REKLAMA
Zobacz wideo
Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"
Fragment książki rozdziału "Kołyska" z książki "Patożycie. Z notatnika kuratora sądowego" autorstwa Piotra Matysiaka, Wydawnictwo RM."Dziesięć lat mówienia, sprawdzania, pouczania i kontrolowania"Jarka znam od dobrych dziesięciu lat. To wtedy z Ośrodka Pomocy Społecznej wpłynęło zawiadomienie, iż w jego rodzinie źle się dzieje. Wtedy też sąd, poprzez nadzór kuratora sądowego, postanowił ograniczyć jego rodzicom władzę rodzicielską. Ot, kurator przychodził i sprawdzał, czy dobrze zajmują się dzieckiem. Wizyty w domu, w szkole, w Ośrodku Pomocy Społecznej – tak przez dziesięć lat. Dziesięć lat mówienia, sprawdzania, pouczania i kontrolowania. Dziesięć lat pisania comiesięcznych sprawozdań do sądu na okoliczność wykonywania władzy rodzicielskiej. Dziesięć lat pracy za państwowe pieniądze, które w konsekwencji przyczyniły się do tego, iż Jarek jest tu – w bidulu.Wychowawca gwałtownie nudzi się tematem Jarka. Interesuje go to, czy ma szansę zostać kuratorem, chociażby społecznym. Potrzebuje dorobić. Jak każdy w tym zawodzie. Prowadzi mnie potem do pokoju, w którym przebywa Jarek. Pomieszczenie podobne do tych w internacie, tylko czuć zapach potu, niemytego ciała. Na podłodze porozrzucane brudne skarpety, spodnie, jakieś podkoszulki. Jarek leży na łóżku ze słuchawkami na uszach. Słucha muzyki z telefonu. Patrzy na mnie z obojętną miną. Zna mnie, wielokrotnie przychodziłem do jego rodziców i wielokrotnie był świadkiem moich rozmów z nimi. Teraz przychodzę tylko i wyłącznie do niego, by móc pomóc. Podobno. [...]
zdjęcie ilustracyjne [Shutterstock/Pavel Malitskyi]
"Jak bezdomne psy w schronisku"Dopiero teraz udaje się mi poznać prawdziwe życie Jarka. Jego punkt widzenia. Wiele spotkań, rozmów, a także analiz akt sądowych pozwala zauważyć ogrom negatywnych emocji, których doświadczył w swoim krótkim życiu. Nie ma on żalu do sądu, nie ma żalu do mnie, ma żal do rodziców, iż go zostawili i potraktowali jak śmiecia. Wyrzucony na margines społeczeństwa, gdzie miejscem życia jest bidul, wśród takich samych jak on – niemających dokąd pójść, a zarazem czekających choćby na krótkie odwiedziny matki czy ojca, którzy w chwilach trzeźwości przypominają sobie, iż mają dzieci upchnięte w państwowej placówce jak bezdomne psy w schronisku. "Z upływem lat robiło się coraz gorzej"Jarek lubi marzyć o tym, iż w jego w domu było naprawdę dobrze. Tworzy wyidealizowany obraz rodziny, bo tak jest łatwiej. Podświadomie chce wierzyć, iż rodzice go kochają i zabiorą z bidula. Liczy na to, iż któregoś dnia po prostu wróci do domu, a na stole będzie czekał na niego obiad ugotowany przez mamę, a o przeszłości gwałtownie zapomni. Marzy o tym, jednak im jest dłużej w bidulu, tym bardziej boi się, iż to nigdy nie nastąpi. Łapie go stres, z którym nie potrafi sobie poradzić. Boi się.Z upływem lat robiło się coraz gorzej, było coraz mniej momentów, w których uśmiechnięci rodzice trzymali się za ręce, a on, idąc niezgrabnie przodem, potykał się o każdą nierówność chodnika. Ale, jak sam mówi, jeszcze nie było tak źle, jeszcze potrafili się uśmiechać, przynajmniej na zewnątrz. Podczas spacerów i spotkań ze znajomymi udawali, iż jest pomiędzy nimi dobrze, choć w domu potrafili przez kilka dni nie zamienić ze sobą słowa. Jarek pamięta, jak podczas spacerów brał mamę i tatę za rękę, bo chciał czuć, iż są blisko niego i pragnął, by rodzice także zbliżyli się do siebie. Ciche dni poprzeplatane były dniami pełnymi awantur. Wtedy też usłyszał, iż jest bękartem, wpadką. prawdopodobnie początkowo nie rozumiał tego słowa, kojarzyło mu się jednak dziwnie. Przeważnie używał go ojciec, gdy mówił do mamy, iż puściła się z jakimś innym. Nie wiedział, co znaczy "puścić się". Zastanawiał się, czy chodzi tu o to, iż gdzieś mama nie trzymała się i upadła. Nie rozumiał…"W szkole pani mówiła, iż jest agresywny"Kolejnym nowym słowem, jakie poznał i które pamięta, jest "skrobanka". Wiedział, iż można skrobać patykiem, można robić takie fajne wydmuszki, gdy podczas świąt Wielkiejnocy mama wyskrobywała drucikiem na jajkach różne interesujące wzorki. Nie rozumiał tylko, czemu mówiła w kłótni z tatą, iż mogła go wyskrobać? Próbował wyobrażać sobie siebie jako jajko wielkanocne, które mama próbuje przyozdobić drucikiem w różne wzorki, kwiatuszki i szlaczki. Zastanawiał się, czy to nie będzie boleć. [...]W szkole, do której poszedł po ukończeniu przedszkola, nauka sprawiała mu trudności. Często był rozkojarzony, zdenerwowany, łatwo się irytował. Kiedy ktoś go przezywał lub zaczepiał, od razu rzucał się na niego z pięściami. Pani mówiła, iż jest agresywny, iż dzieci w klasie się go boją. Ale on nie potrafił inaczej reagować. Przecież tak nauczyli go rodzice, którzy już wtedy szarpali się i bili. Zauważył nawet, iż to, iż inni się go boją, sprawia mu radość. Triumfuje nad nimi, a strach innych dzieci napawa go dumą.
"Bękart i złodziej"Pamięta, iż pierwszy raz dostał od ojca porządne lanie w dniu pierwszej komunii. Po ceremonii goście przynosili głównie pieniądze, które wręczali mu w kopertach. Wtedy rodzice byli bardzo szczęśliwi. Pieczołowicie zbierali wszystkie koperty, by móc od razu w łazience przeliczyć kasę. Po komunii zapytał ich, czy kupią mu komputer, jednak powiedzieli, iż mają inne wydatki i go nie dostanie. Następnego dnia wziął sto złotych z kupki pieniędzy schowanej w szafce i wydał na słodycze. Wtedy ojciec zbił go pasem po plecach i nazwał złodziejem. Pamięta, iż od tamtego czasu, jak ojciec nie mógł czegoś znaleźć, to zawsze pytał go, czy tego nie ukradł. Niewyskrobany bękart i złodziej.Fragment książki rozdziału "Kołyska" z książki "Patożycie. Z notatnika kuratora sądowego" autorstwa Piotra Matysiaka, Wydawnictwo RM. Piotr Matysiak przez wiele lat był kuratorem sądowym. Pracował z dysfunkcyjnymi rodzinami i dziećmi umieszczonymi w placówkach opiekuńczych. Książka jest zbiorem jego wspomnień z pracy.