Mieszkańcy bloku przy ulicy Barcza w Olsztynie muszą żyć w smrodzie, który wydobywa się z jednego z mieszkań. Starsi lokatorzy trzymali tam bowiem króliki i kury, natomiast teraz nie wynoszą śmieci. W budynku pojawiły się także karaluchy.
O historii, która dzieje się w bloku przy ulicy Barcza w Olsztynie informuje „Fakt”. Od wielu lat mieszka w nim starsze małżeństwo, które stwarza innym lokatorom duże problemy. Zaczęły się one już wiele lat temu.
– W jednym z pokoi trzymali króliki i kury i o godz. 4 rano całą klatkę budziło pianie koguta. To były jednak tylko delikatne początki problemów. Wraz z wiekiem małżonkowie zaczęli zdradzać objawy zaburzeń, polegające na znoszeniu do mieszkania wszelkich śmieci z okolicy – tłumaczą sąsiedzi starszego małżeństwa.
Z małżeństwem nic nie można zrobić
Mieszkańcy narzekają, iż cały budynek dosłownie tonie w odpadach, przez co trudno jest dostać się do liczników wody. – Zużyty papier toaletowy zbierają w plastikowe worki, ponieważ oszczędzają wodę. Prania na balkon nie mogę wywiesić, bo z góry śmieci lecą. Dogrzewają się gazem i tak naprawdę idąc spać, nie wiem, czy obudzę się na tym świecie. Zrobiło się niebezpiecznie – tłumaczy „Faktowi” kobieta, która mieszka w bloku.
Sprawa jest skomplikowana, ponieważ starsze małżeństwo regularnie płaci czynsz. Spółdzielnia regularnie natomiast zleca czyszczenie bloku.
– O sytuacji zawiadomiono wielokrotnie instytucje państwowe jak MOPS i sanepid, które prowadzą swoje postępowania w tym zakresie. Dodatkowo spółdzielnia regularnie dokonuje wizji lokalnych, jednakże właściciele lokalu nie wpuszczają do lokalu jej pracowników i zgadzają się jedynie na wejście konserwatora – mówił w rozmowie z „Faktem” rzecznik prasowy spółdzielni.