Odpalony w KGP granatnik, rozbity radiowóz z zatrzymanymi w dziwny sposób nastolatkami, inwigilacja ze strażackiego wysięgnika, akcja ws. wartej 33 gr bułki, którą dziecko zjadło w sklepie, funkcjonariusze schwytani przez SOK na kradzieży koksu… Czy policja miała kiedykolwiek gorszą serię?
Marek Biernacki: Nie, to jest seria wyjątkowo czarna. A do tych wszystkich interesujących media spraw trzeba jeszcze dodać inne zatrważające informację – wyraźnie wzrasta drobna przestępczość. To jest już naprawdę dotkliwy problem m.in. u nas na Pomorzu, gdzie coraz częściej mają miejsce włamania do domów, siedzib firm, kradzieże aut lub ogałacanie zaparkowanych samochodów z wartościowych części.
Mowa o zjawiskach, które były w Polsce praktycznie wyplenione, a teraz grupy przestępcze do nich wracają. Ludzie są okradani, a służby patrzą na to bezradnie. Dopiero uwzględniając te problemy, widać prawdziwy obraz dzisiejszej policji.
Jest z nią naprawdę źle, a… będzie jeszcze gorzej. Mało się o tym mówi, a przecież mnóstwo doświadczonych funkcjonariuszy planuje w tym roku odejście ze służby. To się zacznie dziać już w marcu.
Jak to się stało, iż tak wygląda służba, która jeszcze kilka lat temu miała rekordowo wysokie zaufane społeczne, a wielu młodych Polaków chciało robić w niej karierę?
Główną przyczyną jest dzisiejszy sposób rekrutacji. Kiedyś o przyjęciu do policji decydowały testy psychologiczne i sprawnościowe. W pewnym momencie było rzeczywiście tak, iż na jedno wolne stanowisko kandydowało po kilka osób. Można więc było wybierać najlepszych.
Z początkiem rządów Prawa i Sprawiedliwości reguły w polskiej policji się jednak pozmieniały. jeżeli ktoś chciał robić karierę, przestało liczyć się to, czy ma adekwatne predyspozycje psychiczne, kondycyjne i jest dobry w tej pracy. Ważna stała się lojalność wobec ugrupowania rządzącego.
Karierę w ostatnich latach często robili nie policjanci z największymi dokonaniami, a osoby mające na przykład jakiegoś dobrego znajomego wśród polityków PiS. Co najgorsze, to realia panujące nie tylko na szczeblu KGP, ale i wojewódzkim, powiatowym czy miejskim.
A ostatnimi czasy rekrutacja do policji jest na coraz niższym poziomie ze względu na finanse. Szalejąca inflacja adekwatnie zjadła już te wszystkie podwyżki i dodatki, które funkcjonariusze otrzymali. Nie ma co się dziwić, iż potencjalnie najlepsi kandydaci nie są zainteresowani służbą, a wielu mundurowych rozważa złożenie wypowiedzenia.
Niech mi pan nie wmawia, iż za poprzednich rządów dobre układy z partią nie pomagały w policyjnej karierze…
Nie twierdzę, iż nigdy tak nie było, ale ogólna sytuacja była diametralnie inna niż za czasów PiS. Każda poprzednia władza koniec końców stawiała na kryterium kompetencyjne, a dziś służby – nie tylko policja – zdominowane są przez nominacje partyjne.
Kiedy to ja byłem ministrem spraw wewnętrznych i administracji, nigdy nie było takiej sytuacji, iż przychodził jakiś lokalny polityk z naszej partii i wskazywał, kto w jego regionie ma być komendantem, albo kogo trzeba do służby przyjąć.
Jako jeden z byłych szefów MSWiA nie ma pan sobie nic do zarzucenia? Na przykład, iż nie udało się wprowadzić takiego systemu, który partyjne sterowanie policją w ogóle by uniemożliwiał?
Można mieć takie pretensje do poprzednich szefów MSWiA czy całych rządów, ale ostatecznie wszystko zależy od człowieka, który obejmuje tę niezwykle odpowiedzialną tekę i tych, którzy z nim będą współpracowali.
Przecież myśmy stworzyli na nowo stanowisko komendanta głównego policji w taki sposób, aby minister nie mógł ingerować w jego decyzje. Przyszła jednak nowa władza z takimi, a nie innymi ludźmi i wszystkie te formalne obwarowania zostały złamane.
Dotyczy to nie tylko policji. Podobnie jest z sejmową Komisją do Spraw Służb Specjalnych. Zawsze zasadą było, iż w prezydium KSS zasiada przedstawiciel opozycji i jest rotacja, a teraz nie ma o tym mowy.
Co by pan doradził Mariuszowi Kamińskiemu, gdyby ten przyszedł po radę ws. odbudowy zaufania do służb?
Przede wszystkim, żeby zastanowił się, czy w tej sytuacji sam nie powinien podać się do dymisji… Poza tym podstawową kwestią, którą trzeba jak najszybciej załatwić, jest oczywiście odwołanie gen. insp. Jarosława Szymczyka. Mariusz Kamiński nie ma żadnych szans na odbudowę zaufania, jeżeli dalej będzie upierał się przy tak wizerunkowo obciążonym szefie KGP.
Nigdy nie byłem zwolennikiem radykalnych zmian personalnych, ale dzisiaj nie da się tego inaczej załatwić. Generał Szymczyk całkowicie utracił zdolność do zarządzania policją. Do tego niezbędny jest autorytet, a kolejne skandale wokół niego są dla funkcjonariuszy demoralizujące. Dzisiaj mamy taką sytuację, iż szef policji jest królem memów… Co więcej, popularnych wśród jego podwładnych, bo przecież policjanci masowo je sobie przekazują!
Poza tym radziłbym ministrowi Kamińskiemu wrócić do dobrego zwyczaju, który przez długie lata panował, iż pewien wpływ na działania policji – ich ogólny kierunek – mają samorządowcy. Oczywiście nie mówię tu o wpływie na Centralne Biuro Śledcze Policji, ale konsultacjach na poziomie komendy wojewódzkiej, powiatowej czy miejskiej.
Tak było za czasów PO-PSL i wcześniej, iż samorząd wojewódzki, starosta czy burmistrz lub prezydent miasta choćby raz w roku spotykali się z lokalnym dowództwem i omawiali najbardziej palące problemy, czy wyzwania. To był jakiś rodzaj nadzoru poprawiającego poczucie bezpieczeństwa w lokalnych wspólnotach. Teraz nic z tego nie zostało, jest tylko upartyjnienie i centralne sterowanie.
Z kręgów policyjnych słychać, iż z dymisją generała Szymczyka nie jest tak łatwo, bo wśród wysokich rangą oficerów nie ma tłumu chętnych do przejęcia KGP w takich okolicznościach…
Myślę, iż gdyby do dymisji doszło, jakiś chętny by się znalazł. Choć to prawda, iż w aktualnej sytuacji byłoby mu prawdopodobnie trudno zagwarantować policjantkom i policjantom, iż kończą się naciski polityczne.
Niestety, autorytet całej tej służby upadł, bo policja przez ostatnie siedem lat była wykorzystywana do operacji, w których nigdy nie powinna uczestniczyć. Ta ostatnia akcja z inwigilacją działaczy "Lotnej Brygady Opozycji" ze strażackiego wysięgnika jest symbolem podsumowującym przykry całokształt. Odbudowywanie policyjnego autorytetu będzie trwało długo i musimy mieć tego świadomość…
Podobno jesienią zmiana władzy, ma pan swoich faworytów do obsady MSWiA?
Nie ma co ukrywać, iż ugrupowania opozycyjne zaczęły przygotowywać się na możliwą zmianę władzy – także, jeżeli idzie o kwestię bezpieczeństwa państwa, ale na poziomie programowym i projektowym. Nikogo nie interesują jeszcze sprawy kadrowe, bo jest na nie stanowczo zbyt wcześnie.
Dzisiaj nie rozmawiamy o nazwiskach, a na temat tego, jak w kampanii wyborczej zaznaczać różnice między poszczególnymi partiami przy jednoczesnej zgodzie co do kluczowych spraw. Przykład Komisji Obrony Narodowej pokazuje, iż takie porozumienie opozycji jest możliwe. Kto śledzi jej prace, ten wie, iż zawsze mówimy tam jednym głosem.
Czyli powinniście już ustalić, czy nowy minister ma być osadzony politycznie równie mocno, co dzisiaj Mariusz Kamiński – który jest wiceprezesem PiS – czy też stawiacie na niezależnego eksperta.
Uważam, iż MSWiA to resort, który powinni obejmować praktycy. To jest przeogromne ministerstwo wymagające wiedzy o tym, jak funkcjonuje państwo. Jednocześnie kierująca nim osoba nie może być całkowicie spoza świata polityki.
Żeby naprawdę naprawić sytuację w MSWiA trzeba mieć silną pozycję w całym rządzie. Takie są smutne realia polskiej polityki, iż jeżeli dany minister jest zbyt słaby politycznie, to ma problemy z forsowaniem swoich pomysłów.
Pan tym resortem kierował w czasach, gdy służyło jeszcze wielu funkcjonariuszy zaczynających karierę w PRL. Czy słuszne są obawy tych, którzy dziś twierdzą, iż nowi szefowie MSWiA muszą przygotować się na podobne doświadczenia, bo policja i służby specjalne "długo będą PiS-owskie"?
Przywrócenie klucza merytorycznego w rekrutacji, awansach i zarządzaniu służbami powinno sprawić, iż funkcjonariusze przestaną myśleć o osobistych sympatiach partyjnych. Nam pod koniec lat 90. coś takiego się udało. Przecież wspomniane przez pana "osoby zaczynające karierę w PRL" to właśnie te, które później skutecznie zwalczały mafię pruszkowską itd.
Za taki świetny przykład zawsze podaję Jurka Kowalskiego, który w tamtych czasach był w KGP odpowiedzialny za walkę z przestępczością zorganizowaną, w tym szczególnie z dilerami narkotyków. To przecież prawdziwa legenda polskiej policji i dowód, iż kryterium merytoryczne jest ważniejsze od spoglądania na to, kiedy ktoś zaczynał karierę.
Jeśli wtedy, w jednak o wiele gorszej sytuacji ekonomicznej służb, udało nam się skutecznie walczyć z brutalnymi gangsterami – były okresy, gdy codziennie dochodziło do strzelanin czy zamachów bombowych – to i teraz policji może udać się walka ze wzrastającą przestępczością. Wystarczy porzucić politykę, znaleźć dowódców z autorytetem i skupić się na pracy.