Jeniec SWW

1 rok temu

Stałem z rękami na starym murze przedwojennej Stajni Wojskowej Szkoły Inżynierii. Z bronią maszynową wycelowaną w plecy. Mur ciągnął się wzdłuż publicznie dostępnej drogi. Budynek cudem przetrwał Powstanie i istnieje do dziś. Nie mogłem uniknąć pewnego skojarzenia. Zastanawiałem się czy tak wyglądają ostatnie minuty. W międzyczasie przed bramą pobliskiego kompleksu CBA zgromadziła się grupa osób. Pokazywano sobie tą scenę palcami. Coś przerwało monotonię kolejnego dnia pracy.

Publicznie dostępna odnoga Krzywickiego, gdzie rozegrała się sytuacja, oznaczona kolorem jasnoniebieskim. Budynek przedwojennych Stajni Wojskowej Szkoły Inżynierii, pod którym ustawił mnie wartownik, ciemnoniebieską strzałką.

Zacząłem, odwracając głowę, wołać do wartownika, iż chyba oszalał i żeby pomyślał co robi. Wkurzył się i jeszcze wyżej podniósł broń. – Trzy decybele głośniej i inaczej pogadamy.

Postanowiłem spokojnie zaczekać na rozwój wypadków. Nie dyskutuje się z karabinkiem szturmowym. Chwilowo żołnierz był ukontentowany tym publicznym pokazem. Scena przypominała egzekucję. Obok, do punktu dziecięcej poradni psychologicznej, przechodziła właśnie matka z małym chłopcem. Zasłoniła mu ręką oczy. Nowe stare standardy.

Kilka minut przed tymi wydarzeniami zaparkowałem przy ulicy Krzywickiego. Potem podszedłem na około 10 metrów do szlabanu, ciągle pozostając na drodze publicznej. Planowałem zostać tam kwadrans i zrobić kilka fotek do artykułu.

Dosłownie w ciągu minuty od mojego przybycia, zanim jeszcze włączyłem aparat w telefonie, uzbrojony w karabin beryl wartownik opuścił posterunek i wyszedł na ulicę. – Co pan tu robi? – Chcę zrobić parę zdjęć. – odpowiedziałem – Nie życzę sobie. – usłyszałem w odpowiedzi. Wartownik gwałtownie pokonał ostatnie dzielące nas metry i wyrwał mi telefon. Skierował w moją stronę karabin i z łupem wycofał się za bramę. Podszedłem do stróżówki od strony ulicy, nie wchodząc na teren zastrzeżony i zawołałem do strażnika. – Czemu to zrobiłeś? Wezwij przełożonego i oddaj komórkę!

– Znam Cię. Widziałem twój blog. – mówił wkurzony strażnik, nie kryjąc, iż chodzi mu konkretnie o mnie – Chciałeś zrobić mi zdjęcie. Regulamin pozwala zabrać telefon.

Jeszcze raz zażądałem zwrotu telefonu i wezwania Policji. Nic sobie z tego nie robił. Poczułem się napadnięty i obrabowany. Postanowiłem nazwać rzeczy po imieniu. Zacząłem wołać do wartownika. – Ukradłeś telefon! Dzwoń na Policję. To kradzież. Oddawaj komórkę!

To poruszyło go do żywego. prawdopodobnie w swoim przekonaniu może wyrywać ludziom telefony na ulicy. A ci nie powinni protestować. Wkurzony iż nie akceptuję jego działań, ruszył w moją stronę. Minął szlaban, znowu znalazł się na ulicy i podniósł lufę karabinu. W przezroczystym magazynku widać było ostrą amunicję.

Zdjęcie z wizyty pod obiektem w grudniu. Taką sugestywną bronią maszynową groził mi strażnik.

Na to nie miałem argumentów. – Ręce na ścianę, nogi szeroko. Ruchy! Masz jakieś urządzenia nagrywające? – to ostatnie interesowało go najbardziej – Ręce na ścianę. Szybko. – wyrzucał z siebie kierując mnie lufą wzdłuż ulicy pod mur, kilkadziesiąt metrów poza jednostką. W końcu stanąłem z rękoma na murze. Po raz pierwszy w życiu miałem szansę znaleźć się w takiej sytuacji.

Po jakimś czasie przybył przełożony wartowników, kapral D i niczego nie tłumacząc, poza obiektem, zakuł mnie w kajdanki. Już jako jeniec Wywiadu Wojskowego, zostałem zaprowadzony poza szlaban na ich teren. Przez kolejne 30 minut czekaliśmy na Policję. Spędziłem ten czas stojąc pod następną ścianą, pod czujnym okiem dwóch uzbrojonych żołnierzy. Dodatkowo obserwowała nas jedna z licznych kamer monitoringu. Kapral poszedł dzwonić do przełożonych a gdy wrócił zaczął mnie zagadywać, próbując obrócić sytuację w żart. – Może dostanę medal od Błaszczaka za twoje ujęcie. Ty jesteś jak ten audyt, na którego trwa teraz nagonka. – rzucił kapral – Pierwsze słyszę, gdzie nagonka? – odpowiedziałem – Aaa. – roześmiał się i urwał.

Przybyli Policjanci po wylegitymowaniu i sprawdzeniu w bazie, stwierdzili, iż nie widzą powodu do dalszej interwencji. Sporządzili własną notatkę. Następnie przez kolejną godzinę czekaliśmy na Żandarmerię Wojskową z Ostroroga. Przez ten czas nikt nie potrafił sformułować powodu zatrzymania ani podjętych czynności. Na moje szczęście dzień był słoneczny i względnie ciepły, bo ubrałem się na 10 minutowy spacer a nie 3 godzinne stanie w miejscu.

W międzyczasie zjawił się mój pogromca, który do tego momentu dalej pilnował bramy, rozładował broń i zaczął palić papierosa. Widać było, iż wciąż przeżywa te wydarzenia. – Godzinę przy Policjantach i odzyskałeś kolory. A nie tak jak wtedy – Rzucił uśmiechnięty i tryumfujący, iż udało się mu sterroryzować mnie bronią. Po tym kolejnym występie wszyscy spojrzeli na siebie, po czym wartownik został odprowadzony do budynku. Przed 15 zaczęli mijać nas wchodzący na drugą zmianę pracownicy SWW.

Po przyjeździe Żandarmerii i rozmowie z wartownikiem sytuacja została ostatecznie zakończona. Zwrócono mi komórkę, zostawiłem dane kontaktowe Porucznik z ŻW, która po chwili udała się do SWW żeby zabezpieczyć monitoring. Okazało się bowiem, iż ochraniający obiekt żołnierze nie mają do niego dostępu. Nagranie zostało zrobione bo jak tłumaczył przybyłym kapral – Zadzwonili z SWW, iż to ten pismak. Kazali zostawić, ale ten już zdążył… – dodał i machnął ręką w stronę budynku gdzie przebywał wartownik. Na koniec zostałem zaproszony na Ostroroga żeby złożyć zawiadomienie. Po prawie trzech godzinach byłem wolny. Nikt nie potrafił przedstawić mi powodu i podstawy działań, ani nie zamierzał sporządzić protokołów.

Przed odejściem usłyszałem jeszcze jak Porucznik zwróciła się do przełożonego wartowników.

– Założyłeś kajdanki?

– Tak – przyznał kapral.

– Ehh.

Następnego dnia złożyłem zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień, Art. 231 &1. Dotyczy niemal wyłącznie osoby pierwszego wartownika. Za około 6-8 tygodni poznamy rezultat.

Podsumowując, uważam, iż wartownik przekroczył swoje uprawnienia życzeniowo zakładając, iż regulamin pozwala mu zabierać telefony na ulicy, poza terenem strzeżonym. Zainicjował tym wymianę zdań, którą postanowił zakończyć groźbą użycia broni, znowu poza jednostką. Do tego doszło użycie kajdanek i prawie trzygodzinne przetrzymywanie na terenie SWW. Bez wskazania podstawy i jakiejkolwiek reakcji na prośby sporządzenia protokołu z przeszukania, zajęcia i zatrzymania. Wszystkie czynności przeprowadzono bez wskazania stopnia, imienia i nazwiska. Nie poinformowano o możliwości złożenia zażalenia. Dopiero przybyła Policja i ŻW postępowały zgodnie z przepisami. Co gorsza wartownik mnie znał, więc nie ma podstawy żeby przypuszczać, iż w jakikolwiek sposób mógł się mnie obawiać.

PS

Mapa przedwojennych budynków w stolicy link. To interesujący rejon bo prawie wszystkie budynki są oryginalne, co jest rzadkością w Warszawie.

Zdjęcie tytułowe, mur pod którym stałem, w tle wjazd do SWW, Google Street.

Idź do oryginalnego materiału