Kierowcy mogą paść ofiarą oszustwa "na gorący samochód". Niewiarygodne, na co wpadli złodzieje

15 godzin temu
Zabezpieczenia antykradzieżowe w autach są coraz trudniejsze do złamania lub ominięcia, ale złodziejom nigdy nie brakuje kreatywności. Teraz wymyślili wieloetapową metodę oszustwa "na gorący samochód". Jest skomplikowana, ale dlatego też skuteczna, opłacalna (zarabiają trzy razy!) i bardzo trudno ją potem wykryć policjantom. Na czym polega?


Oszustwo "na gorący samochód" to miks tradycyjnej kradzieży auta i wyłudzenia odszkodowania. Nie da się ukryć, iż najbardziej narażeni na to są właściciele raczej nowszych samochodów i takich, do których są drogie części. Przy tym patencie jest tyle zachodu i grozi za to wiele lat odsiadki, iż nie warto byłoby ryzykować dla niewielkiego zysku.

Oszustwo opisała "Gazeta Wyborcza" w rozmowie z detektywką, która tropi kierowców wyłudzających odszkodowania na zlecenie towarzystw ubezpieczeniowych. Mówi tam o kilku różnych nowoczesnych metodach złodziei. Najbardziej pomysłowe jest właśnie "na gorący samochód". Do tego łączy kilka pomniejszych trików, o których będzie na koniec.

Oszustwo "na gorące auto". Na czym polega krok po kroku?


"Rondziarze" czyhają na potencjalne ofiary. Jak wyłudzają odszkodowanie?


Do zainscenizowania kolizji w metodzie "na gorący samochód" może dojść na rondzie, gdzie łatwo o stłuczkę. To główne miejsce "pracy" tzw. "rondziarzy". Oni również oszukują, ale im chodzi tylko o wyłudzenie odszkodowania przez prowokowanie kolizji na rondach. Często są w stanie przekonać policjantów, iż to oni są ofiarami.

– Wielu "rondziarzy" porusza się samochodami, do których nie ma zamienników, a części są drogie. Dzięki temu mogą otrzymać wyższe odszkodowanie. Jednak średni przedział to od kilku do kilkunastu tysięcy złotych tygodniowo – wyjaśnia deketywka.

"Rondziarze" to jednak pikuś przy złodziejach celowo powodujących karambol na drogach szybkiego ruchu. Celowo rozbijają luksusowe samochody, by dostać pieniądze z odszkodowania. Bierze w tym udział kilka osób.

– W akcji udział biorą dwa czy trzy pojazdy. Na najczęściej dwupasmowej drodze szybkiego ruchu otaczają samochód ciężarowy. Jeden jedzie przed nim, drugi z boku, trzeci z tyłu, jako obstawa. Oczywiście są na łączach radiowych. Ten z przodu gwałtownie hamuje, ciężarówka też próbuje hamować, ale oczywiście nie wyrabia, więc próbuje zmienić pas na lewy, ale tam zajeżdża mu drogę drugi samochód i dochodzi do wypadku. Kierowca, który hamował, znika, a odszkodowanie idzie do kierowcy, w którego wjechała ciężarówka – mówi rózmówczyni "Wyborczej".

Oba te sposoby wyłudzenia odszkodowań mogą być z powodzeniem wykorzystane przy metodzie "na gorący samochód". Jak się uchronić przed oszustami? Teoretycznie powinna pomóc kamerka w aucie. W praktyce na nagraniu jednak będzie nagrany dowód na to, iż to my rzekomo spowodowaliśmy kolizję. A policji czy sędziom nie zawsze się będzie chciało dociekać prawdy.

Idź do oryginalnego materiału