestem jeszcze zajęty trochę się stresuję... pomożesz mi w czymś?" - napisali oszuści. "Muszę dzisiaj przelać dwie płatności, ale mam nowy telefon i nie mogę tego zrobić aplikacji. Na kompie pokazuje, iż muszę potwierdzić w starej apce bankowej... Możesz to za mnie przelać? Oddam Ci wszystko jutro, na pewno..." - brzmiała kolejna wiadomość.
- Trzeba córce pomóc, no prosi, błaga, żeby wysłać te pieniądze. Zrobiłem to - opowiada mężczyzna.
ZOBACZ: Seniorze, nie daj się nabrać na to oszustwo. Popełnisz błąd i stracisz majątek
Napisał "do córki", iż zostało mu już tylko 3500 zł. "Wyślij im 3500 i wyślij mi zdjęcie" - otrzymał odpowiedź. Dopytywany "za co to jest", oszuści odpisali: "to jest dla telefonu i innych produktów elektronicznych, które kupiłem. Kupowałem już u niego wcześniej, więc nie ma się czym martwić". "Zadzwoń, bo coś to śmierdzi" - napisał oszukany mężczyzna.
- Ja zauważyłem, iż rodzaj jest męski i po tym już wiedziałem, iż to jest oszustwo. W międzyczasie córka zadzwoniła do mnie. Straciłem 15 tysięcy - opowiada.
Obudził mnie mój syn, który rozmawiał z dziadkiem przez telefon i mówi: "ale mama przecież śpi, nie możesz z nią rozmawiać". Przybiegł i dał mi telefon - wspomina córka oszukanego mężczyzny. - Tata zdenerwowany mówi "przecież ja z tobą piszę teraz". Ja mówię "nie, tato", a on mówi: "Jezu, chyba mnie oszukali" - dodaje.
Wrobiony przez oszustów. "To miały być dokumenty"
Ofiary często mówią o doskonałym przygotowaniu oszustów o tym, iż rozmowy są wiarygodne. Ale czy można jednocześnie przyjechać po pieniądze do oszukanej osoby i samemu zostać oszukanym? Kolejna historia pokazuje, iż tak.
Monitoring na jednej z klatek nagrał człowieka, który przyszedł do starszej osoby odebrać pieniądze. Policja od razu zareagowała i zaczęła go ścigać - jego wizerunek został opublikowany w mediach. Dotarliśmy do tego człowieka.
- Dałem kiedyś ogłoszenie przewozu osób w Polsce, za granicą i tak dalej. Po jakimś czasie odezwała się pani, która zaproponowała mi przewóz dokumentów. Tylko miałem podejść do jakichś tam państwa, wziąć te dokumenty niby i to wszystko. A później się okazało, iż to jednak nie były dokumenty, a były to pieniążki - opowiada.
ZOBACZ: Policja szuka "pracownika banku". Oszukał kobietę przy użyciu Blika
Podkreśla, iż o tym nie wiedział. - To było tak zapakowane, iż to nie szło choćby zobaczyć, czy to są pieniądze, czy faktycznie dokumenty. Pojechałem za tą ustaloną kwotę, przekazałem tą paczkę dalej komuś i wróciłem. To wszystko - wspomina.
- Gdybym wiedział, iż są to pieniądze, to ja bym na pewno czegoś takiego nie zrobił. To, co przeżyłem, to jest moje. Psychicznie dostałem po tyłku i to ostro, bo to było w naszych tu okolicach, wszędzie nagłośnione, moje zdjęcie było opublikowane - opowiada.
Taksówkarz został uniewinniony przez sąd. Jego historia pokazuje, jak łatwo wpaść w sidła przestępców.
Jeszcze łatwiejsze oszustwa. "Pole minowe"
Ponad 50 różnych sposobów podszycia się zawierają policyjne statystyki. Oprócz policjanta czy rodziny, naciągacze podawali się za listonosza, pracownika ministerstwa, pracownika giełdy czy pomocnika drogowego.
Wszystkie te sposoby pozwoliły wyłudzić pieniądze - także metodami, które dziś wydają się nie do wykrycia
Sztuczna inteligencja jest dziś wyzwaniem dla policji. Zmiana głosu nie jest dziś problemem . Oszust może mówić dobrze nam znanym głosem, w który po prostu uwierzymy. Ale nie tylko to, co słyszymy może być kłamstwem. Także to, co widzimy podrabiają oszuści.
ZOBACZ: Hiszpania: Podawał się za Boga i Maryję. Oszukał seniorkę na 300 tysięcy euro
- Według mnie to jest absolutne pole minowe, które sobie kładziemy. Tylko czekamy aż ktoś wdepnie w tę minę - mówi Wojtek Kardyś, ekspert w dziedzinie komunikacji internetowej. - Teraz oszustwo "na wnuczka" będzie napędzane non stop, bo to sztuczna inteligencja - tłumaczy.
- Ja już nie jestem w stanie odróżniać pewnych rzeczy w internecie. Jak powstają niektóre filmy, zwłaszcza te, które nie są doskonałe, czyli niby kamerki policjantów, którzy aresztują psa czy kota, który prowadził, ja już nie jestem w stanie stwierdzić, czy to jest prawda czy nie. W tych czasach musimy mieć u siebie włączoną permanentną wątpliwość, czy to, co widzę, jest prawdą – dodaje.
Kardyś podkreśla, iż najważniejsze są dwie kwestie - regulacje prawne i edukacja cyfrowa.
Cały reportaż "Legenda" możesz obejrzeć TUTAJ.
Widziałeś coś ważnego? Przyślij zdjęcie, film lub napisz, co się stało. Skorzystaj z naszej Wrzutni


19 godzin temu















English (US) ·
Polish (PL) ·
Russian (RU) ·