Jeszcze nigdy tyle osób w Polsce nie miało pozwolenia na broń. Zainteresowanie jest ogromne

1 miesiąc temu
Zainteresowanie pozwoleniami na broń w Polsce rośnie od czasu inwazji Rosji na Ukrainę. Można także mówić o rekordowej liczbie tych już wydanych. – Wcześniej wydawaliśmy około 700 pozwoleń miesięcznie, w tej chwili w granicach 500 tygodniowo – przekazał inspektor Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.


Do celów osobistych


Choć przez cały czas najpopularniejsze jest uzyskiwanie pozwolenia na broń w celu kolekcjonerskim i sportowym, to wzrost wydanych pozwoleń szczególnie widać w przypadku pozwoleń na broń do ochrony osobistej. W 2023 roku zgodę na nią uzyskały 6242 osoby. Natomiast w 2021 r. takich osób było 81, w 2022 – 154.

Takimi pozwoleniami interesują się nimi nie tylko cywile, ale i funkcjonariusze służb. Tym drugim uzyskiwanie pozwoleń na broń do celów osobistych ułatwiono w lipcu 2023 roku, by wzmocnić potencjał obronny.

Statystyki dotyczące broni już posiadanej przytacza Grażyna Zawadka w Rzeczpospolitej. "W prywatnych rękach znajdują się ogółem 843 tys. sztuk różnego typu broni, którą legalnie ma w swojej dyspozycji 324 tys. osób. To oznacza, iż w ciągu zaledwie roku przybyło blisko 41 tys. nowych osób, którym policja wydała pozwolenia, natomiast arsenał posiadanej broni zwiększył się o przeszło 83 tys. sztuk" – czytamy.

Padają rekordy


Zwiększone zainteresowanie otrzymaniem pozwolenia na broń zaczęło rosnąć od czasu wybuchu wojny w Ukrainie.

– Wcześniej wydawaliśmy około 700 pozwoleń miesięcznie, w tej chwili w granicach 500 tygodniowo – mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" inspektor Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

– U nas na kilkaset składanych tygodniowo wniosków są dwie–cztery negatywne decyzje, zwykle z powodu przeciwwskazań natury psychicznej do posiadania broni – dodaje Andrzej Borowiak.

Realne zagrożenie czy sianie paniki?


O krokach, które podejmują kraje bałtyckie, by zabezpieczyć granice na wypadek spełnienia się czarnego scenariusza – agresji Rosji – oraz o emocjach obywateli pisała w naTemat Katarzyna Zuchowicz.

– Narracja o tym, iż kraje bałtyckie mogłyby zostać zajęte przez Rosję w ciągu 48 godzin, wraca adekwatnie od ich akcesji do NATO, a więc już dwie dekady. Takie alarmistyczne tony pojawiają się w różnych mediach i zachodnich, i polskich. Nie jest to nic nowego. Pamiętajmy też, iż media ukraińskie mają swój interes w alarmowaniu i podtrzymywaniu zainteresowania tym, co dzieje się w Ukrainie, a przypominanie, iż kraje bałtyckie może spotkać podobny los, ma silniej przemawiać do tych społeczeństw – tak odnosi się do tych doniesień Kazimierz Popławski, szef "Przeglądu Bałtyckiego".

Podkreśla wprost: – jeżeli chodzi o alarmistyczną atmosferę, to uspokajam. Państwa bałtyckie przez 50 lat były pod sowiecką okupacją. Graniczą z Rosją i Białorusią. Zawsze muszą brać pod uwagę, iż potencjalnie może wystąpić jakieś zagrożenie. Ale nie jest tak, jak często krzyczą nagłówki polskich mediów, iż społeczeństwa państw bałtyckich nie myślą o niczym innym, są niemalże spakowane i przygotowane do wojny. Na pewno tak to nie wygląda.

***


Rozwiąż nasz quiz!


***


Idź do oryginalnego materiału