Latem pojawiły się informacje o milionowych karach za remonty w mieszkaniach. Okazało się to nieprawdą. Prawda jest jednak równie niepokojąca. Inspektorzy nadzoru budowlanego mogą wejść do twojego lokalu bez nakazu sądowego, bez wcześniejszego powiadomienia, czasem choćby bez twojej obecności. Wystarczy jeden telefon sąsiada. I odpowiadasz za remonty poprzednich właścicieli.

Fot. Shutterstock / Warszawa w w Pigułce
Medialna panika a rzeczywistość
Media zelektryzowały właścicieli mieszkań doniesieniami o karach przekraczających milion złotych za domowe przeróbki. Główny Urząd Nadzoru Budowlanego gwałtownie zdementował informacje o masowych akcjach kontrolnych. Takie kontrole rzeczywiście nie odbywają się, ale to wcale nie oznacza, iż inspektor nie może zjawić się akurat w twoim mieszkaniu.
Kwota przekraczająca milion złotych faktycznie istnieje w przepisach, dotyczy jednak samowolnej budowy domów czy rozbudowy całych budynków. Zwykłe remonty w blokach mieszkalnych podlegają innym regulacjom. Problem w tym, iż te regulacje dają inspektorom bardzo szerokie uprawnienia.
Podstawa prawna która istnieje od trzydziestu lat
Ustawa z lipca 1994 roku, znana jako Prawo budowlane, daje organom nadzoru prawo wstępu do każdego obiektu budowlanego. Blok mieszkalny jest obiektem budowlanym. Twoje mieszkanie także. Przepis art. 81a nie wymaga żadnego nakazu sądowego, nie zmusza inspektora do wcześniejszego powiadomienia właściciela. Wystarczy uzasadnione podejrzenie naruszenia prawa budowlanego.
Przez lata przepisy pozostawały głównie na papierze. Inspektoraty nie miały kadry, żeby reagować na każde zgłoszenie. Większość spraw umierała w biurokratycznej machinie jeszcze przed wysłaniem kontrolera. Sytuacja zmieniła się w ostatnich latach. Inspektoraty otrzymały fundusze na nowe etaty, sprawniejsze systemy informatyczne, lepszą współpracę z zarządcami budynków.
Kontrole nie są masowe. Ale jeżeli sąsiad zadzwoni do inspektoratu z konkretnym zgłoszeniem, sprawa najprawdopodobniej zostanie rozpatrzona. A inspektor przyjdzie do mieszkania bez pytania o zgodę.
Kontrola odbywa się w obecności świadków
Prawo wymaga, żeby podczas kontroli w mieszkaniu była obecna pełnoletnia osoba z domowników oraz przedstawiciel zarządcy lub administracji budynku. jeżeli nikogo nie ma w domu, inspektor może przywołać pierwszego pełnoletniego przypadkowego świadka z klatki schodowej. Albo choćby z ulicy.
Kontrola odbywa się wtedy w obecności tej osoby. Właściciel mieszkania może w ogóle nie wiedzieć, iż ktoś wszedł do jego lokalu. Dowiaduje się o tym później – gdy dostaje zawiadomienie o wszczęciu postępowania.
Próba odmowy wpuszczenia inspektora kończy się problemami. Kodeks karny w art. 224 przewiduje karę do trzech lat więzienia za utrudnianie wykonania czynności służbowej. Inspektor ma prawo wejść, właściciel ma obowiązek go wpuścić.
Jeden telefon od sąsiada może uruchomić machinę
Zdecydowana większość kontroli w mieszkaniach zaczyna się od zgłoszenia. Sąsiad słyszy głośne wiercenie od wczesnego rana. Widzi robotników wnoszących płyty gipsowe przez wąską klatkę. Zauważa, iż w ścianie wspólnej pojawiły się dziwne pęknięcia. Dzwoni do zarządcy albo bezpośrednio do inspektoratu.
Wystarczy podejrzenie. Nie trzeba dowodów. Sąsiad nie musi udowadniać, iż właściciel faktycznie naruszył przepisy. Wystarczy, iż ma uzasadnione obawy. Inspektor musi sprawdzić każde takie zgłoszenie.
Przypadek z warszawskiej Pragi ilustruje mechanizm. Sąsiadka zgłosiła nietypowe odgłosy dobiegające zza ściany – długotrwałe stukanie, hałasy przypominające kucie betonu. Inspektor przeprowadził kontrolę i odkrył, iż właściciel zabudował instalacje wentylacyjne w ścianie konstrukcyjnej bez wymaganego zgłoszenia. Procedura legalizacyjna kosztowała właściciela ponad 8000 złotych i trwała kilka miesięcy.
Kolejny przykład dotyczy mieszkania na Mokotowie. Sąsiad zauważył pęknięcia na ścianie wspólnej, która dzieliła oba lokale. Okazało się, iż poprzedni właściciel mieszkania obok wyburzył fragment ściany nośnej podczas łączenia pokoi. Obecny właściciel musiał zapłacić za ekspertyzę konstrukcyjną i legalizację prac, których nie wykonywał.
Kupiłeś mieszkanie po remoncie? Odpowiadasz za wszystko
Prawo budowlane nie rozróżnia, kto faktycznie wykonał nielegalne prace. Odpowiada zawsze obecny właściciel. Kupujesz mieszkanie z otwartą kuchnią połączoną z salonem? Sprawdź, czy poprzedni właściciel miał zgłoszenie na wyburzenie ściany. jeżeli nie miał – problem przechodzi na ciebie.
Nowy właściciel dziedziczy konsekwencje wszystkich decyzji poprzedników. Inspektor może przeprowadzić kontrolę rok, dwa, pięć lat po transakcji. Mieszkanie kupiłeś w styczniu, kontrola przyszła we wrześniu – i nagle okazuje się, iż musisz legalizować cudze remonty.
To pułapka kosztująca dziesiątki tysięcy złotych. Kupujący zwykle nie sprawdza dokumentacji budowlanej mieszkania. Akty notarialne, księgi wieczyste, opłaty – tak. Ale zgłoszenia do inspektoratu? Rzadko kto o tym pamięta.
Dlatego przed zakupem mieszkania po remoncie trzeba żądać pełnej dokumentacji. Zgłoszenia do nadzoru budowlanego, protokoły odbioru prac, opinie techniczne, faktury od firm remontowych. jeżeli sprzedający nie może ich pokazać, to czerwona lampka ostrzegawcza. Albo rezygnujesz z zakupu, albo mocno obniżasz cenę – bo ryzykujesz koniecznością legalizacji cudzych prac.
Co to oznacza dla ciebie
Planujesz remont? Zanim kupisz młotek, sprawdź w zarządzie, czy twoje prace wymagają zgłoszenia. Konsultacja z administratorem budynku kosztuje kilkaset złotych. Późniejsza legalizacja – choćby kilkanaście tysięcy.
Wiele pozornie drobnych prac wymaga formalnego zgłoszenia. Przesunięcie ściany działowej. Powiększenie okna. Wbudowanie instalacji elektrycznej w ściany konstrukcyjne. Granica między tym, co można zrobić bez zgłoszenia, a tym, co wymaga formalności, często przebiega w miejscach zaskakujących dla przeciętnego właściciela.
Rób dokumentację fotograficzną przed każdym remontem. Każda ściana, każdy detal, każde pomieszczenie. W razie sporu z inspektorem będziesz mógł udowodnić, jak mieszkanie wyglądało przed twoimi pracami. To może uratować cię przed odpowiedzialnością za prace wykonane przez poprzednich właścicieli.
Pięćset złotych mandatu to dopiero początek
Prawo budowlane przewiduje karę grzywny do 500 złotych za wykonywanie robót bez wymaganego pozwolenia lub zgłoszenia. W przypadku kilku wykroczeń jednocześnie – do tysiąca złotych. To oficjalne stawki za sam fakt nielegalnych prac.
Realne koszty zaczynają się później. Legalizacja samowoli budowlanej w mieszkaniu może pochłonąć od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Sama procedura administracyjna kosztuje około 2500-5000 złotych. Do tego dochodzą honoraria architekta przygotowującego dokumentację powykonawczą, ekspertyzy techniczne sprawdzające wpływ prac na konstrukcję budynku, ewentualne poprawki.
W najgorszym scenariuszu organ może nakazać przywrócenie stanu pierwotnego. Rozbiórkę nielegalnie przestawionej ściany. Zasypanie podłogi, pod którą poprowadzono niedozwolone instalacje. Wymianę całej instalacji elektrycznej wbudowanej z naruszeniem przepisów. Koszty sięgają wtedy dziesiątków tysięcy złotych.
Uproszczona procedura legalizacji, dostępna dla prac wykonanych ponad 20 lat temu, pozwala uniknąć opłaty legalizacyjnej. Wymaga jednak ekspertyzy geodezyjnej i technicznej, których łączny koszt waha się między 1200 a 5400 złotych. To i tak znacznie taniej niż zwykła procedura.
Protokół kontroli wymaga uważnej lektury
Inspektor musi pokazać legitymację służbową i upoważnienie do przeprowadzenia kontroli. Po zakończeniu czynności sporządza protokół. Właściciel powinien dokładnie przeczytać każde zdanie przed podpisaniem.
Nie zgadzasz się z ustaleniami? Wpisz uwagi do protokołu. Nie musisz akceptować wszystkiego, co inspektor zapisze. Możesz zakwestionować jego wnioski, przedstawić własną interpretację, wskazać dokumenty potwierdzające twoją wersję zdarzeń.
Protokół stanowi podstawę późniejszego postępowania administracyjnego. Każde słowo może być wykorzystane jako dowód. Podpisywanie na szybko, bez czytania, może skończyć się problemami w dalszej procedurze.
Inspektor może żądać okazania dokumentacji prac. Prawo budowlane daje organom nadzoru prawo do żądania informacji lub dokumentów związanych z prowadzeniem robót, przekazywaniem obiektu do użytkowania, utrzymaniem obiektu. Brak dokumentacji może zostać uznany za działanie w złej wierze.
Dlatego każdą fakturę, każde zgłoszenie, każdą korespondencję z zarządem warto zachować. Nie wiadomo, kiedy mogą się przydać. Dokumenty sprzed pięciu, dziesięciu lat mogą okazać się najważniejsze podczas kontroli.
Nie improwizuj, nie przytakuj automatycznie, nie utrudniaj kontroli
Podczas kontroli najważniejsze jest zachowanie spokoju. Uprzejmość często pomaga uniknąć eskalacji sytuacji. Nie warto utrudniać pracy inspektora – kodeks karny przewiduje za to poważne konsekwencje. Ale też nie warto samodzielnie przyznawać się do niczego.
Każde słowo wypowiedziane podczas kontroli może zostać zapisane w protokole. Lepiej powiedzieć, iż skonsultujesz się z prawnikiem, niż improwizować na miejscu i przyznawać się do rzeczy, których nie jesteś pewien.
Jeśli dostaniesz zawiadomienie o wszczęciu postępowania, nie ignoruj go. Termin na odpowiedź jest krótki. Jego niezachowanie może skutkować wydaniem decyzji niekorzystnej dla ciebie bez wysłuchania twoich argumentów. Kontakt z prawnikiem specjalizującym się w prawie budowlanym może kosztować kilka tysięcy złotych. Ale może zaoszczędzić dziesiątków tysięcy złotych kary i kosztów legalizacji. Ekspert pomoże zrozumieć, które zarzuty są uzasadnione, a które można skutecznie podważyć.
Przechowuj dokumentację przez długie lata
Najlepszą obroną przed zarzutami o samowolę budowlaną jest kompletna dokumentacja wszystkich prac. Faktury od firm remontowych, zgłoszenia do nadzoru budowlanego, protokoły odbioru, opinie techniczne, korespondencja z zarządem.
Wszystko to warto przechowywać przez dziesiątki lat. Kontrola może przyjść po dwóch latach. Albo po pięciu. Może w związku z kolejnym remontem w budynku, może po zgłoszeniu sąsiada, może podczas przeglądu technicznego całego bloku.
Jeśli kupujesz mieszkanie po kimś, żądaj od sprzedającego dokumentacji wszystkich remontów. jeżeli jej nie ma – rozważ, czy warto kupować takie mieszkanie. Albo wynegocjuj obniżkę ceny odpowiadającą potencjalnym kosztom legalizacji. Bo problem może wyjść na jaw rok po transakcji, a wtedy sprzedawca już dawno wydał twoje pieniądze.
Przepisy działają od lat, ale teraz sprawniej
Art. 81a Prawa budowlanego obowiązuje od 1994 roku. Zmiany w ostatnich latach dotyczą nie samych przepisów, ale możliwości ich egzekwowania. Inspektoraty mają więcej pracowników, lepsze narzędzia, sprawniejsze procedury współpracy z zarządcami.
Wzrosła też świadomość wspólnot mieszkaniowych. Administratorzy wiedzą, iż odpowiadają za bezpieczeństwo konstrukcji całego budynku. Nielegalne prace jednego mieszkańca mogą zagrozić stabilności ścian nośnych, instalacji, a w skrajnych przypadkach – całej konstrukcji. Dlatego zarządcy chętniej zgłaszają podejrzenia nielegalnych remontów.
System działa sprawniej. To nie oznacza masowych kontroli w stylu przeszukiwania każdego mieszkania w bloku. Ale oznacza, iż jeden telefon od sąsiada może skończyć się wizytą inspektora. Bez nakazu. Bez wcześniejszego zawiadomienia. Na podstawie przepisu, który istnieje od trzydziestu lat, ale dopiero teraz jest faktycznie egzekwowany.

2 godzin temu













English (US) ·
Polish (PL) ·
Russian (RU) ·