Jak mecenas Zbigniew K. sprzedał dług młodej fryzjerce

1 tydzień temu
Współoskarżony o oszustwa na kwotę 1,8 mln zł mecenas Zbigniew K. traci nerwy, bo jego proces przed Sądem Okręgowym w Legnicy ma się ku końcowi. Dziś do czerwoności rozwścieczyła go obecność dziennikarza na rozprawie. - Tego dziada trzeba pogonić - instruował swego pełnomocnika w trakcie przerwy. Co chciałby ukryć przed opinią publiczną? Jako jedna z ostatnich świadków w procesie zeznawała fryzjerka, która jak naiwna gęś dała się Zbigniewowi K. wmanewrować w prawnicze krętactwa. Według zeznań, złożonych w śledztwie, kilkanaście lat temu będąc młodą, ledwie osiemnastoletnią, dziewczyną, nabyła wierzytelność w kwocie 1,3 tys. zł. Działo się to w kancelarii adwokackiej Zbigniewa K. w Legnicy. Mecenas podsunął jej umowę, którą podpisała, najwyraźniej nie rozumiejąc o co chodzi. Jak twierdzi, w gabinecie jej mama zapłaciła Zbigniewowi K. gotówką. Mecenas wziął od kobiety pełnomocnictwo i powiedział, iż wszystkim się zajmie.

- Podpisała Pani umowę przelewu wierzytelności. Co to, według Pani, znaczy? - dopytywał sędzia Andrzej Szliwa.

- Że byłam sprzedawcą wierzytelności - plątała się kobieta.

- Jakiej wierzytelności?

Kobieta nie potrafiła powiedzieć, dowodząc, iż do dziś nie rozumie, co się stało w gabinecie Zbigniewa K.

Potem
Idź do oryginalnego materiału